Śniły mi się lwy

Data:
Ocena recenzenta: 10/10

To był najbardziej oczekiwany przeze mnie film tego roku. Co może się wydawać dziwne, bo to w końcu tylko dokument o „malowidłach” w jaskini. Ale za to jaki dokument, o jakich „malowidłach”, i wreszcie – w jakiej jaskini.

„Jaskinia zapomnianych snów” to niezwykły film. Werner Herzog zabiera nas w metafizyczną podróż, w której naścienne rysunki z jaskini w Chauveut są tylko początkiem. Dużo patosu, ale ciężko mi operować bardziej wyważonymi słowami – tak wielkie wrażenie zrobiła na mnie „Jaskinia...”.

Byłem sceptyczny co do użycia technologii 3D – zastanawiałem się, ile prawdy jest w słowach Herzoga o potrzebie ukazania wypukłości skał, a ile w tym marketingu. Biję się teraz w piersi, bo nie widziałem jeszcze tak świetnie zaadaptowanej techniki stereoskopowej. Dopiero w „Jaskini zapomnianych snów” poczułem sens i potencjał tych efektów – ściany jaskini są namacalne, a ich faktura widoczna. Niektóre ujęcia fantastycznie oddają także topografię i głębię poszczególnych sal.

I na tych wypukłościach, na tej chropowatej powierzchni, Herzog pokazuje nam rysunki liczące około 30 000 lat. Co ciekawe, nie są to proste malowidła, ale często skomplikowane dzieła sztuki, przedstawiające dawno wyginięte zwierzęta w bardzo dokładny sposób. A patrząc na te rysunki, spoglądamy w oczy dziesiątkom tysięcy lat historii człowieka. Spoglądamy w oczy wyobraźni człowieka pierwotnego, podziwiając np. malowidło przedstawiające byka z łonem kobiety. Autor tego rysunku nie widział przecież takiej sceny i nie narysował tego z pamięci; użył wyobraźni, oparł się na swojej symbolice, i stworzył dzieło, które teraz możemy interpretować na wiele sposobów.

W jednej z sal jaskini znajduje się głaz z wieloma bardzo wyraźnymi odciskami dłoni. Dłoni takich jak nasze. Co robili wtedy ci ludzie? Świętowali po obfitych łowach? A może siedzieli w jaskini, chroniąc się przed bardzo mroźną zimą? Może zdawali sobie sprawę, że jej nie przeżyją i chcieli zostawić po sobie coś więcej niż kilka kości?

Herzog nie pokazuje nam jaskini z Chauvet jako zwykłego tworu geologicznego, materiału naukowego, tylko jako sanktuarium ludzkości. Swoim charakterystycznym, magicznym wręcz głosem prowadzi narrację, zabierając nas coraz głębiej i głębiej w rozważania o sztuce, czy początkach ludzkości. Sama jaskinia, pełna pięknych stalagmitów i stalaktytów, niezwykłych form skalnych, czy wreszcie rysunków, jest przedstawiona jako miejsce zadumy.

Poza zdjęciami z jaskini, w „Jaskini zapomnianych snów” zobaczymy też wywiady z naukowcami badającymi ją, z odkrywcami, a nawet z człowiekiem, który szuka podobnych miejsc wąchając skały. Werner Herzog, używając rozpoznawalnego już, nierównego montażu, przeplatając ujęcia rysunków z rozmowami, prowadząc komentarz w jednych scenach, a w drugich zostawiając nas sam na sam z rysunkami naszych przodków, robi to, co potrafi najlepiej i co, jak sam utrzymuje, stara się zawsze robić – wypuszcza z kina widza myślącego, zastanawiającego się.

Nie czyni tego tylko dzięki – jak zwykle – nieco oderwanemu od reszty, refleksyjnemu zakończeniu, ale też dzięki swojej unikalności. Nie należy go chwalić; Wernerowi należy dziękować za „Jaskinię zapomnianych snów”, bo nie ma chyba drugiego reżysera, który zdecydowałby się gonić za swoim celem z taką pasją. W jednej z rozmów młody naukowiec wyznał, że po pierwszej wizycie w jaskini był zaczarowany. „Przez pięć dni śniły mi się lwy” – powiedział. Na pytanie Herzoga, czy w formie rysunków, odpowiedział „w formie rysunków, ale też żywe”. Dzięki Wernerowi mogę się w jakimś ułamku czuć jak owy naukowiec. Mogę marzyć o jaskiniowych lwach, choć widziałem tylko cień tej jaskini.

Dziękuję sieci Multikino za uwzględnienie „Jaskini zapomnianych snów” w repertuarze Nocy 3d. Jednocześnie ubolewam, że dotąd w Trójmieście nie można było tego filmu zobaczyć.

Zwiastun:

Prawda, jak ten film inspiruje? ;) I to do jakiej dobrej notki. Cieszy mnie, że Multikino postanowiło się rzucić na projekcję - tego się po nich nie spodziewałam.

Dziękuję :) Gdyby nie oni, pewnie w Trójmieście nie dałoby się zobaczyć tego filmu - bo ciężko w DKFach o projekcje 3D ;)

A jak było z frekwencją na filmie? Pytam, bo mam nadzieję, że Multikino będzie z tą kopią 3D (jak mniemam jedyną na Polskę) jeździć po kraju i dotrze w końcu i do Wrocławia. A jak widzów nie będzie, to mogą odpuścić...

Frekwencja była niewielka - do końca dotrwało może z 15 osób, ale projekcja zaczynała się o 1:20 w nocy, więc to według mnie i tak niezły wynik ;)

Dodaj komentarz