The Man Next Door. Epopeja sąsiedzka.

Data:
Ocena recenzenta: 6/10

Moje tagi: OffPlusCamera2010, komediodramat, obyczajowy, kino latino, sąsiedzi, komunikacja, wygodne życie, empatia, egoizm

Poszedłem na film trochę przypadkowo. Jedyne, co o nim wiedziałem, to że jest argentyński i został nagrodzony za zdjęcia. Spodziewałem się w związku z tym pięknych argentyńskich, słonecznych pejzaży -- jeśli ktoś myślałby podobnie, to jest w błędzie. Film doskonale można opisać słowami Kazika: "Sąsiedzi moi czasem śmieszą mnie, lecz czasem ich się boję".

Pierwsza scena daje nam już niejakie pojęcie w jakim stylu, obraz podzielony na pół, widzimy po lewej jasny, biały mur, po prawej mur prawie czarny, jak się okazuje również biały, ale zacieniony. Na szarej połowie pojawia się młot i powoli, rytmicznie, sukcesywnie wybija w murze dziurę. Strona słoneczna okazuje się drugą stroną ściany, w której najpierw widać pęknięcie, potem obsypujący się tynk, na końcu otwór. Jeśli jest to alegoria reszty filmu, to udana: zacieniona strona z młotem to sąsiad "zły", strona jasna sąsiad "dobry". Młot brutalnie wykuwa w ścianie dziurę, co trwa na tyle długo, by nas znudzić, ale w końcu ściana pęka...

W podobnym rytmicznym, narastającym leniwie tempie toczą się wypadki. Bogaty projektant, mieszkający w pewnej snobistycznej rezydencji któregoś dnia w przykrych dla niego okolicznościach zmuszony jest poznać się ze swoim sąsiadem. Sąsiadem tym jest Victor, podejrzany handlarz -- podobno używanymi samochodami. Victor, sprawiający wrażenie gangstera, postanowił wykuć sobie okno w ścianie, która wychodzi dokładnie na okna mieszkania kulturalnego i zamożnego Leonardo. Tak zaczyna się konflikt. Leonardo wszelkimi sposobami próbuje przekonać, przekupić, zastraszyć prawnie Victora, aby zrezygnował z przedsięwzięcia. Victor okazuje się jednak nieugięty, i choć przyrzeka okno zamurować, wcale się z tym nie spieszy. Leonardo z czasem jest coraz bardziej "osaczony" przez Victora próbującego okazywać sympatię, ale również przez żonę która oczekuje, że sprawę załatwi.

Prosta historia, przepełniona nienachalnym humorem, jest dla autorów pretekstem do skonfrontowania dwóch postaw -- nachalnej brutalności pod pozorami sympatii -- z burżuazyjnym snobizmem. Żadna z nich nie wypada w tym zestawieniu dobrze, a ostateczne wnioski są co najmniej zastanawiające.

Podsumowując: momentami zabawnie, kolorowo, estetycznie. Bohaterowie antypatyczni nie przekonują do siebie, w związku z czym napięcie między nimi jakoś nas nie dotyka. Wyczuwamy niepokój, ale go nie "odczuwamy". Więc raczej nieśpiesznie i sennie czekamy na koniec.

Ten cytat z Kazika faktycznie idealnie podsumowuje film. :) Przy czym widz jest jakby sąsiadem obu sąsiadów, więc obaj go śmieszą i obu się czasem boi.

Słusznie ;)

Dodaj komentarz