Teddy Bear / 10 timer til Paradis

Data:

Angielskie określenie „teddy bear” oznacza miękką pluszową zabawkę w kształcie misia. Popularność zdobyła pod koniec XIX wieku w południowych Niemczech dzięki Margarecie Steiff, jej bratu Fritzowi i jej siostrzeńcowi Richardowi. Na początku XX wieku rozpowszechniła się za oceanem dzięki zdarzeniu, które wydarzyło się prezydentowi Teodorowi Rooseveltowi podczas polowania, kiedy to kazał uwolnić zagonionego przez psy myśliwskie młodego czarnego niedźwiedzia amerykańskiego. To zdarzenie zainspirowało rosyjskiego emigranta Morrisa Michtoma i jego żonę Rose do stworzenia pluszowego misia, który za zgodą prezydenta został nazwany Teddy Bear. Wkrótce zabawki produkowane prze firmę Michtoma, rodzinę Steiff lub ich licznych naśladowców podbiły niemal cały świat. Wszędzie budziły powszechną sympatię i skojarzenie z miłym i nieagresywnym zwierzęciem.

Film „Teddy Bear” nagrodzony na tegorocznym festiwalu Sundance za najlepszą reżyserię jest debiutem pełnometrażowym duńskiego reżysera Madsa Matthiesena powstałym na podstawie jego wcześniejszego filmu krótkometrażowego „Dennis”. Opowiada historię 38-letniego kulturysty Dennisa mieszkającego ze swoją filigranową matką na przedmieściach Kopenhagi. Jej nadopiekuńczość nie pozostaje bez wpływu na jego zachowanie i kontakty społeczne. Dennis nie ma żadnych przyjaciół, spotyka się tylko z kolegą z siłowni, a jego randki z dziewczynami kończą się fiaskiem. Za namową swojego wuja Benta postanawia w tajemnicy przed matką wyjechać do tajskiego kurortu Pattaya (duński tytuł filmu brzmi „10 godzin do raju”), gdzie z pomocą Scotta – właściciela nocnego lokalu próbuje znaleźć potencjalną partnerkę. Jednak poszukiwania romantycznej miłości wśród barów go-go, gabinetów masażu erotycznego i nocnych klubów pełnych prostytutek nie mogą przynieść oczekiwanego rezultatu. Jedynym miejscem, w którym czuje się swobodnie jest lokal fitness-klubu/siłowni. Dalszy ciąg wydaje się przewidywalny: właścicielka siłowni okazuje się być tą jedyną, która za Dennisem wyjedzie do Danii. Jak zostanie przyjęta przez jego matkę? Jaką decyzję podejmie Dennis?

Przewidywalność fabuły jest najsłabszą stroną filmu. Nie ma tu niespodzianek i nagłych zwrotów akcji. Ale nie o to w tym filmie chodzi. Znacznie ważniejsze jest wiarygodne ukazanie portretów psychologicznych postaci oraz skomplikowanych zależności między nimi. Wzajemne relacje matki i syna mogą budzić skojarzenia z „Pianistką” Michaela Hanekego, są jednak pozbawione patologicznego chłodu. Matka Dennisa świetnie obrazuje duńską ksenofobię i wyniosłość, ale w ostatecznej ocenie budzi raczej uczucia pozytywne. Jej podejście do rzeczywistości wynika bardziej z uwarunkowań społecznych, niż cech charakteru. Nie można przecież zapomnieć, że w przeszłości została porzucona przez męża i całe swoje uczucia przelała na syna. To element budzący współczucie. Poza tym jej toksyczny stosunek do syna i niechęć wobec obcych wydają się być niczym wobec zachowań amatorów seksturystyki przyjeżdżających z krajów gospodarczo rozwiniętych do egzotycznej Tajlandii. Ukazani w nocnym klubie, otoczeni tłumem tanich prostytutek, wpatrzeni w postać drag queen na scenie, siedzący w wygodnych fotelach z półokrągłymi oparciami na ręce przypominają niepełnosprawnych na wózkach inwalidzkich. Na ich tle Dennis może wygląda trochę śmiesznie w bermudach i obcisłej marynarce, ale to właśnie on budzi sympatię widzów. Mężczyzna o aparycji Arnolda Schwarzeneggera budzi skojarzenia z miłym i nieagresywnym pluszowym misiem. To jakby złamanie klasycznego stereotypu męskości i próba nowej odpowiedzi na pytanie o to, co znaczy być mężczyzną. To niekonwencjonalne podejście do zagadnienia czyni ten film bardzo interesującym. Sprzyja temu dobra reżyseria, dopracowanie filmu w niemal każdym szczególe, niebanalny scenariusz, świetna gra aktorska, piękna scenografia i zdjęcia. Kamera prowadzona jest bez pośpiechu, pozwala na dokładną obserwację niezdarnych ruchów postaci czy ich ukrywanej usilnie chociaż nieudolnie mimiki. Warto też zwrócić uwagę na stronę lingwistyczną filmu. Dialogi prowadzone są w zależności od sytuacji w różnych językach, co znacznie zwiększa wiarygodność przekazu.

„Teddy Bear” przypomina niezależne produkcje amerykańskie. Nie ma w tym filmie rozmachu rodem z Hollywood. W zamian reżyser oferuje niebanalną i piękną opowieść o potrzebie miłości, desperackich próbach znalezienia szczęścia oraz poznawaniu granic osobistych lęków, historię ujmującą, grającą na emocjach. Ta historia budzi powszechną sympatię niczym miękka pluszowa zabawka w kształcie misia.

Zwiastun:

Niestety, nie zgadzam się ani z rzekomą "psychologią postaci", ani ukazaniem "skomplikowanych" relacji między postaciami. Wręcz przeciwnie - wszystko przypomina raczej teatrzyk lalkowy z tytułowym misiaczkiem w roli głównej, z naskórkową fabułką, która raczej na pewno nie porusza meandrów relacji w dziwnym trójkącie: matka - syn - dziewczyna. Postacie są grubo kreślone, wręcz przerysowane, ocierające się o karykaturę i groteskę. I może to właśnie paradoksalnie sprawia, że film budzi sympatię i może się podobać: bohaterowie są tak śmieszni, że aż nieprawdziwi, ale oryginalni (umięśniony kulturysta terroryzowany przez matkę drobniutką, jak wróbelek), w związku z czym trochę przez palce patrzymy na psychologiczne i fabularne niedociągnięcia w filmie.

calkowicie sie nie zgadzam. rezyser nie operuje steotypami, ale nie oznacza to wcale, ze postaci sa tak przerysowane, ze az nieprawdziwe. ja to kupilem od pierwszej do ostatniej minuty.

Dodaj komentarz