WFF 26 Daily Digest: Episode 3

Data:

Trzeci dzień przyniósł nareszcie te porządne, oryginalne tytuły, dla których chodzę na ten festiwal.

Zacząłem co prawda od pożegnania z krótkometrażem - zestawem ósmym, w którym nie znalazło się nic wybitnego, ale za to każda pozycja, z wyjątkiem może zbyt długiego Kinbaku ( sztuka bondage ), miała coś w sobie i dobrze się oglądała.

Następny Abel też nie był specjalnie wybitny. Pomysł małego dziecka, wchodzącego w rolę głowy rodziny w miejsce nieobecnego ojca jest fajny, ale autorzy nie bardzo wiedzieli, co z nim zrobić dalej. Po raz kolejny okazuje się, że szybko wyprzedane bilety nie są żadnym miernikiem jakości filmu (o czym zapewne przekonam się boleśnie po raz drugi na seansie Opony).

Angielskie czarne komedie nie bywają złe i Testament Drummonda też jest niezły. Dokładnie tyle: daleko mu np. do zeszłorocznego Filmu, w którym gram. Niby ludzie umierają pokotem, niby jest zabawnie, ale humor nie najwyższych lotów, a gra aktorska przywodzi na myśl raczej skecze Monty Pythona niż "poważne" komedie. Całość zadziwiająco przystępna i prostacka jak na pokaz w ramach 'Wolnego Ducha'.

Na scenę wchodzą Obcy wraz ze swoją nagrodą w Berlinie za scenariusz/reżyserię. Temat zabójstw honorowych jest w zasadzie samograjem i nie trudno zrobić z niego tragedię. A jak wyszło? Dobrze, ale nie tragicznie. Aktorstwo nie jest najwyższych lotów, przeszkadza trochę brak ewolucji w postawach bohaterów wraz z eskalacją konfliktu. Umay potrafi tylko śmiać się i płakać, a jej upór w narzucaniu się rodzinie, która się od niej odcięła nie jest do końca wiarygodny. Nierealistyczny jest też Dżem (Cem): trudno oczekiwać, że tak małe dziecko wykaże się aktorstwem na poziomie Aleca Guinessa, ale ta rola okazała się dla niego zbyt wymagająca. Jest świadkiem wielkich awantur rodzinnych, bicia matki, a pozostaje obojętny. Nie wpada w płacz, histerię czy szok ani razu w trakcie filmu. Kolega dokonał refleksji po seansie, iż "łatwo jest zrobić tragedię, która będzie uznana za dobrą, gdyż gra silnie na emocjach. Dużo trudniej nam ocenić wysoko film lekki, czy komedię". Wobec takiego względnego kryterium stosunku efektu do potencjału film nie wypada już tak dobrze.

Na deser film, który wiedziałem, że mi się spodoba: Na końcu świata. To istny cukierek dla wszystkich dużych chłopców, którzy bawili się kiedyś kolejkami PIKO. Wielkie produkcje rosyjskie na modłę hollywoodzką, o ile powsztrzymują się od nacjonalizmu, zwykle podobają mi się badziej od amerykańskich. To ewidentnie męski film, z twardymi mężczyznami o twardych pięściach. Niby jest obecna wojna (w historii postaci, bo film dzieje się tuż po), niby jest romans, ale taki męski - pojawia się nowy samiec alfa i z miejsca przejmuje najatrakcyjnieszą samicę - ale w gruncie rzeczy jest to film o stalowych gigantach. Pędzące przez syberyjski krajobraz parowozy wyglądają jak nie z tego świata.

Samczość alfa w "Na końcu świata" trochę mnie wkurzała i nie bawiłam się kolejkami jak byłam mała. Mimo to podobało mi się. Męski film, też coś. :)

Przeczytaj spoilery +

Ciekawe, myślałem że to moja krytyka Obcych wywoła komentarze,

"Obcy" też mnie trochę wkurzali. Stronniczością. Społeczność muzułmańska - be. Świeckie państwo i jego rdzenni mieszkańcy - cacy. Ale zakładam, że jak się chce przedstawić ważny temat, to się go świadomie przedstawia w schematach czarno-białych, żeby bardziej walił po emocjach.

Romans bohaterki z kolegą z pracy wydał mi się wymuszonym chwytem scenariuszowym, tak żeby pokazać, że ona jest tak naprawdę OK i że można ją kochać.

Ale ja w ogóle nie lubię kina perswazyjnego, które próbuje coś udowodnić albo sprawić, żeby widz przyjął jakieś poglądy. Dałam 7 bo nie chciałam go ocenić niesprawiedliwie - w gruncie rzeczy to dobry film.

Ja nie wiem, gdzie wy w "Die Fremde" widzicie, że społeczność muzułmańska jest be. Tego w tym filmie w ogóle nie ma! Gdyby faktycznie była be, to scenariusz poprowadzono, by tak, że Umay od razu by się od niej odcięła, a ona źle się czuje bez przynależności do tego świata i nie chce też od swoich korzeni odcinać syna. Ona po prostu chciała odejść od męża, który ją maltretował, a miała pecha, bo akurat tradycja, w której się urodziła jest taka, a nie inna. Każdy widz indywidualnie może sobie to potępiać, ale w filmie nikt społeczności muzułmańskiej nie potępia, tylko pokazuje, jak ona funkcjonuje i jakie piętno odcisnęła na jednostkowym przypadku Umay. Dokładnie tak samo było w "Jej drodze".

Zauważ, że to nie rodzina Umay jest przedstawiona jako negatywna: działają oni właśnie pod presją społeczeństwa. Nie oni sami też decydują o zabójstwie: tę decyzję podejmuje nestor rodu. Jeśli tradycja jakiegoś społeczeństwa wymaga dokonania zabójstwa osoby, która wg europejskich standardów nie zrobiła niczego złego, to - zgodnie z tymi standardami - możemy powiedzieć że jest Be. Tak samo, jak składanie ofiar z ludzi uważamy obecnie za Be.

Świat zachodni też działa pod presją społeczeństwa, 90% żyjących w różnych społecznościach jednostek ulega wpływom grupy. Tam, gdzie silne są tradycja, religia, wzorce kulturowe wiadomo, że wpływ będzie większy. Ja nawet w pewnym momencie postawę Umay uważałam za złą, bo w końcu to ona podejmowała decyzje, narzucała się rodzinie, miała dobre intencje, ale gdy jej upór nie przynosił rezultatów powinna się z nimi po prostu rozstać i zerwać kontakt. Przynajmniej na jakiś czas i być może nie doprowadziłoby to do tragedii. Tak samo, jak zrobiła Luna, zostawiając w końcu męża i decydując się na aborcję. Postawa matki wiele tu mówi. Na początku wydawało mi się, że miała ona całkiem sporo wyrozumiałości dla córki, ale im ta bardziej domagała się zrozumienia, tym i matka bardziej się do niej zniechęcała.

Przedstawienie muzułmańskiej kultury na emigracji jest w "Obcych" dalekie od neutralności. Cały wątek ślubu młodszej siostry Umay trąci hipokryzją. Nie żeby śluby z brzuchem były rzadkie w kulturze zachodniej, ale na ile się orientuję muzułmanie traktują sprawę zachowania dziewictwa przed ślubem bardzo poważnie.

To samo jeśli chodzi o postawę wobec osób z zewnątrz. Ojciec Umay kłamie pracodawczyni swojej córki, twierdząc że to dziecko zerwało kontakty z rodziną, nie odwrotnie.

Nie mówię już o tekstach w rodzaju "ręka, która karze, jest ręką, która koi".

Dodatkowo starszy brat Umay (?) to był dla mnie wyjątkowo antypatyczny typ, który najwyraźniej czerpał satysfakcję z rozstawiania wszystkich po kątach, a może nawet z przemocy. I normy panujące w tej kulturze premiowały takie zachowanie, bo to on odpowiadał za honor siostry. Życie społeczności muzułmańskiej tak jak przedstawia się ją w "Obcych" opiera się na zakłamaniu i zachowanie rodziny Umay jest tego przykładem. To jest właśnie ta religia, tradycja i wzorce kulturowe.

Ja też dziwiłam się Umay, że tak się upiera, by zaakceptowano jej decyzję, zwłaszcza od początku było widać, że raczej nic z tego nie będzie. Problem w tym, że w tym samym mieście, w tym samym kraju, jest wiele tysięcy rodzin, dla których szczęście dziecka jest najważniejsze. Być może Umay liczyła na to, że zdoła skłonić rodziców do przyjęcia tej postawy. Jej porażka świadczy również o tym, że społeczność jest zamknięta i skutecznie opiera się wpływom bardziej liberalnej kultury zachodniej, która ją przecież otacza.

Teksty w stylu "ręka, która karze, jest ręką, która koi" nie są charakterystyczne tylko dla społeczności muzułmańskich, ale dla też np. dla większości mieszkańców polskiej, katolickiej prowincji.

Nie wiem, czy wątek ślubu trąci hipokryzją, bo wydaje mi się, że młodsza siostra była dość wiarygodna, gdy mówiła, że kocha chłopaka, nim dowiedzieliśmy się o ciąży. Zatem łapówka za ślub była ze strony ojca również gestem, by ją po prostu uszczęśliwić. Starszy brat natomiast prezentował zacietrzewienie nawet większe niż ojciec, podczas gdy młodszy ewidentnie "szukał siebie" w momencie dorastania (każdy nastolatek tak ma, nie tylko muzułmański). Starszy właściwie może być jedynie przykładem, jak życie w tak paternalistycznej, mocno przestrzeganej tradycji jak muzułmańska może wypaczyć człowieka.

Patrząc na fakt, że "Die Fremde" zrobiła młoda, biała, blond dziewczyna z Austrii (?) wydaje mi się, że i tak dość neutralnie podeszła do tematu, bo Umay w pewnym stopniu też jest winna tragedii. Nie wiem, jak ty, ale ja byłam pewna prawie od samego początku, że nie przekona nigdy rodziny do ostentacyjnej akceptacji swojego wyboru. Imho fanatyzm religijny i ślepa wiara w tradycje jest zła bez względu na to, o jakiej religii mówimy, bo to równie dobrze mógł być film osadzony w realiach podlaskiej wioski w 2010 roku.

Ja nie winię Umay w najmniejszym stopniu za to, że próbowała sprawić, by rodzina zrozumiała jej wybór, chociaż podobnie jak Ty nie widziałam na to szans. Nie każdy musi postąpić tak jak Luna z "Jej drogi" i powiedzieć z lekkim sercem "cześć" - zwłaszcza, że Luna będzie miała oparcie w postaci postępowej rodziny, a Umay zostałaby całkiem sama, a wychowała się przecież w środowisku, które ceni instytucję rodziny. A już w ogóle nic nie usprawiedliwia zabójstwa.

Co do młodszej córki - jestem przekonana, że ojciec Umay zapłacił łapówkę, by uchronić rodzinę przed kolejną hańbą, gdyby się wydało, że dziewczyna nie zachowała dziewictwa do ślubu. Gdyby tak chętnie dbał o szczęście córek, nie byłby tym, który pierwszy odrzucił Umay a potem usiłował pomóc w zabraniu jej syna.

Wiele dobrego mogę powiedzieć o tym filmie, ale nie to, że jest neutralny.

P.S. Polska prowincja, jak by nie była zaściankowa, nie obfituje w honorowe zabójstwa. :)

Dodaj komentarz