Gruba dupa Arniego...

Data:
Ocena recenzenta: 1/10

Nic na to nie poradzę, ale po raz kolejny przyznaję złotą malinę w kategorii największy gniot. Schwarzenegger zaprezentował się w pierwszej części Terminatora w całej okazałości i nie tylko dlatego film Jamesa Camerona jest kultowy. Tamtą część - choć najstarszą i pod względem efektów specjalnych pewnie najbiedniejszą - wciąż oglądam z dużą przyjemnością. Nie, nie tylko ze względu na nagi zadek Arniego! Druga część też była OK, ale trzecia...

Trzecia część Terminatora potwierdza stare porzekadło, że do trzech razy sztuka. Skoro dwie pierwsze były w porządku, to tę trzecią w końcu udało się spartolić!

Mijają kolejne lata i John Connor (tym razem nie intrygujący Edward Furlog, tylko jakiś gogusiowaty Nick Stahl) znowu wpada w tarapaty. Wyobraźcie sobie, że znów usiłują go zabić jakieś "terminatory"! Arnie pojawia się oczywiście w charakterze "tego dobrego" (którego jednak jak się okazuje można przeprogramować i wtedy znów usiłuje zabić Johna), ale generalnie robi za jego bodyguarda. U boku Connor ma pseudo-piękność, czyli Claire Danes (rzecz gustu, jeśli chodzi o urodę), a po przeciwnej stronie barykady tym razem... t e r m i n a t o r k ę !!!
Baba jak się patrzy. Ma w dłoniach wszystko: włącznie z piłą tarczową, laserem, karabinem maszynowym i miotaczem ognia! Siłą przewyższa Pudziana, a przy tym diabelnie inteligentna, pracowita i oddana sprawie. Jak trzeba, to nawet tira poprowadzi. W dodatku o kształtach Kristanny Loken. Słowem: taka baba w domu, to prawdziwy skarb!
Ale John Connor tego nie docenia i ucieka przed terminatorką, która gotowa jest nawet pazurami rozszarpać karoserię samochodu, którym Connor nawiewa. Terminatorka więc robi spięcie i przeprogramowuje Arniego, żeby ten zabił jednak Johna i wtedy dochodzi do owej słynnej sceny w hangarze, gdzie Arnie stojąc w rozkroku i waląc pięściami w samochód, prezentuje swój gruby, nie najmłodszy i nie najjędrniejszy już tyłek. Zamiast wzruszać, czy też podniecać - widok ten co najwyżej rozśmiesza, sprawiając, że i tak marny film osiąga w tym momencie swój punkt krytyczny.

To co się dzieje potem, to już nieistotne. Można sięgnąć po pilota i zmienić kanał, albo wyjść z projekcji przed czasem, tłumiąc w mankiet salwy histerycznego śmiechu. Nie ma co sprawdzać - happy end będzie. Do tego stopnia, że zdecydowano się nakręcić kolejną, czwartą część. A z tego co wiem, w planach jest jeszcze piata... i szósta... i sto dwudziesta ósma...

Zwiastun: