Dom w głębi lasu

Data:
Ocena recenzenta: 8/10

Piątka młodych ludzi postanawia wybrać się na letni wypad do domku w leśnej głuszy. Sądzą, że czeka ich niezła zabawa. Nie wiedzą jednak, oj nie wiedzą, że będzie to zabawa ich kosztem… Znacie? Znamy. To… tak się Wam tylko wydaje!

W przypadku Domu w głębi lasu, bo o nim tutaj mowa, ciężko napisać coś o fabule i nie popsuć widzom zabawy. Ograniczmy się więc do powiedzenia, że bohaterowie są uważnie obserwowani przez pewną grupę ludzi, która stara się nimi manipulować według sobie tylko znanego scenariusza. I że dalszy rozwój wypadków będzie czymś w rodzaju anarchizującego żartu. Z kogo żartują sobie Goddard i Whedon? Z nas, to jest z publiczności i z naszych oczekiwań, które na wieść o samotnej grupie młodzieży w lesie zaludniają się fabularnymi kliszami. Nie jest to żart głupi, ordynarny, sklecony byle jak dla byle kogo – innymi słowy nie mamy tu do czynienia ze Strasznym filmem czy innym tego rodzaju badziewiem. Przeciwnie. Dom w głębi lasu jest filmem odważnym, świeżym, pełnym miłości, ale i dystansu do tego osobliwego gatunku, jakim jest horror. I oferującym znakomitą zabawę, pomimo tego, iż raz po raz pokazuje się nam tutaj dumnie wyprężony – choć metaforyczny - środkowy palec.

Na poziomie fabularnym mamy zatem wyborną komedię, szczodrze doprawioną filmem grozy (a może film grozy podszyty komedią). Jednak to nie wszystko, bo Dom… jest również filmem o horrorze, nie tylko autotematycznym, jak słynny Krzyk Wesa Cravena, ale i niemal publicystycznym. Żonglując kliszami, zaskakując, ośmieszając, Goddard i Whedon piętnują postępującą rytualizację tego gatunku i apelują o twórczą odwagę. Nie na darmo jeden z fabularnych wątków nawiązuje do prozy H.P. Lovecrafta, pisarza, który nadał grozie wymiar kosmiczny. Takiej właśnie grozy brakuje dziś w kinie najbardziej. Filmowy horror nieuchronnie stacza się do rynsztoka, zjadany przez torture porn (Piły, Hostele i The human centipede), krwawe slashery z głupimi nastolatkami, nieudane lub niezamierzenie śmieszne horrory okultystyczne (Rytuał, Naznaczony) i z natury nieco monotonne filmy o zombie (Resident Evil, [REC])… Nawet świeża, nomen omen, azjatycka krew nie zdołała w znaczący sposób ożywić gatunku. Króluje banał, schematyczność, sięganie po stereotypy, przewidywalność, epatowanie obrzydliwością. Dzieła prawdziwie poruszające i wzbudzające autentyczny strach, takie jak Labirynt fauna czy Czarny łabędź, pozostają osiągnięciami sporadycznymi – i nic dziwnego. Wykraczają one daleko poza obszar bezpiecznej rozrywki pod popcorn i colę, i zabierają widza w rejony, których zapewne nigdy nie chciałby odwiedzić. W świecie, w którym rządzi publiczność i jej pieniądze, nie mają one zatem wielkich szans. No, chyba że widzowie zmienią upodobania…

Twórcy Domu w głębi lasu, w sposób nienatarczywy, ale skuteczny, zachęcają do intelektualnej otwartości i wzbudzają apetyt na kino bardziej oryginalne, omijające utarte szlaki. I pokazują rozleniwionym filmowcom-wyrobnikom, że można inaczej. Nie ma bowiem nic prostszego niż wyizolować grupę ludzi i wsadzić między nich potwora, który będzie ich zabijał. Być może właśnie dlatego horror jest tak popularny wśród twórców kina klasy B. Nadać temu wszystkiemu nieco głębszy wymiar, lub choćby zrobić to w nowatorski sposób – to już zadanie, któremu nie każdy podoła.

Porzućmy jednak publicystykę, która ostatecznie nie musi interesować nikogo poza fanami gatunku. W ramach podsumowania i dodatkowej zachęty warto nadmienić, że o ile Drew Goddard jest zadziwiająco sprawnym, ale jednak debiutantem, o tyle nazwisko współscenarzysty Jossa Whedona powinno przyciągnąć do kina każdego. Ma on co prawda na koncie nie tylko powszechnie chwalonych Avengers, ale również niesławną czwartą część Obcego... Ten ostatni film stanowi dowód na to, że Whedon od dawna wiedział, na czym polega zły horror. Dom w głębi lasu pozwolił mu sprawdzić się na polu horroru dobrego. Z sukcesem. Widzowie – do kin!

Tekst ukazał się pierwotnie w magazynie Filmradar.

Zwiastun: