Ed Wood

Data:

Tytułowy bohater „Eda Wooda” Tima Burtona to twórca kina klasy B z lat 50., który prawdziwą sławę i rzeszę zwolenników zyskał dopiero po śmierci, gdy został ochrzczony mianem najgorszego reżysera wszech czasów. Nie jest to typowa biografia, film koncentruje się na okresie, w którym Wood (Johnny Depp) współpracował z Belą Lugosim (Martin Landau), przebrzmiałą już wtedy gwiazdą kina grozy. Tym samym pominięto najbardziej drastyczne fakty z życia reżysera – alkoholizm, twórczość pornograficzną i przedwczesną śmierć na atak serca pod koniec lat 70. Zamiast tego mamy słodko-gorzki, nieco wyidealizowany i momentami bardzo zabawny obraz miłości do kina, zmagań z ograniczeniami talentu i budżetu przy realizacji filmów, a także w poruszający sposób ukazaną przyjaźń ucznia (Wood) i mistrza (Lugosi).

Burton nie potępia beztalencia i ułomności Wooda oraz jego współpracowników, darzy ich sympatią, a wręcz składa hołd ich pasji do kina oraz determinacji. Naiwność, nieokiełznany entuzjazm oraz optymizm Wooda w połączeniu z jego urokiem osobistym, życzliwością oraz zamiłowaniem do noszenia damskich ubrań zostały wspaniale odegrane przez Johnny’ego Deppa. W znakomitej scenie Wood przypadkowo spotyka swojego idola, Orsona Wellesa (bardzo przekonujący Vincent D’Onofrio), który opowiada mu o problemach z realizacją swojego nowego filmu i radzi, żeby zawsze walczył o własną wizję. Pasja i wytrwałość w dążeniu do niezależności i realizacji marzeń są czymś, co nawet pozbawionego talentu Wooda stawia poniekąd na równi z geniuszem Wellesem.

 Zrzut ekranu 2014-04-19 o 10.05.18

To również film o przemijaniu i samotności – Bela Lugosi, dawniej gwiazda kina i legendarny odtwórca roli Draculi, jest teraz osamotnionym i uzależnionym od morfiny starcem, którego przemysł filmowy odtrącił. Martin Landau jest w tej roli po prostu genialny – charyzmatyczny, intrygujący a jednocześnie wzruszający. Co więcej, idealnie połączył tragizm oraz patos z komizmem i koniecznie trzeba zobaczyć chociażby scenę, w której Lugosi dostaje ataku szału, gdy pewien łowca autografów ośmiela się wspomnieć przy nim o Borisie Karloffie. Landau dostał za tę rolę jednego z najbardziej zasłużonych Oscarów świata i z pomocą charakteryzatorów (również nagrodzeni Oscarem) wręcz nie tyle zagrał Lugosiego, co po prostu stał się nim. W roli pozostałych współpracowników Wooda występują Jeffrey Jones, Sarah Jessica Parker i Patricia Arquette, a niezawodny Bill Murray jest bardzo dobry jako marzący o operacji zmiany płci Bunny Breckinridge. Film ma wiele ujmującego wdzięku, co jest również zasługą Larry’ego Karaszewskiego i Scotta Alexandra, którzy napisali świetny scenariusz z błyskotliwymi, momentami bardzo zabawnymi dialogami. Czarno-białe zdjęcia Stefana Czapsky’ego są piękne, a muzykę napisał tym razem Howard Shore, a nie stały współpracownik Burtona – Danny Elfman.

 Zrzut ekranu 2014-04-19 o 10.18.42

Czarno-biały film o najgorszym reżyserze świata – ten pomysł bynajmniej nie miał wielkiego potencjału komercyjnego, niemniej jednak spektakularną klapę (niecałe sześć milionów dolarów dochodu w USA przy budżecie w wysokości osiemnastu milionów) i brak nominacji do branżowych nagród w głównych kategoriach (skończyło się na dwóch wspomnianych wyżej Oscarach) trudno zrozumieć. „Forrest Gump”, wielki oscarowy zwycięzca i kasowy megahit z tego samego roku, to znacznie gorszy film. „Ed Wood” nie cierpi na typowy dla Burtona przerost formy nad treścią, jest bez dwóch zdań jego najbardziej dojrzałym i najlepszym filmem. Być może to wręcz najbardziej niedocenione arcydzieło dekady. Ponadto, w żadnym innym filmie nie można zobaczyć Johnny’ego Deppa w butach na obcasie i damskim swetrze z angory.

Zwiastun: