sul

napisała o Historia Gwen Araujo

Dla mnie to film w stylu Filadelfii. Trochę to przykre, ale i już nudne, że "te" tematy wciąż jeszcze przede wszystkim tak problematycznie się ukazuje - przez pryzmat tragedii na skutek działań innych ludzi, z perspektywy sali sadowej, czy szpitalnej, oczyma bohaterów jako ofiar. Cóż, widocznie taki świat, czyli pretensje winnam mieć nie do twórców filmów a do świata...
Z drugiej strony o czym i jakie powinny być ważne filmy, jeśli nie takie o problemach, kwestiach zasadniczych? Potargać głowę i duszę trochę?

Sama Gwen przekonująca; uważam, że to świetnie oddana istota rzeczy a rola więcej, niż odegrana.

Autentyczna historia Gwen Araujo przypomina historię Brandona Teena. W mojej opinii Agnieszka Holland podjęła się trudnego tematu, ale jej film "A Girl Like Me" nie dorównał wcześniejszemu dziełu "Boys Don't Cry" w reżyserii Kimberly Peirce'a. Zabrakło tych delikatnych emocji świetnie oddanych przez Hilary Swank w roli Brandona lub mimo wysiłków Jorge Daniela Pardo grającego Gwen Araujo zginęły gdzieś w hollywoodzkim sznycie rodem z dzieł typu "Zabić Księdza" zamiast być wzmocnione subtelnością pokrewną stylowi "Tajemniczego Ogrodu".

Owszem, brakuje tu być może trochę subtelności jak piszesz, powiedziałabym nawet, że jest dość przyziemnie (topornie, to chyba za ciężkie słowo), ale nie brakuje cierpienia i to jest autentyczne; do mnie to przemawia.
A może chodzi też o jakieś stereotypowe podejście do płci? W obydwu tych filmach sytuacje są odwrotne.