Star Trek - jak to się wszystko zaczęło

Data:
Ocena recenzenta: 7/10

Jak głosi apokryficzna dykteryjka, do prac nad scenariuszem pierwszego pełnometrażowego "Star Treka" zaproszono wszystkich ówczesnych tuzów fantastyki, by pomyśleli nad czymś "z rozmachem". Po kilku pomysłach z sali, które odrzucono jako za mało widowiskowe, zgłosił się Harlan Ellison: "USS Enterprise wpada w ogromny międzygwiezdny wir, który wyrzuca go prosto w wielką ścianę znajdującą się na końcu wszechświata. Kirk każe dać pełną moc silnikom, statek przebija barierę wszechrzeczy, a tam... widać skąpaną w białym blasku, nieskończoną twarz Boga".

Zapadła pełna podziwu cisza, którą przerwał przedstawiciel wytwórni Paramount: "mówiłem wam przecież, chłopaki, że ma być z rozmachem".

Słowo "rozmach" nie najgorzej opisuje nowe przygody kapitana Kirka i jego przyjaciół. Braki budżetowe, tak ponoć dokuczliwe w latach 60, nie stanowią już problemu, więc oprócz mostka Enterprise możemy podziwiać wspaniałe międzygwiezdne statki i kosmiczne krajobrazy prosto od Industrial Light and Magic. Sprawna reżyseria i świetny montaż pomagają utrzymać widza w stanie lekkiego oszołomienia. Jedynym, niewielkim zresztą, rozczarowaniem jest scenariusz.

"Star Trek" AD 2009 jest prequelem oryginalnej pierwszej serii tego kultowego serialu i opowiada o czasach, gdy Enterprise wyszedł dopiero spod igły a kapitan Kirk był jeszcze dość narwanym młodzieniaszkiem, który dopiero co zaciągnął się do Gwiezdnej Floty. W szkole kadetów Kirk szybko daje się poznać jako błyskotliwy, choć arogancki rekrut, popadając w konflikt z młodym wykładowcą Spockiem, który stara się nauczyć go pokory. Rozpoczynającą się kłótnię przerywa jednak sygnał SOS z rodzimej planety Spocka - Wolkanu. Następstwem jest ogólna mobilizacja studentów i wspólny lot na pomoc zagrożonemu światu.

Tak zaczyna się przygoda, w której nie braknie pościgów, walk, niespodziewanych zwrotów akcji i - za to wielki plus - muzyki Beasty Boys. I trzeba powiedzieć, że jako kino właśnie przygodowe "Star Trek" jest filmem zdecydowanie z wyższej półki. Ponieważ jednak jestem snobem wychowanym na "Łowcy androidów" przeszkadza mi trochę radosna prostota scenariusza, który jest właściwie opowiastką o skopaniu kilku romulańskich tyłków (kto to Romulanie nie napiszę, ale mają wiele wspólnego z SOS z Wolkanu). Nie ma co się oszukiwać - brakuje Harlana Ellisona.

Jestem przekonana, że nowy film o USS Enterprise z łatwością uderzy do głowy dzieciakom zafascynowanym SF. Nawet tym, które nigdy nie oglądały serialu. Jeśli to renesans "Star Treka" na ekranach kin, to oczekuję z ciekawością na jeszcze.

Zwiastun:

Z wielką chęcią obejrzę nowego Star Treka. Doskonałe opinie na jego temat, jak najbardziej zachęcają. Ten rok dla fanów science fiction wydaje się być szczególnie udany. Poza wielkim powrotem Star Treka, niedługo premierę będzie miał Terminator 4. Po niezbyt udanej trzeciej części, może zobaczymy coś lepszego. Zwiastun nastraja w miarę pozytywnie. Christian Bale i Sam Worthington powinni stanąć na wysokości zadania. A na deser mamy Avatara Jamesa Camerona, po fragmencie którego, ponoć kilku znanym reżyserom opadły szczęki. Twórca Aliens planował ten tytuł od co najmniej 1999 roku, ale stwierdził, że dopiero teraz technika filmowa pozwala mu pokazać to co chce. Postprodukcja ciągnie się już rekordowe dwa lata. Trzeba uzbroić się w cierpliwość.

Ten star trek to wielkie nieporozumienie. Rozumiem, że trzeba było dać coś nowego, błyszczącego, co spowoduje że film obejrzy również ktoś młodszy niż 25 i zdecydowanie więcej latkowie ale przerobić legendę na miałki film akcji to jest profanacja. Każdy z poprzednich filmów miał pozytywne przesłanie, a ten ... cóż jedyne przesłanie jakie ja widzę to "najważniejsze w tym co robimy są pieniądze".

Mi się film bardzo podobał. Najwyraźniej młode pokolenie jest już przyzwyczajone do "wyciskaczy kasy". Niestety jeszcze nie oglądałam starszych filmów, ale zamierzam ten błąd szybko naprawić.

Scenariusz to dno. Reszta może być, ale przecież to fabuła jest najważniejsza.
Olivia, zobacz sobie lepiej seriale - polecam Deep Space 9 (najpoważniejszy), Voyager (najbardziej zróżnicowany), TNG (trochę retro miejscami). Filmy star trekowe nigdy nie były rewelacyjne, poza może czwórką i ósemką.

Oczywiście, że jest to profanacja. Podobnie jak "Imię róży" (http://filmaster.pl/film/der-name-der-rose/) jest profanacją, a jednak ma ocenę 7.7. Jakoś nie mam nadziei, żeby dało się zrobić film w duchu Star Treków z lat 60 XX wieku w wieku XXI i należy tylko dziękować Latającemu Potworowi Spaghetti, że nie wyszedł z tego zupełny kaszan, tylko coś, co ogląda się bezboleśnie.

"Imię róży" to wybitny film. Nie rozumiem jak można go nazywać profanacją. Nie wiem też jak można go porównywać ze "Star Trekiem" , z którym nie ma kompletnie nic wspólnego. Sam "Star Trek" jest całkiem niezłą rozrywką, ale nie jest to jakaś wybitna produkcja.

Właściwie nie mam nic do "Imienia róży" jako filmu. Ale bardzo się poirytowałam, widząc znakomitą książkę Eco przyciętą do rozmiarów kryminału o zakonnikach, w dodatku z przefasonowanym zakończeniem. Nawet jeśli zrobiono to umiejętnie. Domyślam się, że fani Star Treka jako serialu z pewnymi ambicjami mogą poczuć się podobnie widząc, jak ich ulubieni bohaterowie zostają umieszczeni w fabule typu "strzelanka w kosmosie".

Umbrin - a czytałaś książkę? Bo jeśli nie, to polecam, zrozumiesz o co chodzi z tą profanacją :) Film jest bardzo dobry, ale gdzie mu tam do powieści. Zresztą Imię róży to moja ulubiona niefantastyczna książka, więc jestem zdecydowanie nieobiektywna.

Szczerze mówiąc, momentami jestem za tym, żeby nie oceniać filmów z perspektywy książki i odwrotnie, bo tak naprawdę to jaki to ma sens?

Literatura rządzi się własnymi prawami, filmy własnymi - zupełnie inny sposób narracji i budowania napięcia. Zupełnie inne metody na zainteresowanie pożądanej grupy docelowej.

W podobny sposób wydaje mi się słusznym nie ocenianie nadto nowego Star Treka z perspektywy starych seriali.
Można mrugać do widzów nawiązaniami, ale to już zupełnie inna bajka i inny przepis na film pomimo wspólnego tytułu.

Na koniec: mi się film w swojej klasie podobał i to bardzo. Wcale nie widziałbym w nim braku poszanowania dla tradycji tylko raczej dobry, sprawny sposób na odświeżenie starego grzyba.

@Esme: właśnie skończyłem oglądać 1. pełnometrażowego Star Treka i gdy przeczytałem pierwsze dwa akapity recenzji, zadławiłem się ze śmiechu :-D

A powiem Ci, że kiedy pierwszy raz przeczytałam tę historyjkę, też mi niewiele brakowało do tego :)

Dodaj komentarz