Interstellar

Data:

Christopher Nolan jest twórcą, którego nie trzeba nikomu przedstawiać. Znany z dziełach takich jak „Memento”, „Prestiż”, „Incepcja” czy trylogii o Mrocznym Rycerzu, od wielu lat zachwyca publiczność. Po każdej kolejnej premierze Nolan podnosi poprzeczkę i coraz mocniej pobudza apetyt fanów. O „Interstellar” wielokrotnie mówiło się jako o „filmie roku”, na którego wyczekiwały całe rzesze wielbicieli. Tym razem Christopher Nolan ukazuje historię kilku naukowców, którzy gotowi są wyruszyć w międzygalaktyczną podróż, aby odnaleźć planetę dogodną do życia dla kolejnych pokoleń.

Christopher Nolan jest twórcą dobrego, stylowego i pełnego klasy mainstreamu, czyli filmów zadowalających masowe gusta, ale jednocześnie czerpiących garściami z własnych marzycielskich wyobrażeń. W każdym ze swoich dzieł zawiera obie te części filmowej duszy: profesjonalnego reżysera i… wyobraźni dziecka (Batman? Oszukańcze iluzje w „Prestiżu”?). Reżyser od początku konstruuje świat oraz bohaterów bardzo dokładnie. Ziemskie ujęcia powoli gasnącego życia, patetyczne pobudki głównego bohatera, aż w końcu wyprawa w kosmos. Tam zaś niebezpieczeństwo i obawa przed nicością oraz śmiercią. Nolan rzekł już przecież w „Mrocznym Rycerzu”, że in their last moments, people show you who they really are. Kolejne wydarzenia dostarczają niespodziewanych (ale oczekiwanych przez widza) zwrotów akcji, aż do zakończenia. Ostatnie pół godziny wiele namieszało w mojej głowie i opowiadanej historii. Nolan wyparł racjonalny bieg swojej opowieści i nieco spłaszczył – jak dotąd – ambitny wydźwięk filmu. Tym razem niepotrzebnie poddał się swojej fantazji, która zwiodła go w niebezpiecznie złą stronę.

Pomimo rozwiązania tej historii, „Interstellar” jest na pewno lepszy od zeszłorocznej „Grawitacji”, która okazała się feministycznym bełkotem. Co prawda w kategoriach technicznych nie miała sobie równych, ale „Interstellar” też nie pozostaje daleko w tyle. Oprócz urzekających zdjęć kosmosu, Nolan większą uwagę skupia na swoich bohaterach. Pozwala aktorom na pewną swobodę niegrania, która jest wyczuwalna u znakomitego Matthew McConaughey’a, Jessici Chastain, trochę mniej u zepchniętej na drugi plan Anne Hathaway, a najmniej u najsłabszego ogniwa aktorskiego, Matta Damona. Narastające emocje akcentowane są podniosłą muzyką skomponowaną przez Hansa Zimmera.

„Interstellar” jest na pewno dużą gratką dla przyszłych fizyków (konsultacje Kipa Thorne’a), ale jest łatwo przyswajalny również przez nieobytego w dziedzinie widza. Na liście obejrzanych przeze mnie filmów widnieje jako jeden z najlepszych, który ukazuje wydarzenia odkrywców w kosmosie. Co prawda uczucia towarzyszące mi po projekcji były bardzo problematyczne, bo nie byłam pewna czy to ja oczekiwałam zbyt dużo, czy to Nolan zaniżył swoją poprzeczkę zaledwie do dzieła bardzo dobrego. „Interstellar”jednak roztacza wokół siebie jakąś magiczną aurę, która sprawia, że ten, kto się w jej zasięgu znajdzie, za wszelką cenę chce Nolanowi wybaczyć i obejrzeć jeszcze raz. Cholera, jak to?

Zwiastun: