Interpretacyjny kosmos
W tureckiej miejscowości skutej zimowym lodem i pogrążonej w wojnie pojawia się znikąd sympatyczny urwipołek Kosmos, który ratuje życie synowi właściciela knajpy – wyrywa je z objęć rzeki i przywraca mu tchnienie. Przy okazji poznaje jego piękną siostrę Neptun i zakochuje się w niej zupełnie spontanicznie. Uratowanie dziecka otwiera mu furtkę wdzięczności u tutejszych. W knajpce, do której przychodzi codziennie, dostaje gorącą herbatę i filozofuje, twierdząc, że zwierzę równe jest człowiekowi (raczej tak niż odwrotnie), a miłość jest jedynym, czego potrzebuje do życia.
Z czasem okazuje się niebieskim ptakiem, który wzdycha do światła z nieba, żywi się kostkami cukru i nie widzi konieczności pracy. Gania się z Neptun po przeciwnych stronach rwącej rzeki, wabiąc ją odgłosami ptaków (ten brzeg dzielący bohaterów jest dla mnie symbolem dwóch światów – ziemskiego i tego, z którego wrócił Kosmos). W mieścinie zdarzają się kradzieże, co budzi podejrzliwość mieszkańców w stosunku do obcego gościa, ale jednocześnie miesza się z konsternacją, gdy okazuje się, że papieros zgaszony na jego dłoni nie pozostawia żadnego śladu. To nie koniec cudów. Kosmos potrafi leczyć. Tajemniczy uzdrowiciel sieje dobro spontanicznie – akty uzdrowienia są z jego strony aktami czystej miłości i to ona leczy. Jednak nie w każdym przypadku. Wydaje się, że warunkiem uzdrowienia ciała jest uleczenie duszy i wola, by to zrobić. W przeciwnym razie ból nie mija (kulejąca kobieta z chorym kręgosłupem i ) lub powraca (nauczycielka, która skoczyła z balkonu). Kosmos traci kontrolę nad rozdawaniem dobra. Gdy chłopiec, któremu przywrócił głos umiera, pojawia się myśl o ingerencji siły wyższej – to nie on, lecz inna nadprzyrodzona Jakość decyduje o życiu i śmierci. Mieszkańcy odwracają się od naiwnego anioła i wypędzają go z miasta. Tym samym potwierdza się, że jedna jaskółka wiosny nie czyni, namiastka dobra nie zbawi świata zdławionego złem wojny, a ludziom nie w głowie naprawa moralna i dobro, gdy obcy zakłóca spokój. Może są zbyt zgnębieni swoją dolą, żeby stać ich było na uniesienia i uwolnienie duszy z łańcucha goryczy?
Bunt mieszkańców Kars poprzedza zrzucenie satelity wroga. Dla Kosmosu był to ostateczny znak, że współczesna Ziemia nie jest miejscem dla niego. Wraca więc tam, skąd przybył, pozostawiając po sobie ślad w postaci jednej z tysiąca gwiazd.
Satelita był znakiem trwającej wojny i kryzysu dobra. Nie uda się naprawić świata, dopóki ludzie sami nie przestaną się krzywdzić. Siła zła jest potężna, a naiwna „miłość w czasach zarazy” niepożądana. Chyba że odwzajemniona i równie nieskażona – pięknie w tym filmie pokazane było spontaniczne uczucie między Kosmosem i Neptun, a zwłaszcza scena zalotnych (godowych) okrzyków - symboliczne upodobnienie się do ptaków przez pomalowanie dłoni i stóp lakierem do paznokci na wzór pazurów, by podkreślić ludzką zwierzęcość, a potem unoszenie się nad ziemią na niewidzialnych skrzydłach uczucia. To dla mnie najpiękniejsza scena filmu, może dlatego że ukazała nowy, ludzki wymiar atawizmu. Tę (nie)równość zwierząt i ludzi miały chyba też podkreślać sceny z rzeźni – nakręcone po to, by pokazać, jacy obłudni jesteśmy? Piszę „chyba”, bo mam wrażenie, że tytułowy kosmos tworzy się w głowie po projekcji tego filmu i choć mam swoją interpretację, to potrzebuję innych, żeby ostatecznie „Kosmos” zrozumieć. Jedno jest pewne: mistyka tego dzieła wstrzykuje się do krwioobiegu i nie pozwala o sobie zapomnieć.
Dzięki za to podsumowanie i interpretację. Większość scen zrozumiałem w podobny sposób i dlatego właśnie Kosmos skojarzył mi się z prozą Coehlo. Tak, miało zaboleć. Utrzymuję jednak swoją szóstkę, głównie za powalającą muzykę i świetne wyczucie języka kina. Szkoda, że Erdem użył go, aby przekazać banały.
michuk, przeciwnie: niesamowite jak pięknie Erdem opowiedział o życiowych banałach!
Dygresyjka: co Wy macie wszyscy do tego Coelho? Rzadko się zdarza, żeby Królik z Brazylii wykładał filozofię. :)
Przeczytaj spoilery +
tremor, dzięki za Twoją wizję. Rzeczywiście, Battal był wagabundą, ale nie zmienia to faktu, że ostatecznie z Ziemi zrezygnował. To wędrowanie w poszukiwaniu (miłości?) jest dla mnie potwierdzeniem, że Kars okazał się kolejnym miejscem, w którym się nie odnajdzie - świat jest hermetyczny na to, co miał mu do zaoferowania.
Nauczycielka - faktycznie, umknęła mi ta myśl z pamięci. To doskonale tłumaczy samobójstwo, które jednak nadal dowodzi, że ostatnie słowo nie należało do Battala.
Bydło - nie chodzi o jedzenie, a o zabijanie.
Kosmos i Neptun - bardzo trafne spostrzeżenie.
Ad. PS. Słusznie :)
No i po tej całej próbie interpretacji nadal deprecjonujesz Kosmos?
Choćby zespół disco polo śpiewał wiersze Octavio Paza to i tak go słuchać nie będę.
Hmm..
1) michuk: proszę napisz mi kilka nie-banałów, czyli co dla Ciebie nie jest banałem. Mówię poważnie: wypisz kilka istotnych niebanalnych myśli, które wyniosłeś z kina. I uprzedzam. Nie dlatego proponuję Ci to zadanie, że uważam, że z wszystkich filmów płyną banały, tylko dlatego, że uważam, że każdą myśl można strywializować. A nawet więcej: najbardziej banalne są myśli najmądrzejsze.
2) Za wolne żarty uważam interpretowanie tytułu filmu wyłącznie jako imienia bohatera. On się nawet nie nazywał Kosmos, tylko rzucił tak do dziewczyny. I przypomnę definicję z podręczników filozofii: Kosmos: "świat pojęty jako harmonijnie zbudowana całość, przeciwieństwo chaosu".
3) michuk film nie tyle zinterpretował, co wyszydził, ale interpretacja marylou jest jak dla mnie również nieco pojechana (chciałoby się powiedzieć: "w kosmos" ;))
4) Swojej interpretacji na razie nie podam, zasłaniając się cytatem z Wittgensteina: "O czym nie można mówić, o tym trzeba milczeć". Moja interpretacja idzie oczywiście ku definicji kosmosu, ale muszę to wszystko głębiej przemyśleć.
5) Zawsze mi się śmiać chce, jak ktoś wyszydza coś porównując do Coelho, bo dowodzi tym samym, że najwyraźniej Coelho czytał. Zgaduję (bo nie czytałem), że w porównaniu nie chodzi o to, że Coelho pisze o banałach (bo wszystkie największe prawdy i wartości, jak piękno, dobro, miłość, prawda są w jakimś sensie banalne), lecz o to, że pisze o nich banalnym językiem. Jeśli tak, to mam wątpliwości, czy to porównanie jest trafione, bo język Erdema nie wygląda mi na banalny.
Ad 1) Przykładowo większość cytatów z dzisiejszego "Jak być kochaną Hasa". Można robić dobre kino bez ocierania się o wypowiedziane już setki razy na różne sposoby kwestie.
Ad 5) Coelho próbowałem przeczytać w liceum i wymiękłem, ale na ENH przypomniałem sobie jego geniusz gdy nula puściła nam na sen audiobooka z jego ostatniej książki. Polecam!
Ale tak naprawdę, po przemyśleniu, w "Kosmosie" najbardziej przeszkadzała mi nie banalność treści tylko formy. Miałem wrażenie jakby Erdem mówił do mnie filmowym odpowiednikiem szyfru Cezara - na pierwszy rzut oka w sposób zupełnie niezrozumiały, po obliczeniu przesunięcia (znaczeniu symboli) wszystko traci swoją magiczność i wychodzi na wierzch prostota przekazywanych mądrości.
To samo irytowało mnie przykładowo w "Antychryście" -- może po prostu nie lubię nachalnej symboliki w kinie. Jeśli nie można powiedzieć czegoś bezpośrednio, nie uciekając do symboli, to może nie jest to warte przekazania?
Ok, czyli rozumiem, że film jest Twoim zdaniem banalny, bo wszystko jest "kawa na ławę". Mógłbym się z tym zgodzić, pod jednym warunkiem, a mianowicie gdybym uznał, że Twoja interpretacja wyczerpuje sens filmu. Ale moim zdaniem jest bardzo powierzchowna. A jeśli okaże się, że w filmie chodzi o znacznie więcej, to wtedy argument o banalności i oczywistości upadnie, prawda?
Umówmy się więc, że ja jeszcze się trochę zastanowię, potem napiszę swoją interpretację, a potem wrócimy do dyskusji.
Chłopcy, Coelho pisze o banałach prostym językiem. To, co przekazuje jest banalne, owszem, ale najmądrzejsze prawdy życiowe, tzw. olśnienia są przecież banalne! (jak zauważył dr).
Nie rozumiem pojęcia " język banalny". Poproszę o definicję. Domyślam się, że może być to określenie języka prostego, ale co jest złego w prostocie? Język Coelho dla większości mężczyzn (którzy raczej nie obnoszą się ze swoją wrażliwością) jest zbyt naiwny, emocjonalny, uduchowiony i filozoficzny, mało testosteroński - może stąd ogólne potępienie dla tej prozy.
Doktorze, Ty tu o wartości banałów, a sam kiedyś kpiłeś z Coelho!
Czekam na Twoją wizję Kosmosu.
Pytanie na ile ta emocjonalność i wrażliwość jest wiarygodna.
Wg mnie Coelho to tylko zręczny hochsztapler, który do perfekcji opanował formułowanie prostych prawd dla ludu unurzanych w wielce natchnionej duchowości, filozofii, magii i w czym tam jeszcze.
W moim odczuciu prawda leży poza tym wszystkim i na tym być może polega prawdziwy jej banał.
Czytałem tylko Alchemika i pamiętam że wydał mi się tylko zupełnie durny i pisany pod wpływem jakiś mocnych narkotyków ;)
@marylou Proszę mnie dołączyć do mężczyzn w takim razie, dla gruboskórnej Esme Coelho jest całkiem beznadziejny. ;) Mam kwalifikacje, czytalam całe 2 książki i żałuję czasu straconego na ten pseudofilozoficzny, nadęty szamanizm. Teraz, kiedy już dołączyła się jakaś kobieta, potępienie faktycznie można nazwać ogólnym.
Esme, jak mogłaś?! ;) A poważniej, myślę, że kwestia sympatii dla prozy Coelho zależy od stopnia uduchowienia i obecności/absencji magii w życiu ;) Zdrowe podejście do Coelho skutkuje oczyszczającą wyprawą w świat emocji i wzruszeń - nie mam nic przeciwko takim ckliwym wojażom i nie widzę powodu, by je potępiać, zwłaszcza że zapobiegają przeintelektualizowaniu, które działa na emocje jak silny detergent.