To z pewnością nie jest to

Data:
Ocena recenzenta: 3/10

Królowi popu blisko dekadę zabrało przygotowanie się i zorganizowanie swojego powrotu na scenę. mazureQ potrzebował kilku tygodni, żeby wreszcie zebrać dupę w troki i napisać jakąś recenzję filmową na Filmastrze, ale po kolei ;)

Do obejrzenia "This is it" nakłonił mnie pewien teledysk obejrzany w sieci. Chodzi o "Behind the mask" - wersję stworzoną przez Estate of Michael Jackson oraz Sony Music. Projekt zakładał, że w klipie Misia Dżeksona wystąpić może absolutnie każdy. Wystarczyło wysłać nagrane przez siebie video. Przyszło kilkaset tysięcy nagrań z całego świata. W ciągu niecałych pięciu minut udało się upchnąć zaledwie promil z nich. (W ramach ciekawostki dodam, że załapało się kilku naszych rodaków.) Nad całością czuwał Dennis Liu, który podpisał się pod klipem, jako reżyser i uważam, że odwalił kawał świetnej roboty.

Czego niestety nie mogę powiedzieć o kolesiu nazwiskiem Kenny Ortega, który miał wyreżyserować tournee wielkiego MJ, a z powodów znanych wszystkim - ostatecznie stał się reżyserem filmu-memoriału o nim.

Przez blisko 2 godziny mamy okazję podglądać przygotowania do wielkiej trasy: ćwiczenia układów choreograficznych, instalację skomplikowanej scenografii (podnośników, wyrzutni, fajerwerów i petard), kręcenia filmików fabularnych 3D oraz próby z muzykami. Wszystko to poprzetykane "setkami" z członkami ekipy, którzy nierzadko ze łzami w oczach opowiadają, jaki to zaszczyt dla nich pracować z samym królem popu, który wniósł do ich życia tyle... i bla, bla, bla.

Widać w filmie wyraźnie, że sztab ludzi stara się ze wszystkich sił, żeby dogodzić wielkiemu MJ. 50-letni koleś w kolorowych fatałaszkach, z niesprecyzowanym kolorem skóry może śmieszyć - zwłaszcza, gdy wije się w dziwnych pląsach. Ale jego choreografie do dziś są inspiracją dla wielu tancerzy.

Pozostaje też faktem, że Michael Jackson wielkim muzykiem był. Nawet, jeśli nie było się jego zagorzałym fanem - to chyba nie ma na całym globie człowieka, który by go nie kojarzył. Co bardziej rozeznani w temacie potwierdzają też, że kompozytorem był wprost wyśmienitym - z możliwościami, o jakich wielu może jedynie pomarzyć.

Dlatego też krew mnie zalewała falami, gdy przy każdym kolejnym utworze musiałam odsłuchiwać przyspieszonych wersji największych hitów Jacksona, w dennych aranżacjach, z basem wypchanym do przodu, tak że nic innego nie było słychać. W dodatku overduby bezlitośnie zdradzały, w których miejscach muzycy nie grają tych fragmentów, które akurat widać na ekranie. Plastik, plastik i jeszcze raz plastik. Zamiast filmu-wspomnienia o wielkim muzyku dostałam wyrób filmopodobny.

Film Ortegi z dziełem Michaela Jacksona nie ma nic wspólnego i przypomina bardziej zestaw dzwonków na komórkę. Ale swoją rolę spełnił. Puszczali go nawet w kinach z tego co pamiętam, więc wpływy ze sprzedaży biletów przy odpowiedniej kampanii reklamowej pewnie były znaczne i o to przecież chodziło.

Podsumowując: jeśli macie ochotę przypomnieć sobie sylwetkę króla popu, to zapuśćcie sobie raczej "Moonwalkera", albo kilka starszych klipów na jutjubie. "This is it" omijajcie z daleka! Grozi śmiercią lub kalectwem!

Zwiastun:

Dzielnie towarzyszyłem w mękach oglądania tego filmu. Mógłbym jeszcze ponarzekać na samą muzykę, mięsiste niegdyś hity "odpyrkane" bez polotu w szybszym tempie. Ogólnie: nie polecam.

Dodaj komentarz