Hipnotyzer

Data:

Kiedy ostatnio czytaliście dobry kryminał? Jeśli brak Wam wrażeń związanych z odgadywaniem kto jest mordercą, to najnowszy film Lasse Hallströma próbuje Wam jej dostarczyć.
Fabuła wydaje się prosta: morderstwo-policjant-pomagający lekarz hipnotyzer. A w większych szczegółach: młody policjant Joona, próbuje rozwikłać sprawę morderstwa całej rodziny, z której przeżył jedynie nastoletni syn. Niestety znajduje się w takim stanie, że cokolwiek można z niego wyciągnąć jedynie za pomocą hipnozy. Wszystko zyskuje nieoczekiwany zwrot, kiedy ktoś porywa syna hipnotyzera i żąda zaprzestania jego praktyk.
Z doświadczenia wiemy, że filmy produkcji niderlandziej trafiające już na nasz rynek, są filmami dobrymi. Jednak i wśród nich da się znaleźć lepsze i gorsze. „Hipnotyzer” po obejrzeniu trailera, zdawał sie dziełem intrygującym, o charakterze nawet horroru. Niestety rzeczywistość okazała sie prostsza. Film Hallströma zdaje się ciężki tak bardzo, że aż staje sie monotonny. Cała akcja zmierza do finału niezwykle stabilnie, przeciągając zbytnio niektóre sceny. Zaczynamy się czuć jak tytułowy Erik, pod wpływem środków nasennych – lekko otumanieni, a mimo wszystko zmuszeni przez siebie samych do trwania. Z jednej strony ten spokój prowadzenia narracji pozwala nam poznać bliżej bohaterów, z drugiej sprawia, że toczące się śledztwo wydaje się ślamazarne. Do tego odnosimy wrażenie, że zagadka jest zbyt banalna, przewidywalna, niewiele nas dziwi.
Aktorstwo, jak na prawdziwych Szwedów przystało, jest chłodne i wykalkulowane. Jednakże nawet mimo dobrych chęci, nastrój narracji nie pozwala na zbytnie emocje. Matka porwanego chłopca Simone (grana przez Lenę Olin) próbuje panikować, okazać rozpacz, ale w obliczu prawie stoickich Erika oraz Joony, nie jest w stanie wybić się ponad lodowatość przedstawienia.
Zdaje nam się, że wszystko jest sztampowe – morderca, dom na odludziu, pozorne tajemnice. Nie ma tu niczego, co jest nas w stanie zaskoczyć. Nawet emocjonujący (jedyny!) finał z autobusem w roli głównej niedostatecznie rekompensuje nam ponad półtorej godziny śledzenia akcji.
Wątek hipnozy, jako kluczowego sposobu na uzyskanie śladu mordercy, a także porwanego chłopca, został również zbyt mało rozwinięty. Potencjał „Hipnotyzera” został niestety pokryty lodem Szweckiego spokoju i wymroził nas z wszelkiego entuzjazmu i emocji. Lasse Hallström próbował czegoś nowego, ale wydaje się, że lepiej dla siebie i dla nas, jeśli pzoostanie przy dramatach tj. „Mój przyjaciel Hatchiko” czy urokliwych opowieściach w stylu „Czekolady”.

Ocena: 5,5 / 10

Zwiastun: