Cannes 2017: Bushwick

Data:

Reżyserzy nie owijają w bawełnę. Pierwszy trup w filmie pojawia się w niecałe pięć minut. Kolejny jakąś minutę później. Film zaczyna się od inwazji dokonanej przez ubranych na czarno żołnierzy, którzy zamierzają podbić Brooklyn. Początkowo jeszcze próbują aresztować niektórych cywilów, ale szybko o tym zapominają i strzelają do wszystkiego, co się rusza. Okazuje się, że jest to zakrojona na szeroką skalę akcja zbrojna dokonana przez teksańskich secesjonistów, którzy razem z kilkoma innymi stanami postanowili odłączyć się od reszty kraju i ogłosić niepodległość względem amerykańskiego rządu.

Tytułowy Bushwick jest dzielnicą na Brooklynie zdominowaną przez klasę robotniczą i czarnoskórych. Bohaterka filmu (znana z serii „Pitch Perfect” Britanny Snow) próbuje się przedostać do swojej rodziny. W przeżyciu na owładniętych chaosem ulicach pomaga jej nieznajomy mężczyzna, były wojskowy medyk, a przy tym chodząca góra mięśni (Dave Bautista). I w zasadzie to tyle z fabuły. Bohaterowie ciągle się gdzieś przemieszczają, czasem przystają, żeby rozżarzonym metalem wypalić ranę, wszystko wokół nich wybucha, w powietrzu latają kule, nad głowami helikoptery, a mieszkańcy dzielnicy mordują, rabują i gwałcą kobiety, bo w takich chwilach człowiek człowiekowi Teksańczykiem. Niski budżet produkcji jest odczuwalny, akcja czasem ma miejsce poza kadrem (za to jest porządnie udźwiękowiona), działania zbrojne chwilami wyglądają jak spontaniczna ustawka w dresiarskiej dzielni, ale z użyciem karabinów. Ogląda się to bezboleśnie, ale pod koniec zaczyna już nieco nużyć, szczególnie, gdy bohaterowie przysiadają na podłodze, Bautista zaczyna ględzić przez kilka minut, a widz patrzy ma niego równie nieobecnym wzrokiem, co partnerująca mu Snow. I w tamtym momencie dotarło do mnie, że nie miałbym nic przeciwko, gdyby do pomieszczenia wleciał granat i zakończył wreszcie niedolę bohaterów (oraz moją).

Niewątpliwą ciekawostką filmu jest jego strona techniczna. Cała historia jest opowiedziana na jednym ujęciu. A raczej pozorowanym, bo dwa cięcia montażowe są dość oczywiste, kilka innych jest dostrzegalne. Chwilami więcej uwagi poświęcałem właśnie temu zagadnieniu, zastanawiając się nad stroną logistyczną całego projektu, jak samej akcji, która jest średnio angażująca. Prawa do dystrybucji filmu ma Netflix i jest to idealna dla niego platforma, bo jest to wzorcowy przykład patrzydła do zobaczenia w piątkową noc po ciężkim tygodniu. W trakcie seansu można przysnąć na chwilę w dowolnym momencie i dalej orientować się w fabule.

www.kinofilia.pl

Więcej recenzji oraz innych materiałów o kinie:
https://www.facebook.com/blog.kinofilia/