Jack pogromca olbrzymów

Data:

Dawno, dawno temu, żył sobie mały chłopiec marzący o przygodach, jakie spotykają cnych rycerzy. Różnica między filmem a rzeczywistością polega na tym, że w kinie ci marzyciele zawsze otrzymują spełnienie.
Młody Jack, gloryfikuje starą opowieść o walce ludzi z olbrzymami, w wyniku której sam pragnie zostać nadwornym strażnikiem. Problem polega jednak na tym, że pochodzi z niższej klasy społecznej. Kiedy okaże się jednak, że legenda jest tylko dawno zapomnianą historią, Jack stanie się bohaterem, który jako jedyny potrafi uratować księżniczkę z opałów i powstrzymać ponowną inwazję olbrzymów na Albion.
Mamy tu klasyczną wręcz, choć oczywiście standardowo przerobiona przez Hollywood, opowieść o Jasiu i magicznej fasoli oraz szeroko powielaną historię Romea I Julii, którzy pomimo tego, że dzieli ich wszystko, ostatecznie zostają rodzicami nowego pokolenia i wszystko – jak to w bajkach – kończy się happy endem. Nieco to infantylne, zgrabnie zapakowane w film przygodowy, oferujące niezobowiązującą rozrywkę o charakterze mitu.
Wszystko w tym dziele jest w gruncie rzeczy poprawne, aczkolwiek właśnie fakt, że „nie bardzo jest się do czego przyczepić” od strony technicznej, powoduje swoistą monotonię. Bo w końcu wszystko już gdzies widzieliśmy. Jest nieco magii, niedopatrzenie młodego entuzjasty rycerzy, jest król i księżniczka, która pragnie się wyrwać. Są też ci źli, walka i szczęśliwe zakończenie. Zatem scenariusz wzorowej opowieści dla plebsu. Do tego wszystko jest gładko podane na tacy – od samego początku wiemy, kto jest złoczyńcą, a komu warto zaufać, co znacznie sprawę upraszcza. Aż za bardzo. Bo moment, gdy film próbował zawiązać jakąś intrygę w postaci tajemniczego mnicha skończył się wraz z jego nieudana ucieczką i zamienił cały szpiegowski potencjał w najprostszy kicz.
Efekty specjalne chwilami przypominają nam grafikę komputerową, i niby są w porządku, a jednak nie olśniewają niczym nowym. Dodatkowo, jak zwykle w filmach przygodowych, brakuje tu realizmu sytuacji (jakoś trudno wyobrazić sobie upadek w stóg siana z wielkiej wysokości bez dosłownie żadnego uszczerbku na zdrowiu). Aczkolwiek okraszono nam to wszystko humorem, bynajmniej nie odkrywczym i w niezbyt dużej dawce.
Postaci są płytkie, kuleje psychologizm, choć brawa należą się za gloryfikację władcy walczącego ramię w ramię ze swymi żołnierzami, a nie uciekającego w popłochu – jak zwykle – tylko po to, aby Władza przeżyła, bo jest najważniejsza. Niestety nie unikniemy w tej produkcji przede wszystkim porządku patriarchalnego (dlaczego na przykład ostatecznie to Jack, a nie Isabelle rozwiązuje finałową palącą kwestię?).
Nawet otwarte zakończenie jest typowe, uświadamiające, że wciąż należy mieć się na baczności i że zło zawsze na nas czyha, nawet w odmienionym już królestwie Albionu, w postaci potomka złego człowieka (to przecież oczywiste że wcześniej zdołał przedłużyć swój szlachetny ród z jakąś chłopką) i grozy, kryjącej się nieprzerwanie w chmurach. Tylko czy widz ma ochotę ponownie zobaczyć tę odgrzewaną niejednokrotnie historię?

Ocena: 5/10

Zwiastun: