Zatańcz ze mną.

Data:
Ocena recenzenta: 9/10

Filmów o sztucznej inteligencji pod postacią androidów trochę już było. Chyba pierwszym, bardziej znanym robotem tego typu jest Maria z "Metropolis" Langa. W 1927 roku na pewno budziła strach i niedowierzanie. Wyglądała jak widz i w dodatku była postacią negatywną. To musiało szokować w kinach. Od tego czasu minęły dekady filmowe i trochę oswoiliśmy się z androidami w kinie. Jedne pomagają ludziom w zaparzaniu kawy i umilają czas rozmowami o pierdołach jak C-3PO w Gwiezdnych wojnach. Inne jak Bishop w Aliens uczą jak posługiwać się nożem. Jeszcze inne jak Rick Deckard w "Łowcy androidów", czy T-800 z Terminatora odwalają za ludzi brudną robotę. Zawsze jednak patrzenie na nie budzi pewien dreszczyk emocji i obawy. Człowiek nigdy nie może ze spokojem patrzeć na sztuczny twór wyglądający identycznie jak on, a tym bardziej samomyślący. Nawet w życiu realnym zwykłe manekiny sklepowe, które widzimy codziennie idąc ulicą mają iskrę tajemnicy w sobie i powodują pewien dyskomfort. A co jeśli taki manekin nagle zacząłby mówić i w dodatku wyglądać mega atrakcyjnie?. W Japonii już takie rzeczy są, ale oczywiście do sztucznej inteligencji to trochę finezji twórcom jeszcze brakuje.

W kinie jednak tacy bogowie tworzący myślące zabawki są od dawna. Warto wspomnieć na przykład Doktor Morbiusa z "Zakazanej planety", czy mistrza szachowego Tyrella z "Blade runnera". To wielcy bogacze, którzy z nudów i dla kaprysu postanowili pobawić się w Prometeusza i umilić sobie życie. Nie inaczej jest w pierwszym i ostatnim jak na razie filmie Alexa Garlanda ( znanego tu i ówdzie scenarzysty od spraw fantastyczno-naukowych ), gdzie jednym z głównych bohaterów jest bogaty naukowiec, właściciel największej przeglądarki internetowej. Facet wykupił sobie ziemię wielkości sporej wyspy i tam wśród pięknych okoliczności przyrody postawił domek. W domku tym po wielu dziwnych, tajemnych doświadczeniach udało mu się jako jedynemu człowiekowi w historii dokonać cudu i stworzyć IA pod postacią pięknej androidki. Cały interes trzyma w sekrecie i tylko jednemu wybrańcowi postanawia w wielkiej tajemnicy pochwalić się osiągnięciami, jednocześnie pozwalają mu przetestować Avę i dać opinię, czy wykonał porządną robotę w swoim warsztacie.. Wybrańcem okazuje się młody nerd, jego pracownik, spec od programowania, który ma małe doświadczenie w kontaktach z kobietami, a tak pięknymi to tym bardziej. Rozpoczyna się zabawa, bo Ava wydaje się równie zainteresowana młodym testerem jej własnej inteligencji. Nathan-ojciec Avy z wielką przyjemnością, między piciem piwka, a dźwiganiem sztangi i boksowaniem w worek treningowy, obserwuje rodzącą się przyjaźń między tą parą, prowadząc z zauroczonym Calebem liczne konwersacje...

Powiem krótko. Film mnie zachwycił. Dawno nie widziałem tak kompletnego, przemyślanego obrazu science fiction. Większości tytułów z ostatnich lat czegoś zawsze brakowało. Albo miały dobry scenariusz, a słabsze wykonanie, albo świetne wykonanie i takie sobie dialogi z miernym przesłaniem. Bywały też takie jak "Dystrykt 9", które były dobre tylko do połowy. W "Ex Machina" nie ma mowy o czymś takim. Od początku do końca jest świetnie. Pasjonujące dialogi, okraszone wspaniałymi zdjęciami i udźwiękowieniem nie pozwalają oderwać wzroku od ekranu. Oszczędne efekty specjalne swoją jakością wykonania budzą zachwyt. Przepięknie pokazano klaustrofobiczne wnętrza bazy Nathana, jak i jego wypasione pięknem natury tereny wokół. Cały czas seansowi towarzyszy charakterystyczny niepokój i niepewność, co się wydarzy. W tego typu filmach jest to tym bardziej potrzebne. W pewnym momencie było tak dobrze, że czekałem na scenę, która trochę schrzani odbiór całości i się zawiodłem. Im dalej tym było lepiej. Film wnosi wiele świeżości w podejściu do tematu sztucznej inteligencji. Dużo ciekawych przemyśleń i niejednoznaczni bohaterowie, zwłaszcza ci mniej ludzcy naprawdę sprawiają dobre wrażenie. Do tej pory nie spotkałem się z filmem, w którym tak mocno zaakcentowano seksualność sztucznej inteligencji. Niektóre pojedynki słowne Nathan-Caleb wręcz dawały uczucie ulgi, że są jeszcze tacy reżyserzy, którzy potrafią zagrać na emocjach w kinie fantastycznym, nie używając kuli i lasera.

Znakomita pozycja. Pewnie przyszły klasyk gatunku. Bardzo polecam.

Zwiastun:

Oglądałam ten film i podobał mi się. Nie rzucił mnie na kolana, ale był całkiem spoko :)

A mnie w tym filmie czegoś brakuje, tylko że w odróżnieniu od tych kilku poprzednich, ostatnich filmów o SI, kiedy potrafiłam wreszcie dojść do tego, co mi nie pasuje, tutaj jakoś wciąż nie mogę tego sprecyzować.

Ale może nie podoba mi się znów jak pokazano tę istotę, Avę - pokazanie Avy jako Avy?
Dlaczego myśleniu o SI cały czas towarzyszy przede wszystkim strach? Dlaczego boimy się aż tak bardzo, że swoimi lękami zarażamy to coś, co mamy zamiar stworzyć? Dlaczego wydaje się pewne, że to coś będzie tak samo bało się nas jak my się teraz boimy, nie ufamy, może nienawidzimy, z góry, potencjalnie?
Dopóki s-twórca nie jest gotowy do wypuszczenia swojego dziecka na wolność, aby dorastało, dojrzało i wyemancypowało się, dopóty nie powinien zabierać się za taką robotę, bo oznacza to, że sam jest nie dość dojrzały, że nie jest człowiekiem/brakuje w nim człowieczeństwa, a nie jakiś niedorobiony, kaleki kompleks Boga.

Chcę wreszcie zobaczyć ZUPEŁNIE INNY film o SI, proszę, bardzo proszę.

W I.A. Spielberga SI jest dobra i łagodna, ale osobiście nie przepadam za tym filmem.

Dodaj komentarz