Postawiłam w tym roku na Międzynarodowy Konkurs Nowe Horyzonty. Po rozkoszach typu "Tlen" czy "Burrowing" liczyłam na dosłowną powtórkę z rozrywki. Niestety, wyszło na to, że nic dwa razy się nie zdarza. Co więcej, jestem oficjalnie obrażona na intuicję, która wyprowadziła mnie w pole rozczarowań i niedosytu. A może po prostu nadoczekiwałam?
Pierwszym niespełnieniem okazało się "Kuszenie świętego Tonu", choć tu przynajmniej warstwa wizualno-dźwiękowa zaspokajała kinematograficzny apetyt. Chwilę później doświadczyłam dotkliwej niestrawności, gdy przyszło mi zmierzyć się twarzą w ekran z "Trash Humpers" – najbardziej zdziwaczałym wytworem reżyserskiej wyobraźni i potrzeby kreacji. Nadal wątpię, by Korine miał cokolwiek do przekazania, ale uważam, że film powinien był zostać zaprezentowany w innym cyklu, najlepiej dotyczącym sztuki. Z góry wiązałoby się to z większa tolerancją w odbiorze i zminimalizowałoby dyskredytację tego filmu. Bo chyba nie chodziło o to, by po seansie każdy kosz na śmieci kojarzył się z bandą odrażających kopulantów?
Dawki ulgi doznałam przy okazji „Amer” – świetnie rokującego obrazu, który z czasem znudził swoją formą. Niewątpliwie należał jednak do perełek, choćby pod względem przyjętej, starodawnej konwencji, genialnych zdjęć i ujęć oraz wszechobecnej gry zmysłów skupionych wokół strachu i erotyzmu. Po „Amer” przestałam już nadoczekiwać i pogodziłam się z niskawym poziomem konkursu, dzięki czemu nie podłamała mnie „Paszcza wilka” i nie załamał „Podróżuję, bo muszę, wracam, bo cię kocham”. O ile pierwszy z nich, pomimo dominującej poetyckości, rozwijał jakiś kłębek fabuły doprawiony humorem, o tyle portugalskie kino drogi nie wiązało się z żadną wartościową emocją, począwszy od strony wizualnej, a skończywszy na przesłaniu, którego, zawsze szukam, a tu nie znalazłam.
Sytuację uratowała w międzyczasie „Mama” – konwencja minimalizmu miała tu przynajmniej swoje uzasadnienie. Spokojna i nudna rutyna doskonale odzwierciedliła relacje między otyłym synem a nadopiekuńczą matką, której miłość ważyła za dużo. Wszystko bez słów, zbędnych decybeli i ognistych form ekspresji, a jednak niezwykle wymownie. Po seansie byłam przekonana, że już nic lepszego mnie nie spotka, ale na szczęście się pomyliłam.
"Zwyczajna historia" okazała się swoistym zbawieniem, autentycznym ratunkiem dla kinematograficznego ducha, który już zamierzał opuścić moje ciało, by dekadencko żulić się w knajpie. Film tajskiej reżyserki Anochy podbił moje serce. Jego prostota i zwyczajność przeplatały się z symbolicznymi obrazami żywiołowego kosmosu, poezją myśli i progresywnymi dźwiękami, doprawionymi eterycznym shoegaze. Reżyserka na spotkaniu wspomniała, że jej obraz zawierał sporo odniesień do polityki i podziału społecznego w Tajlandii, jednak trudno było to wychwycić. Dla mnie "Zwyczajna historia" to po prostu wzruszająca opowieść o przyjaźni, a także metafora ponownych narodzin ducha i ciała. Przede wszystkim jednak stanowi zgrabny mariaż pięknej prostoty, poezji, ludzkich wartości, genialnej muzyki i kosmicznej symboliki, która zostawia pożądane znaki zapytania.
Reszty filmów konkursowych nie widziałam, więcej rozczarowań nie pamiętam. Wierzę, że przyszłoroczny zestaw będzie lepszy (ten mógłby wejść do cyklu „Shit year”). Jak to mówią: nadzieja umiera ostatnia - dziś doliną, jutro górą!
Akurat Shit year by Ci się chyba spodobał. To też dość "zwyczajny" film, tyle że w niezwyczajnej formie (dawno nie widziałem w kinie tyle bieli).
Ja odnośnie konkursu mam zupełnie inne zdanie. Właśnie zeszłoroczne filmy typu "Głód" czy "Burrowing" do nowohoryzontowego konkursu moim zdaniem zupełnie nie pasują. Ja szukam w konkursie właśnie takich dziwactw jak "Trash Humpers", artystycznych, spokojnych obrazów jak "Paszcza wilka" (jeden z moich ulubionych filmów festiwalu) czy zwycięzca plebiscytu publiczności, "Le Quatro Volte", czy zupełnego surrealizmu (jak w "Kuszenie świętego Tonu").
Faktycznie było kilka zawodów jak "Podrużuję..." czy filipińskie "Refreny powracają..." na które na szczęście się nie wybrałem, ale ogólnie konkurs oceniam pozytywnie.
Ad. Shit year - nie twierdzę, że nie. Będę nadrabiać zaległości.
Koniecznie zobaczyć muszę Le Quatro Volte, z którego zrezygnowałam w ostatniej chwili.
Wiesz, michuk, bardzo możliwe, że Twoje podejście do tego cyklu jest właściwe, bo zakłada nastawienie na zupełnie odmienną, żeby nie powiedzieć, eksperymentalną jakość. Ja padłam ofiarą mocy zeszłorocznych obrazów, które jednocześnie stanowiły dla mnie najlepsze filmy ENH 2009. Spodziewałam się podobnych odlotów, stąd niedosyt.
Jedno jest pewne: tegoroczny konkurs poszerzył mój horyzont percepcji i zrewolucjonizował sposób podejścia do całego cyklu, co może rokować przyjemniejszym odbiorem w roku przyszłym :-)
A mnie generalnie podejście Gutka do konkursu wkurza. Wkurza mnie to, że jak się zdecyduję chodzić na filmy, to ryzykuję, że trafię na filmy o niczym (dosłownie). Mam wrażenie że to "pokolenie NH" jest cholernie bezkrytyczne i wzdycha do wszystkiego co im tam pokażą, bo czym mniej się dzieje i czym dłuższe ujęcie obierania cebuli, tym większa prawda o życiu. A z drugiej strony wkurza mnie to, że wiem, że w konkursie pojawiają się prawdziwe perły. Jednym z najlepszych filmów jaki widziałem na tym festiwalu w historii było konkursowe "Ciche światło". Wkurza mnie, że organizatorzy nie przyłożą się porządniej do konkursu. Ale cóż, skoro publika łyka...
Przyjąłem więc zasadę, że konkurs olewam. Wierzę, że najlepsze filmy zobaczę kiedy indziej (choćby zwycięzcę), a nie mam ochoty władować się na kolejne "PVC-1", czy "Las Meninas". W tym roku byłem tylko na dwóch: przeciętnym "Kuszenie świętego Tonu" i wiadomo jakim "Trash Humpers". I po przeczytaniu recenzji żałuję tylko że nie widziałem "Zwyczajnej historii", ale że wygrała i będzie w dystrybucji to tak naprawdę nie żałuję.
Tylko wiesz, to jest cholernie trudne wybrać do konkursu filmy "nowohoryzontowe" a jednocześnie "obiektywnie dobre".
Przykład z tego roku: "Wśród drzew" - dla mnie amatorski badziew zahaczający o porno, dla wks jeden z najlepszych filmów festiwalu.
W zeszłym roku podobną opinię miałem o filmie "Jezioro" (choć tam przynajmniej sprzęt mieli profesjonalny), a na forum ENH wiele osób uznało tamten film za najlepszy w konkursie.
Jak więc dobierać, żeby wszystkich zadowolić? Nie mam pojęcia.
No właśnie, michuk ma rację, wszystkich nie da się zadowolić. Wrocław to jedyne takie miejsce, gdzie można zobaczyć takie kino.
Pytanie, czy pojęcie "nowohoryzontowy" zbytnio się nie poszerzyło? Intrygujące eksperymenty filmowe to jedno, a bylejakość to drugie. Tegoroczny konkurs NH skłonił mnie do refleksji, czy rzeczywiście nie jest tak, że pamięć o nowohoryzontowości mydli nam oczy, sprawiając, że przestajemy od filmu oczekiwać świetnej jakości i wbrew sobie, tak naprawdę, doceniamy nędzną karmę, którą nam się serwuje, tylko dlatego, że jest inna, dziwna, oryginalna, "o niczym".
Może jest tak jak mówi michuk i kwestia odbioru zależy od nastawienia, może wtedy jest możliwe dostrzeżenie wartości w poszczególnych filmach.
A może rację ma doktor_pueblo, którego wkurzenie potwierdza moje odczucia.
@Tomek32, rzeczywiście tylko we Wrocku można zobaczyć takie filmy, ale szczerze: nie żałowałabym, gdybym ich nie obejrzała! Ubolewam wręcz, że miast doświadczać pięknych wrażeń z braćmi Quay wpuściłam się w maliny nowohoryzontowości.
Festiwal firmuje się nazwą Nowe Horyzonty - to zobowiązuje. Cykl konkursowy jest kluczowym w tej materii, bo ma nam wskazywać nowe kierunki, uczyć nowego kina, tylko dlaczego tak płytkiego i minimalistycznego (czyt. kiczowatego, ograniczonego fabularnie, scenariuszowo i reżysersko, niewymagającego)?
Wiecie, ja - z oczywistych względów abstrahując od tegorocznej edycji ;) - zastanawiam się, na ile na serio Gutek dobiera filmy do konkursu. To znaczy: rozumiem, że przyświeca mu idea rozpychania horyzontów kina, ale niekoniecznie wierzę w to, że wszystkie te filmy osobiście uważa za wartościowe i, że tak powiem, "godne". Chyba że wszystko tu jest na zasadzie: "Hm, to jest odpowiednio pochrzanione, zobaczymy, co moja publika powie" - ale to w sumie mało ambitne kryterium.
Choć z drugiej strony w Konkursie NH w ogóle jest dużo chaosu. Ma rację Michuk, twierdząc, że filmy takie jak "Tlen" czy "Głód" tu nie pasują. Od siebie wymieniłbym jeszcze "Deszcz dzieci" Vincenta Warda, którego co prawda nie widziałem, ale od samego początku niezmiennie uważam, że umieszczanie w konkursie filmu reżysera, który na tym samym festiwalu ma swoją retrospektywę, to piramidalne kuriozum.
Tak czy siak, bywalec ENH uczy się już przy drugim czy trzecim festiwalu, że na konkurs "generalnie się nie chodzi", chyba że jest się ryzykantem albo opis BARDZO dobrze rokuje.
<<"Hm, to jest odpowiednio pochrzanione, zobaczymy, co moja publika powie" >> - tak Ha!art dobiera książki do publikacji. :-)
Z mizernym skutkiem. Po "Horror show" nauczyłem się, że należy to wydawnictwo omijać.
Muszę tę książkę w końcu przeczytać. ;-)
Ja mam wrażenie, że nowohoryzontowość definiowana jest jako oryginalność formalna. Fabuła nie ma żadnego znaczenia. Ba, niektórzy z pokolenia NH szydzą z filmów, które mają fabułę, tylko dlatego, że mają fabułę. Dla mnie to trochę kuriozalne, ale z drugiej strony rozumiem, że każdy szuka w kinie czegoś innego. Ja jednak wolę, żeby film był o czymś, niż żeby był nakręcony komórką i obraz trząsł się jak cholera. Pewnie jestem dziwny ;)
Ja na przykład na forum ENH zaglądam rzadko (z reguły w okolicach festiwalu, naturalnie), ale jak już zaglądam, to zwykle aż mnie trafia pretensjonalność niektórych wypowiedzi - właśnie ten elitaryzm i pogarda dla "zwykłego" kina. Ale cóż, każdy ma, co lubi. Skoro jest jakaś tam (chyba nie taka mała) grupka snobów, których kręci nawet taka bylejakość, to trudno, żeby nie próbować ich zadowolić... Kinomanowi trochę mniej gustującemu w takim stuffie pozostaje po prostu ostrożnie wybierać seanse :)
Wniosek taki, że Gutek z forum ENH winien się przenieść na Filmastera, czyli tu, gdzie głos kinematograficznego narodu jest szczery, niesnobistyczny, nacechowany dobrym gustem i estetycznym wyczuciem ;)
Bo po programie ENH (i przede wszystkim opisach) trzeba nauczyć się poruszać, a tego za pierwszym razem nie sposób zrobić. Po pierwszej wizycie w Cieszynie również doszedłem do wniosku, że następnego roku zaliczę cały konkurs NH. Bardzo kiepski pomysł. Dobrnąłem do końca, ale w efekcie od tamtej pory do cyklu konkursowego podchodzę bardzo ostrożnie. Wspomniałem wczoraj w innym komentarzu, że Panorama to takie ENH w pigułce. Mieszanka ekstremum z "lajtowością". W Konkursie NG na to drugie nie ma miejsca, konsekwentnie od wielu lat są tam umieszczane filmy nieprzyjazne widzowi, filmy pokazujące środkowego palca teoretykom kina, mówiących co w filmach powinno się znaleźć. Eksperymenty, w których to forma eksperymentu staje się wartością nadrzędną, a nie takie "drobnostki" jak fabuła, montaż, zdjęcia, aktorstwo etc. I to jest w sumie dobre, że w programie festiwalu jest miejsce również na takie tytuły. Po prostu trzeba się nauczyć odsiewać ziarna od plew (po opisach w katalogu) i chodzić na tytuły, które mają coś więcej do zaoferowania, jak to, że zostały nakręcone komórką z perspektywy ślimaka rozdeptanego przez borsuka. Wtedy konkurs okazuje się być atrakcyjnym dodatkiem do innych cykli, oferującym świeżą perspektywę na kino jako takie.
No tak, ale zobacz, do czego takie myślenie nas prowadzi? Skoro trzeba nauczyć się odsiewać ziarno od plew, tzn., że w konkursie prezentowany jest kiepski materiał filmowy. Nie wiem, dlaczego mielibyśmy uczyć się na błędach za własne pieniądze i kosztem rozczarowania. Wszystko to, co tu piszecie potwierdza, że dobór filmów nowohoryzontowych daleki jest od ideału i że warto jednak popracować nad tym eksperymentem tak, by nie zniechęcał do nowych ścieżek percepcji, ale wskazywał te, którymi się podąży.
Tylko teraz pozostaje ciekawostka: ile ocen w górnych rejestrach skali zbiera konkursowy film, któremu większość widzów dała 1 czy 2? Bo jeśli tych wymiernie zadowolonych z tych skrajnie dziwnych eksperymentów jest, powiedzmy, 10%, to Gutek może uznawać, że dla tego co dziesiątego widza warto dalej takie rzeczy ściągać na festiwal. A przypuszczam, że na ENH niemal każdy film znajdzie swoich amatorów, mniej lub bardziej licznych :)
Nie wiem, co dla Gutka oznacza słowo "warto" ;). Możliwe, że jest jak mówisz, choć zastanawia mnie bardziej, czym Gutek kieruje się przy wyborze filmów konkursowych. Oby nie łatwością ich PR-owej pre-sprzedaży widzom (prawie każdy nabrał się na opis radykalnego Trush Humpers). Wiele by wytłumaczyło, gdyby okazało się, że niektórych obrazów w ogóle nie widział albo smacznie mu się na nich spało... w co jestem w stanie uwierzyć. :)
Wiesz, "Trash Humpers" Gutek nawet rekomendował w swoim przedfestiwalowym felietonie... ;)
http://www.enh.pl/aktualnoscm.do?id=910
Ale... jako człowiek, który na festiwal nie dotarł (a gdyby dotarł, i tak nie wybrałby się na TH), chciałbym Cię spytać, co to znaczy: "prawie każdy nabrał się na opis TH"?
Jestem prawie pewna, że wybrałbyś się! Gutek zrobił filmowi świetny PR, a jeszcze lepszy robili TH zdegustowani bądź w różny sposób poruszeni widzowie ENH, w tym Filmasterzy, w tym ja! ;)
Nie bardzo rozumiem, o co mnie pytasz z tym opisem TH. Miałam na myśli, że PR-owo był genialny dzięki zdaniu: "jeden z najbardziej radykalnych i bezkompromisowych filmów, jakie ostatnio powstały. (...) Prowokacja i wyzwanie dla widzów". Święta prawda, ale jak się okazało nic prócz PR-u za tym obrazem nie stoi. Więcej o wrażeniach w mojej i innych recenzjach i np. notce doktora_pueblo, który jak niektórzy dostrzegł wartość w tym kiczu.
Opisy na ENH są pisane "kodem". Nie wiem, czy celowo, czy tylko tak wychodzi, ale są. I jeśli ktoś, kto nie jest na festiwalu pierwszy raz, nie rozumie, co się kryje za hasłem "prowokacja i wyzwanie dla widzów", no to sorry :) Nie wiem, czy za filmem stoi coś jeszcze, czy też nie, bo go nie widziałem, ale jeśli rzeczywiście nie stoi - to *dokładnie* tego należało się spodziewać po wszystkich opisach. O zwiastunie nie mówiąc. Toteż nie wiem, jak tu mówić o "nabraniu się" na opis "Trash Humpers".
Te kody to właśnie wspomniany PR, na który nabiera się sporo wiary. Ja poszłam na TH, bo stwierdziłam, że chcę brać udział w oczywistej dyskusji ex post. Jasne, że trzeba z dystansem podejść do opisów, ale przecież nie zawsze udaje się ominąć miny ;) TH jest o tyle ciekawy, że wywołał mocne emocje, które przełożyły się na dyskusję o kondycji nowohoryzontowego kina chociażby.
I zdecydowana większość nie żałowała, że się nabrała - przejrzyj Filmastera i forum.
Właściwie tylko jeden film ("Refreny powracają...") zebrał praktycznie tylko złe recenzje i można go oficjalnie nazwać festiwalową pomyłką. Reszta recenzje zbierała bardzo mieszane, co oznacza, że konkurs w takiej formie ma sens. Być może po prostu nie jest dla Ciebie marylou.
@michuk, ja nie twierdzę, że te filmy były złe, tylko że kompletnie mi nie podeszły. Jest to więc odczucie bardzo subiektywne. Nie przekonuje mnie, że recenzje były mieszane - to niczego nie dowodzi, zwłaszcza jeśli prawdziwa jest teza o coraz mniej wymagającym pokoleniu NH.
Nie trafia też do mnie argument, że "zdecydowana większość" nie żałowała, że nabrała się na TH, zwłaszcza że można by dyskutować nad gustami i guścikami ;) Uważam, że TH to doskonały film do zażartych dyskusji i gdyby był rodzynkiem w całym wartościowym cyklu, to nawet bym nie protestowała, ale cykl był bardzo przeciętny i choć w moich ocenach dominowała 6 i 7, to próg był znacznie obniżony skutkiem poziomu całego konkursu.