Pasja uskrzydla

Data:
Ocena recenzenta: 9/10

Wystawianie "Święta wiosny" Strawińskiego w samym środku zimy (premiera przewidziana na styczeń) wydaje się być przedsięwzięciem ryzykownym. Temperatura raczej ujemna, wokół śnieg, przenikliwy wiatr i chłód, które nie sprzyjają wytworzeniu odpowiedniego nastroju. W tych warunkach raczej trudno oczarować widza historią o powitaniu wiosny.
Jeśli jeszcze dojdzie do tego pomysł zaangażowania 250 nieprofesjonalnych tancerzy, tzn. dzieci i młodzież w wieku od lat 8 do 20, z najróżniejszych warstw społecznych, ras, wyznań i religii, ze zwykłych szkół, gimnazjów, liceów i zawodówek, z różnych krajów - przedsięwzięcie można uznać za wręcz karkołomne.
A gdy do tego wszystkiego dojdzie idea przedstawienia tego wszystkiego widzowi wciśniętemu w dżinsy i sweter, w ciemnej kinowej sali, lub co gorsza jeszcze - w szlafroku i bamboszach, rozpartego na własnej kanapie... - jesteśmy niemal pewni, że mamy do czynienia z tzw. "samobójem".

Tymczasem "Rytm to jest to" ogląda się świetnie. Oto niezwykły eksperyment: gdzieś w Berlinie, w byłej zajezdni autobusowej zbudowana zostaje scena, a na niej wystawione zostaje "Święto wiosny" Piotra Strawińskiego. Akompaniuje orkiestra Filharmonii Berlińskiej pod batutą charyzmatycznego sir Simona Rattle'a. Na scenie: dwie i pół setki dzieciaków, które przez trzy miesiące ćwiczyły pod opieką brytyjskiego choreografa Roystona Maldooma i jego ekipy.

Tancerze są bardzo młodzi i niedoświadczeni. Mają pryszcze i mnóstwo obaw związanych ze sobą i ze swoją przyszłością. Na początku filmu (i prób) widać wyraźnie, jak próbują zataić swoje lęki. Cwaniakują, śmieją się, wygłupiają, niechętnie wykonują polecenia instruktorów. Z czasem jednak - powoli i mozolnie - zaczyna się niezwykła przemiana. Intesywne próby do przedstawienia stają się pretekstem do ćwiczeń: w byciu skupionym na sobie i swoich celach. Muzyka - wcześniej dla wielu synonim nudy i tego co stetryczałe - nagle wyzwala silne emocje i motywuje.

Ten film nie jest dydaktyczną pożywką dla dzieciaków, którym chce się wpoić, że wysoka kultura jest dla wszystkich. To także sygnał dla nauczycieli, pedagogów, wychowawców i rodziców, że każdego da się ostatecznie zmotywować.

Dla mnie jednak jest to przede wszystkim przybierająca postać filmu dokumentalnego opowiastka o niezwykłej pasji, zapisanej w dziele Strawińskiego, którą na nowo odkrywają przygotowujący spektakl muzycy i młodzi tancerze, a w końcu także siedzący przed ekranem widz. Lubię czytać ten film jako historię z morałem: pasja może uskrzydlać.

Ciekawe, że realizatorom udało się uniknąć pułapki taniego optymizmu, że teraz wszyscy młodzi tancerze zostaną gwiazdami sceny. Ważne jest to , czego nauczyli się dla siebie - koncentracja, współpraca w drodze do osiągnięcia celu, otwarcie na sztukę, a przede wszystkim jak istotne jest odkrycie własnej drogi. I wszystkie te cele zostały osiągnięte w filmie bez taniej pedagogiki. Dlaczego? Bo powyższe wartości zostały objawione w działaniu, a nie przez wychowawcze slogany. Jeśli ktoś poszukuje autentycznie optymistycznego przekazu, a nie pierdół w stylu "czyńmy dobro", to powinien ten film obejrzeć.

Dodaj komentarz