The Giant Claw - BAD HORROR CLUB

Data:
Ocena recenzenta: 1/10

The Giant Claw - czyli ‘flying battleship that wasn’t there’

Legenda głosi, że aktorzy, którzy brali udział przy kręceniu ‘The Giant Claw’ przeżyli zbiorowe załamanie nerwowe podczas pierwszego wyświetlania filmu, kiedy to po raz pierwszy mieli szansę zobaczyć tytułowego potwora. Reżyser zaczął pić, a producenci podjęli prace nowojorskich taksówkarzy. Sam twórca wielkiego ptaka spróbował ponownie swoich sił przy Ulicy Sezamkowej i tym razem trafił w sedno.

Jeżeli kiedykolwiek nagły przypływ odwagi skusi was do obejrzenia tego filmu, nie oskarżajcie mnie, że nie przestrzegałam. To, co możecie zobaczyć jest (parafrazując Millę Jovovich w The Fourth Kind) deeply disturbing.

Bohaterami naszego filmu jest parę ludzi zajmujących się nauką albo sprzętem wojskowym- pilot, kapitan, matematyczka, itd. Jest również narrator i zaprawdę powiadam wam, że nigdy jeszcze z pewnością nie słyszeliście narratora filmowego, który wtrąca się, dosłownie przerywa czyjąś mowę po to, żeby wtrącić swoje trzy katastroficzne grosze. W ten sposób przestaje on pełnić rolę pomocnego informatora, a zamiast tego staje się sąsiadem kinowym, który nie chce się zamknąć podczas seansu. Trudno mi opisać jak bardzo irytujące jest jak ktoś komentuje wszystko, co dzieje się na ekranie, kiedy ty próbujesz skupić się na fabule. Najgorsze jest to, że nie możesz tego kogoś uciszyć, bo jest on częścią cholernego filmu! Jaki był cel scenarzysty kiedy wpisywał narratora do tekstu?! Zamknij się! Zamknij się! Zamknij!!!

Głowną zaletą tego filmu jest to, że nie musimy długo czekać na pojawienie się potwora. Pojawia się już w zwartej minucie. Główną wadą jest to, że nie zauważamy go nawet, bo narrator zakłóca naszą uwagę wywodami na temat pogody! Dżizus! Czemu po prostu nie napisać książki? Mówię serio, facet zagłusza dialogi! FACET ZAGŁUSZA DIALOGI W FILMIE, KTÓRE PRAWDOPODOBNIE SĄ CIEKAWSZE NIŻ TO, CO MÓWI!

Kiedy potwór pojawia się na początku filmu, widzimy tylko coś wyjątkowo rozmazanego zmierzającego w nieokreślonym kierunku. Trochę coś jak czarny kłak na białym tle rzucany w przestrzeń. Pamiętajcie, nasi bohaterowi szczerze panikują w takich momentach, ale winić ich nie można, skoro podczas kręcenia filmu mieli sobie wyobrażać potwora. Niestety, my widzowie widzimy po prostu ich histeryczną reakcję na czarny kłaczek. W sumie moja mama reaguje podobnie na kurz w moim pokoju…

Fabułę The Giant Claw można streścić w jednym zdaniu, ba, założę się, że można ją streścić jednym słowem. Prehistoryczny ptak z kosmosu, lub też cytując bohaterów, “latający okręt wojenny” atakuje ziemian. Nic poza tym się dzieje. Nie ma żadnego romansu pobocznego, żadnych wątków pro-rodzinny, anty-wojennych czy soft-pornograficznych. Nic się dzieje. Jednak, co ciekawe, nie czyni to filmu nudnym. Czyni go jedynie idiotycznym.

Brak fabuły nie oznacza jednak mniejszej ilości bohaterów niż powiedzmy w… Modzie na Sukces? Ktoś wyłazi z lasu, żeby powiedzieć jedno zdanie, ktoś wchodzi do domu, po to żeby wyjść, ktoś prowadzi karetkę po to, żeby zabrać kogoś innego, kto umiera. Film możnaby ograniczyć do dwóch głównych bohaterów i tysiąca niemych statystów, ale zamiast tego dostajemy dwóch bohaterów, którzy mówią trochę, tysiąca statystów, którzy mówią trochę mniej i narratora, który nie zamyka się nigdy.

Jeżeli chodzi o aktorstwo samo w sobie, to pozwólcie mi po prostu oświadczyć, że wszyscy bardzo się starają. Obawiam się jednak, że dla większości z nich był to pierwszy i ostatni film. W końcu sequel The Giant Claw nigdy nie powstał.

Główni bohaterowie, MacAfee i Sally dostają jednak parę co najmniej ciekawych dialogów. Moja ulubiona scena z ich udziałem to rozmowa w samolocie, podczas której odkrywają oni, że okrętopodobny ptak lata według konkretnego schematu. Wymiana zdań jest dosyć wartka, po czym ta całkiem interesująca rozmowa zmienia się w kompletny majak, do którego, przyrzekam, nie wiem jakim cudem można dojść. Schemat, według którego ptak rzekomo lata jest tak naciągany jak niewiele co. Widziano go w paru miejscach w Stanach (czterech umieszczonych w różnych odległościach od siebie), więc MacAffe decyduje się określić jego lot spiralą.

A tak w ogóle, czy kiedykolwiek próbowaliście sobie wyobrazić ptaka podobnego do okrętu wojennego? Według twórców wygląda on tak:

Ptak taki jak okręt wojenny musi atakować z klasą i mogę was zapewnić, że klasa B w tym przypadku została zachowana. Wszystko w efektach specjalnych w tym filmie jest nie tak. Tło jest wklejone, proporcje niezachowane, ptak ewidentnie jest sterowany przez sznurek. Z daleka kłaczek pomykający w przestrzeni, z bliska zezowaty muppet (dziękuję za określenie, Aquilla) z irokezem na czubku głowy. Uczta dla oczu! Montaż więc w tym filmie dorównuje scenariuszowi.

Nie jest mi obca muzyka filmowa horrorów lat 50., jednak nie da się ukryć, że w The Giant Claw rzuca się ona bardziej w uszy niż gdziekolwiek indziej. Najciekawsze jest jednak to, że punkt kulminacyjny dramatycznego dudnienia nie pojawia się w momentach ataku szponowatego, ale właśnie w zupełnie innych, codziennych sytuacjach. Poczynając od agresywnych napisów początkowych, przez odbieranie telefonu od mamy aż do zmiany biegów w samochodzie i wyjścia do toalety. Oto kiedy w tym filmie dyrygent sugeruje nam nagły wzrost napięcia.

The Giant Claw to film zły, co do tego nie ma żadnych wątpliwości już w momencie, kiedy jesteśmy bombardowani przez krzykliwe napisy na początku i raporty pogodowe narratora. Odpowiedzi na pytanie, dlaczego jest zły możnaby dać nieskończenie wiele. Przede wszystkim potwór zawalił i to zawalił w pełnej swojej przygłupiej krasie. To, że w takich filmach spotykamy się notorycznie z pseudonaukowymi wywodami (patrz 2012) nie dziwi nikogo, jednak kiedy twórcy próbują nas przekonać, że osmoza oznacza zjedzenie czegoś przez ptaka; ptaka, który jest zrobiony z antymaterii-_-‘’’, to można oficjalnie stwierdzić, że nie tylko alkohol miał wpływ na powstanie tego filmu, ale brały w nim udział również nieco mocniejsze środki.
Jeżeli nadal chcecie obejrzeć The Giant Claw mając nadzieję, że da się z niego coś wykrzesać, sugeruję zerknięcie na poniższy, oficjalny zwiastun:
http://www.youtube.com/watch?v=6sKGz-hQ0yg&feature;=related

I tak, cytując przywódcę armii amerykańskiej z filmu, ‘This should be the end of a big bird that was there but wasn’t.

Zwiastun:

Czy Wy też się czasem zastanawiacie, jakim cudem znajdują się ludzie gotowi sfinansować TAKIE filmy?

The Bird is EXTRATERRESTRIAL!

Zwiastun cudowny, muszę obejrzeć ten film! Nie wiem, jak mogłem żyć bez niego!
@queerdelys: Jak zwykle fantastyczna notka, cieszę się że głosowałem na ten film :) I cieszę się, że (mimo na pewno dużej pokusy) nie zdecydowałaś się streścić fabuły jednym słowem ;)

doktor_pueblo, miałam zniechęcić, a zachęciłam jak widzę;) cieszę się, ze notka się podoba, chociaż miałam ochotę potraktować film jak Mega Sharka i analizować go scena po scenie. Ale The Giant Claw to już dla weteranów, więc niech to im będzie dane obejrzeć poszczególne ujęcia.
jak już się dorwiesz, to polecam w ogóle scenę ataku The Giant Claw na Londyn, Nowy Jorki poszczególnych statystów bo uczta to dla oka wielka.

Ja będę się chyba strzec "The Giant Claw", ale notka jak zwykle pycha :)

Ten film byłby świetnym "odmóżdżaczem", idealnym na sesję! Aż nabrałam na niego ochoty normalnie :)
A urzekło mnie samo ptaszydło. I ten jego uśmiech :)

Dodaj komentarz