Element animalny
Czym różnią się ludzie od innych ssaków? Rodzi nas a następnie karmi matka, posługujemy się w gruncie rzeczy podobnym aparatem sensorycznym. Z wieloma gatunkami „braci mniejszych”, jak z właściwą sobie protekcjonalnością duchowni określają zwierzęta, łączą nas też takie biologiczne cechy jak temperament, a nawet konstrukty psychologiczne, choćby osobowość. A to dopiero wierzchołek góry lodowej podobieństw. Może więc postawione wyżej pytanie należałoby sformułować inaczej, zgodnie z dyskursem posthumanistycznym, czyli: czym różnią się zwierzęta ludzkie od zwierząt nie-ludzkich?
A jednak – mimo licznych podobieństw w naszej kulturze wciąż stawia się szczelną granicę. Doktryna katolicka odmawia zwierzętom duszy, stawiając je poza sferą sacrum. To z kolei pozwala postrzegać zwierzęta jako organizmy mniej istotne od ludzi, a w konsekwencji – wykorzystywać je dla własnych potrzeb i korzyści. Użyteczne okazuje się też przeciwstawienie natury i kultury. Zwierzęcość postrzega się jako domenę tej pierwszej, podczas gdy to, co ludzkie, sytuuje się po stronie kultury. Znaczenia przypisywane w tym kontekście zwierzęcości są zdecydowanie negatywne: zwierzęce jest to, co dzikie, nieokiełznane, groźne. Żeby uzmysłowić sobie, jak powszechna jest ta kalka, wystarczy wspomnieć słowa najbardziej wpływowego obecnie polskiego polityka o "elemencie animalnym”.
Nie trzeba jednak dziwić się oporowi, z jakim przychodzi zobaczenie w zwierzęciu kogoś podobnego sobie. Wiąże się to przecież z trudnymi pytaniami etycznymi, choćby o prawo człowieka do wykorzystywania ciał zwierząt dla własnej korzyści czy wygody. Bodaj na końcu tego procesu intelektualnego stoi szokująca teza Singera o holokauście, jakiego codziennie doświadczają zwierzęta. Nie każdy ma wystarczająco odwagi i empatii, aby stanąć z nią twarzą w twarz. Tym cenniejsza wydaje się Zoologia, nowy film Iwana I. Twierdowskiego, w którym reżyser zestawia to, co ludzkie, z tym co, bylibyśmy skłonni uznać za zwierzęce.
Zoologia to opowieść o Nataszy, kobiecie w średnim wieku, pracownicy zoo, której żywot przypomina zresztą egzystencję zwierzęcia zamkniętego w klatce. Bohaterka zajmuje bowiem niewielką klitkę – mieszka w niej wraz ze starszą matką, kobietą powierzchownej religijności; w pracy, mówiąc eufemistycznie, brakuje pozytywnej atmosfery; w dodatku przytłacza beznadzieja szarego blokowiska zawieszonego gdzieś między jesienią a zimą. Pewnego dnia Natasza odkrywa, że na wysokości kości krzyżowej... wyrasta jej ogon. Nowa część ciała sięga aż do łydek, ma średnią grubość nadgarstka. Kobieta postanawia zasięgnąć porady lekarza.
Kolejne, być może najciekawsze zestawienie tego, co ludzkie, i tego, co zwierzęce, można zaobserwować w reakcji medyków na nietypową pacjentkę. Otóż podchodzą oni do przypadku Nataszy zupełnie normalnie, jakby spotykali się z czymś podobnym niemal codziennie, albo, w wersji optymistycznej, jakby dokładnie rozumieli, jak wątła granica dzieli ludzi i zwierzęta, oraz jak elastyczna jest kultura, w jakiej funkcjonujemy. Bo i w gruncie rzeczy, starając się spojrzeć całkiem z boku, czy nie dziwniejsze jest roentgenowskie prześwietlenie, niż to, że ciało człowieka przypomina ciało innego ssaka?
Z jednym ze wspomnianych lekarzy bohaterka nawiązuje bliższą relację. Ten przystojny mężczyzna, parafrazując słowa Marka Hłaski, o szczerym spojrzeniu Słowianina, który tym razem nie kłamie, staje się ważną figurą w życiu Nataszy. Właściwie trudno jednoznacznie orzec, czy to nowa znajomość jest katalizatorem jej emancypacji, czy raczej pojawienie się ogona (a z nim inności). Pewne jest jednak, że bohaterka zrzuca postarzające ją ubrania, udaje się do fryzjera i kosmetyczki. Zdobywa się na asertywność, jej samoocena i dobrostan poprawiają się. Staje się po prostu szczęśliwsza.
Twierdowskij, poruszając temat podobieństwa ludzi do zwierząt, nie mógł pominąć problemu stosunku społeczeństwa do pierwiastka zwierzęcego – tego usilnie wypieranego podobieństwa ludzi do innych ssaków. Z jednej strony Natasza spotyka się oczywiście z niechęcią zwykłych przechodniów, kpinami koleżanek z pracy, odrzuceniem przez duchownego czy obskurantyzmem w szpitalnej poczekalni. Krótko mówiąc, jej inność wywołuje dysonans w bezpiecznej, znanej rzeczywistości kulturowej. Natomiast z drugiej strony – ogon bohaterki ma potencjał fetyszu, może być obiektem zachwytu i fascynacji. Obie postawy, choć jakościowo zupełnie różne, pomijają podmiotowość bohaterki. Doświadcza ona i bolesnego odrzucenia, i podejrzanego zainteresowania, jakby skupionego na jej inności, pomijającego ją jako osobę.
Zakończenie filmu, choć samo w sobie jest mocnym akordem, zdaje się powielać błędy twórców nowego kina rosyjskiego. Sprawia bowiem wrażenie, używając języka komentatorów sportowych, nieprzygotowanego strzału. Brakuje wyraźniejszego umotywowania drastycznej decyzji Nataszy, przesłanek, z których można by wysnuć radykalny wniosek-puentę. Z drugiej jednak strony Zoologię na tle współczesnych dokonań rosyjskich twórców wyróżnia kontrowersyjny i oryginalny temat, który być może pozwoli wpisać film w nurt badań z dziedziny animal studies. Wreszcie, Zoologia w dużych fragmentach stanowi poruszającą przypowieść o człowieku, którego inność stała się motorem życiowej zmiany: zmusiła do wyjścia z "klatki" i rzucenia wyzwania niesprawiedliwemu otoczeniu.
Takie tylko błyskawiczne skojarzenie filmowe, jakie mi się nasunęło - ogonek u dziecka w "Janciu Wodniku".
Oj, dawno widziałem ten film, muszę go sobie przypomnieć. Swoją drogą chętnie przeczytałbym tekst, w którym autor przyjrzałby się temu motywowi w kinie. Dzięki za komentarz!