Naznaczony

Data:
Ocena recenzenta: 5/10

Dzieciate małżeństwo wprowadza się do nowego domu. Wkrótce zaczynają się dziać dziwne rzeczy, najczęściej z milusińskimi w roli głównej. Wyczerpani nadprzyrodzoną łobuzerią dają za wygraną i przeprowadzają się. Okazuje się, że zabrali COŚ ze sobą. Znacie? Znamy. To posłuchajcie...

Zacznijmy od fochów. Trudno powiedzieć, by "Naznaczony" powalał wysublimowanym rysunkiem postaci. Matka, Renai, straciła osobowość zapewne po którymś z trzech porodów. Ojciec, Josh, to do bólu klasyczny sceptyk, który żonine doniesienia o biegających po domu duchach traktuje z pewnym zniecierpliwieniem. Dzieci - bez znaków szczególnych. Poza tym, że jedno z nich zapada w niewyjaśnioną śpiączkę, stając się tym samym macguffinem, bo to o jego dobrostan będą walczyć zdesperowani rodzice. Walczyć nawet z pomocą dziwacznych pogromców duchów, którzy zresztą też oryginalnością nie śmierdzą, a za to odpowiadają za wiele scen niezmiernie zabawnych.

Jeśli chodzi o scenariusz, pierwszy akapit mówi o nim wszystko. Miłośnik gatunku zapewne wykryje zwroty fabuły (i nadchodzące momenty Bu!) za pomocą wewnętrznego kompasu na kilka minut przed faktem. Nie ukrywam, jest to źródłem pewnego ciepełka - wiemy, że ten film nie zrani nas głęboko i tylko udaje, że chce nas ugryźć. Fakt, że unika się tu epatowania scenami drastycznymi, dodatkowo pogłębia paradoksalne poczucie bezpieczeństwa. Skutkiem tego wizyta w kinie przypomina nieco czytanie staromodnych opowieści o duchach - może dostarczyć nieco dreszczy, ale nie zbacza z utartych ścieżek.

Mimo powyższego prychania i kręcenia nosem nie mogę powiedzieć, żebym się na projekcji specjalnie męczyła. Po pierwsze, "Naznaczony" stanowi miłą odmianę od filmów zachłystujących się krwią i obrzucających widza oderwanymi kończynami lub organami wewnętrznymi, a te zdają się ostatnio dominować w kinie grozy (szczególnie od upowszechnienia 3D - oko nadziane na widelec tuż przed nosem, cóż za radość). Po drugie, strach związany z naruszeniem integralności domowego ogniska należy do najbardziej pierwotnych i jeśli ma się choć odrobinę talentu, ta struna zawsze wyda jakiś melodyjny dźwięk. Kolorystyka i kompozycja ujęć budzą dość sprawnie klimat niepokoju, zaś postaci duchów mają specyficzny, bardzo ekspresyjny makijaż, od którego trudno oderwać oko. Dla widza, który nie spodziewa się wiele, to zapewne wystarczy.

Reżyser "Naznaczonego", James Wan, słynie z tego, że nakręcił pierwszą część Piły, co do której wciąż nie wiadomo, czy jej wartość jako niezłego dreszczowca stanowi dostateczną przeciwwagę dla licznych, mniej lub bardziej chorych sequeli. Jeśli można go za coś pochwalić od ręki, to za to, że zwinął manatki od razu po pierwszej części. Zadbał też o to, by jego nowe dziecko z pewnością nie stało się początkiem żadnego kinowego tasiemca - to bardzo klasyczny horror, bez specjalnych szans na status filmu kultowego. Z powodzeniem można zabrać nań klasyczny kubełek pełen popcornu, o ile ktoś nie jest nerwowy i jest pewien, że go nie rozsypie. I klasyczną dziewczynę, która będzie się przytulać za każdym razem, gdy w kręgosłupie zamrowi przeczucie, że zaraz zdarzy się coś strasznego. Na tym polega jego dyskretny, staromodny urok. Take it or leave it.

Zwiastun:

No tego to się nie spodziewałam. Do mnie Insidious nie przemówił oprócz tego, że miał pewnie najlepsze napisy początkowe roku. Trochę za bardzo Rob Zombie karnawołowo w tym filmie.

Zapomniałam tego napisać, ale trafiła mi się świetna publiczność i to pewnie wpłynęło na ocenę. Nie ma to jak podskakiwać na fotelu w większym towarzystwie.

Karnawał bardziej chyba Marilyn Manson, a ja Mansona lubię. :) Oczywiście to psuło klimat, ale przyjęłam, że Wan taki już jest, że musi mieć w filmie clowna albo lalkę albo jakieś inne dziwadło. W "Pile" miał i w "Dead silence" chyba też. Poza tym do licha, czy duchy muszą być zawsze smutne, obszarpane i przezroczyste? Proszę bardzo, niech noszą makijaż i uśmiechają się jak wariaci - dla mnie to jest odpowiednio upiorne, bo po takich nie wiem jeszcze, czego się spodziewać. Ten gość z czerwoną twarzą to już może było trochę za dużo, ale niech tam.

Hahaha umialem się czytając ten tekst. 'Znacie znamy"...no tak wiadomo, że ludzie lubią te piosenki, które słyszeli i te filmy, które widzieli. Co nie przeszkodzilo mi świetnie się bawić oglądając "Naznaczonego"..choć momentami było trochę strachu...;)

Dodaj komentarz