Ikebana.

Data:
Ocena recenzenta: 10/10

(si vis pacem, para bellum)

Mało jest fil­mów, na które cze­ka­łem długo, a potem gdy je obej­rza­łem speł­niły ocze­ki­wa­nia. Jesz­cze mniej takich, które je przerosły. ”Róża” to jeden z tych fil­mów. Jeden z tych, z któ­rych notatki do tek­stu mogłem robić cztery mie­siące po obej­rze­niu i bra­kło by w nich tylko kilku szczegółów.

Wszystko to czego bra­ko­wało w dwóch poprzed­nich fil­mach Sma­rzow­ski zna­lazł w sce­na­riu­szu Michała Szczerbica.

„Róża” to pro­sta Histo­ria o trud­nej Miło­ści, pośród ludzi. On ma na imię Tade­usz, ona na imię Róża, na nazwi­sko Kwiat­kow­ska (imiona postaci są bar­dzo zna­czące). Akcja dzieje się na Mazu­rach, tuż po wojnie.

Jest to film, który powinno obej­rzeć jak naj­wię­cej ludzi. Ważny film. Oglą­da­łem go raz z mamą w kinie (kato­wicki Świa­to­wid – pole­cam), potem z młod­szym bra­tem jesz­cze raz w domu.

To histo­ria, dla któ­rej według mnie naj­waż­niej­szym sło­wem są roz­droża. Roz­dróża czasu, miej­sca, życiowe bohaterów.

Czasu jako spo­sobu opo­wia­da­nia histo­rii, tempa – zauważ gdzie spo­koj­nie, kla­sycz­nie cięta mon­ta­żowo histo­ria przy­spie­sza. Czasu jako czasu, w któ­rym histo­ria się dzieje – mamy kon­kretny moment histo­ryczny, ale film miej­scami odpływa kli­ma­tem w przy­po­wieść, legendę, histo­rię jak z Biblii, czy western, a więc gdzieś poza czas. Sceny miło­sne, bli­skie, dla mnie także mają swój wła­sny czas.

Miej­sca, bo histo­ria umiesz­czona jest na Mazu­rach, gdzie kon­kretna sytu­acja spra­wiła, że było to miej­sce przej­ściowe. Miej­sca, bo boha­te­ro­wie szu­kają swo­jego miej­sca, nie mogąc go cią­gle znaleźć.

Życiowe boha­te­rów – zoba­czysz pod­czas oglą­da­nia filmu.

„Róża” jest dopra­co­wana do naj­drob­niej­szego szcze­gółu – muzycz­nie (pro­sty, ale przej­mu­jący motyw prze­wodni, czy prze­stery i piski w odpo­wied­nich miej­scach), kolo­ry­stycz­nie (kolory jak z obra­zów sta­rych, tych takich, które kil­ka­dzie­siąt lat wiszą gdzieś w domu na wsi, zbie­ra­jąc kurz), aktor­sko (prze­osz­czędne role sło­wami, a prze­pełne emo­cjami, Doro­ciń­skiego i Kule­szy zwłasz­cza), mon­ta­żowo (wspo­mi­na­łem wyżej).

Gra­ficz­nie także – oba pla­katy wspa­niale skra­cają film.

Główny, opi­su­jący całość, ze świet­nie roze­gra­nym liter­nic­twem, rwa­nym, powta­rza­ją­cym się, miej­scami (na wyso­ko­ści jej twa­rzy) jak z zepsu­tej pie­czątki i intry­gu­jącą kolo­ry­styką. Z posta­ciami wyglą­da­ją­cymi jak powo­jenny pozba­wiony dwóch głów Świa­to­wid, sple­cio­nymi, choć patrzą­cymi zupeł­nie w inne strony. I to on na nas patrzy, a przez niego pozna­jemy histo­rię, on stara się ją chro­nić.

Ten drugi , z sepią, spo­ko­jem, opi­su­jący małą część filmu, sil­nie kon­tra­stu­jący z jego ogól­nym klimatem.

Warto zwró­cić uwagę na nasy­ce­nie filmu moty­wami, które bar­dzo czę­sto są prze­ka­le­cze­niami zna­nych moty­wów – zwłasz­cza tych zwią­za­nych z domem, rodziną (trójcą świętą?), psem, czy dobranocką.

Podob­nie ważny jest tu powrót i wraca w fil­mie wiele, czę­sto cyklicz­nie (Sma­rzow­ski w wywia­dzie, dostęp­nym na pły­cie, mówi o tym jako o upły­wie czasu). Cho­ciażby motyw ziem­nia­ków, któ­rego wpro­wa­dze­nie to cho­ler­nie cie­kawe poka­za­nie końca wojny, która nie ma końca i się nie zmienia.

Oszczędny, ciężki, trudny. Gdy oglą­da­łem go w kinie poczu­łem się wręcz klau­stro­fo­bicz­nie zamknięty w gło­wie i emo­cjach. Pełen scen gwałtu i prze­mocy, cię­żaru, prze­raź­li­wie zde­rza­jący cię z okru­cień­stwem i skur­wy­syń­stwem wojny. Tylko, że histo­rie o woj­nie muszą boleć – to raz. A dwa, że mimo to twór­com udało się zawrzeć w nim coś, czego ina­czej niż – wpraw­dzie chro­po­watą i trudną, ale jed­nak – poezją nazwać nie umiem.

________________________________________________________
Wyda­nie DVD? Napisy angiel­skie. Jest też dostępna audio­de­skryp­cja i napisy dla nie­sły­szą­cych (dobrze!). Kil­ku­mi­nu­towy making of, w spo­rej czę­ści zmon­to­wany z dostęp­nych także osobno kró­ciut­kich wywia­dów z czwórką akto­rów*, reży­se­rem i auto­rem zdjęć. Zwia­stun i „gla­mour” rela­cja z pre­miery. (fatalnie)

Tekst opublikowany pierwotnie, w minimalnie szerszej wersji na stronie: www.kaseta.org

*Bar­dzo cie­kawa jest w wywia­dach róż­nica mię­dzy podej­ściem Agaty Kule­szy i Mar­cina Doro­ciń­skiego do tego jak postać Tade­usza kocha. Według niej, wystar­czy, by spoj­rzał i wia­domo o co cho­dzi, nic wię­cej nie jest potrzebne. Doro­ciń­ski twier­dzi, że za mało mówi, bo w miło­ści trzeba sobie pewne rze­czy pona­zy­wać, pookreślać.

Za tekst podzię­ko­wa­nia należą się pani Mał­go­rza­cie Marek, pani Luj­zie Urban­co­vej oraz panu Łuka­szu Jarząbku. Tekst pisany w myśl zasady „nie użyć zda­nia z kol­cami i tym, że ten film kłuje”.

Zwiastun: