Zderzenie ze śmiercią w "Tataraku" Andrzeja Wajdy

Data:
Ocena recenzenta: 7/10

Każdy nosi w sobie inny rodzaj wrażliwości, na mnie te film wywarł spore wrażenie, był bardzo osobisty, wartościowy i poruszający bardziej niż inne filmowe opowieści, przez które przewija się motyw śmierci (pomijam tu „Szepty i krzyki” Bergmana i stosunkowo nowe "Odgłosy robaków. Zapiski mumii", bo to są dla mnie obrazy z niczym nieporównywalne), może dlatego, że granica między życiem a filmem od początku się zatarła. Czyż można bardziej sugestywnie opowiadać o śmierci niż wtedy, gdy się ją przeżyło, gdy nasłuchiwało się jej nadejścia każdego dnia, jednocześnie odsuwając tę myśl, uciekając przed tym, co nieuniknione? Poruszamy się, jesteśmy, jemy, śpimy, chaotycznie, z nadzieją, że nastąpi kres i znów będzie jak dawniej, bo do końca nie możemy uwierzyć, że to spotyka właśnie nas, że odchodzi bliski nam człowiek, do którego dzwoniło się zawsze, by opowiedzieć o tym, co ważne i co było drobiazgiem bez znaczenia. I nie przestanie się dzwonić nawet wtedy, gdy go już nie będzie.

Połączenie paradokumentu i fabuły było ryzykownym zabiegiem, ale to właśnie wyznania Jandy sprawiły, że dla mnie jest to film wyjątkowy. Są kwintesencją, stanowią podsumowanie, jakby opowieść została opatrzona wykrzyknikiem, inaczej byłaby to kolejna mniej lub bardziej udana adaptacja prozy Iwaszkiewicza. Opowieść o nurcie rzeki zwanej przemijaniem i próbie jej zawrócenia poprzez chwytanie się za wszelką cenę młodości. Niedostępnej, a jednocześnie tak pociągającej. Poetycka forma, minimalizm środków, wręcz ascetyczność tej opowieści znakomicie podkreślają jej uczuciowy charakter, bo śmierć przychodzi cicho, stąpa delikatnie, a porusza bardziej niż cokolwiek innego, może poza miłością.

Czułam emocje, które wartko spłynęły na mnie z ekranu, tak jak spowiedź osoby bliskiej, nie aktorki. Bez dramatycznych gestów i patosu. Mogłam się tylko zdobyć na podziw i współczucie, podziw, gdyż sama nigdy nie zdecydowałabym się mówić o bólu po stracie ukochanej osoby przed kamerami, współczucie, bo jestem tylko człowiekiem i nie mogę sobie powiedzieć to tylko film, nie płacz. Cierpienie rodzi pewien rodzaj otępienia, gdy potem staramy sobie przypomnieć tamten czas, często nie pamiętamy emocji rozciągniętych między rozpaczą a nadzieją, łatwiej przychodzi nam relacjonować wydarzenia.
Nie potrafimy mówić o śmierci, nie potrafimy słuchać, odsuwamy od siebie ten temat i nie jesteśmy na niego przygotowani. W tej konfrontacji zawsze wygrywa śmierć, wszystko jest tak banalne, zdawkowe wyrazy pocieszenia, gdy pocieszyć nie można, krępujące milczenie, jakaś nieporadność wobec tej wielkiej tajemnicy przejścia. Janda zagrała, nie, to nie odpowiednie słowo, potrafiła opowiedzieć o swoim cierpieniu i miłości, odważnie, pięknie, niemal bez łez, choć czasem dało się odczuć nieznaczne drżenie głosu. Naturalnie. Ja słuchałam jak zahipnotyzowana i nie potrafiłam ich powstrzymać, na długo potem jak wyszłam z kina.

Może ma pewne niedociągnięcia, kiedy wypływa na wody prozy Iwaszkiewicza, które nie komponują się z tym osobistym wyznaniem, wprowadzają pewien chaos, rozmywają nieco doznania, ale to jak Janda w kameralnej scenerii surowego hotelowego pokoju dzieli się swoimi przeżyciami to dla mnie niezapomniane filmowe przeżycie. Piękne zdjęcia, niesamowity smutek i mnóstwo przemyśleń.

Zwiastun:

Baaardzo mi się ten film podobał. Uważam, go za najlepszy film Wajdy od wielu, wielu lat.

Tak, fragmenty z monologami Jandy są faktycznie mocne. Dla mnie dodatkowo jest to jeszcze fenomenalny pokaz aktorstwa - rola Marty jest tak inna od Aktorki. Zawsze urzekają mnie filmy, w których tego samego aktora można zobaczyć w dwóch zupełnie różnych, wymagających rolach.

Tak, wszystko prawda, co jednak nie zmienia mojej opinii, że fragmenty filmowe są niedopracowane i trochę słabo kleją się z monologiem Jandy. Wygląda to trochę tak, jakby Andrzej Wajda wyszedł z założenia, że skoro mamy fikcyjną historię A i prawdziwą B, z których obie są jakoś o śmierci, to widz je sobie połączy i będzie ok. Ale ja nie czuję, że powinienem kończyć film za reżysera. To mogło być nawet arcydzieło, a jest tylko ciekawym, nie do końca zrealizowanym pomysłem.

Pełna zgoda tym razem, dlatego dostał ode mnie tylko 7

Dodaj komentarz