Aguirre, śmiech boży

Data:

Nawet w standardach slow cinema wyczekiwane dzieło Lucrecii Martel wydaje się bardzo statyczne i powolne, ale ten niespieszny rytm daje niepowtarzalną szansę całkowitego skupienia się na fascynującym bohaterze “Zamy” i ironicznej przewrotności świata, w jakim przyszło mu egzystować. Boskiego piekła, z którego człowiek chce się uwolnić i uciec, ale próbując to uczynić, pogrąża się w totalnej beznadziei.

Diego de Zama to nieszczęśnik i pechowy biurokrata, dogorywający na peryferiach XVIII-wiecznej hiszpańskiej kolonii w Ameryce Południowej. Otacza go duszna nuda, przez co zatraca się w tropikalnej melancholii. Od całkowitej depresji ratuje go tylko wizja wyczekiwanego i obiecanego awansu oraz idącego za nim przeniesienia – w inne, w jego mniemaniu może mniej drętwe, miejsce na tym przeklętym, podbitym terytorium. Dlatego właśnie pieczołowicie trzyma się zasad i rytuałów przywiezionych jeszcze ze Starego Świata, ale tutaj – tysiące kilometrów od ojczyzny i jej królewskiego ceremoniału – taka postawa nie ma najmniejszej racji bytu. Każda zachowana formalność czyni Zamę jeszcze bardziej żałosnym, deprecjonuje jego urzędniczą rangę, oddalając go od wymarzonej nominacji.

“Zama” to film, który trzeba oglądać w kinie, na największym, możliwym ekranie. Wtedy nie tylko można wręcz poczuć ów piekielny żar tropików na własnej skórze oraz prześledzić z wyjątkowo bliskiej perspektywy – tej, jaką zaproponował Albert Serra w “Śmierci Ludwika XIV” – upadek jednostki kultywującej zwyczaje wielkiego kolonizatora w otoczeniu, do którego one są w ogóle nieadekwatne. Ale przede wszystkim samemu zatracić się w tym egzotycznym świecie odmalowanym przez Martel z wrażliwością i maestrią wielkiego malarstwa XVII i XVIII wieku, gdzie za pięknem i majestatem kryje się pustka i chaos. To też ciekawe spojrzenie na kolonizatorską mitologię dawnych, europejskich potęg, odartą z jakichkolwiek przygodowych wątków, fascynującego odkrywania i okiełznania nieznanego. Z bezsensowności i groteski tych działań w duchu śmieją się latynoscy autochtoni, a w niebiosach sam Bóg.

Zwiastun: