Na horyzoncie widziałam... (2/2018)

Data:

CÓRKA TRENERA
reż. Łukasz Grzegorzek
Pokazy Galowe

Jest coś boleśnie przewidywalnego w młodym, polskim kinie, które za fajne uważa - jak w przypadku "Córki Trenera" - filmowanie sportu w przesadzonym slow motion czy nasycanie scen pomnikową muzyką klasyczną, ale już totalnie nie dostrzega, iż film w pierwszej kolejności zasługuje na dobry scenariusz. Porządnie napisane postacie i sensowne dialogi. W fabule Łukasza Grzegorzka trochę znalazło się tego drugiego. To pewnie zasługa młodych, bezpretensjonalnych debiutantów w roli tytułowej córki trenera i jej kolegi z tenisowego kortu, Karoliny Bruchnickiej i Bartłomieja Kowalskiego oraz naturalnego zblazowania Jacka Braciaka, którzy tchnęli w napisane na kartce słowa życie.

"Córka Trenera" opowiada w lekkiej, komediowo-obyczajowej formie o dojrzewaniu nastoletniej dziewczyny przez pryzmat jej relacji z ojcem. Kochającym rodzicem, ale w pierwszej kolejności wymagającym trenerem. Wiktoria właśnie wakacje spędza na tułaczce po prowincjonalnych turniejach w Polsce i ciężkich treningach pomiędzy nimi. Choć jest pełnoletnia o łyku piwa czy słodkiego napoju gazowanego może tylko pomarzyć, o nocnym wypadzie na potańcówkę z kolegą nawet nie wspominając. Kręci ją to, co dla niej zakazane i niedostępne, coraz mniej za to kręci ją tenis, czego nie chce zauważyć ojciec-trener. Ta relacja wypadła w filmie całkiem fajnie. Przypomina przeciąganie linii jak między bohaterkami "Ladybird" uatrakcyjnione sportowym kontekstem. Podobała mi się postać ojca, który poświęcając się dla dziecka, odmawiając sobie przyjemności, których odmawia jej samej i obciążając swoje ciało w takim samym stopniu, chciał w córce po prostu zaszczepić etos ciężkiej pracy i unaocznić jej, ilu wyrzeczeń wymaga dojście do czegoś w profesjonalnym sporcie. Rozkojarzona przyziemnymi rzeczami Wiktoria nie była w stanie tego dostrzec. Tak oddany trener nie zasługuje na tak niedojrzałą podopieczną, nawet jeśli to jego ukochana córka. W tenisie w ogóle taka relacja często bywa patologiczna, ale gdy obie strony wiedzą, czego chcą - sprawdza się. Wystarczy spojrzeć na siostry Williams czy Karolinę Woźniacką.

Na tym tle muszą przeciętnie, albo słabo wypaść postacie i wątki drugoplanowe. Kuriozalnie obsadzona Agata Buzek to rola, której mogłoby nie być i byłoby to nawet lepiej dla tego filmu. Piotr Żurawski jako hipis-podróżnik, dający młodzieży lekcje prawdziwego życia, budził moją sporą irytację. Te wszystkie pierwsze razy Wiktorii to też worek bez dna stereotypów i klisz. Po niezłym i dobrze przyjętym przez widownię i krytyków "Kamperze" Grzegorzek miał do dyspozycji własny serwis i delikatną przewagę. Piłką trafił jednak na wyraźny aut.

WIDZIALNE I NIEWIDZIALNE
reż. Kamila Andini
Odkrycia

Gdyby Apichatpong Weerasethakul miał robić kino dla dzieci i młodzieży, stworzyłby właśnie film taki jak "Widzialne i niewidzialne". W dziele Kamili Andini to, co realne przenika się z tym, co przynależy do poetyki snu. Lokalny folklor i indonezyjskie obrazy spokojnej prowincji naturalnie wpisują się w niespieszny rytm kameralnej historii o 10-letnich bliźniętach, których wkrótce ma rozdzielić nieuleczalna choroba jednego z nich. To, jak w "Widzialnych i niewidzialnych" dzieci podchodzą do nieuchronnych zdarzeń może budzić skojarzenia z "Duchem Roju", iberyjskim arcydziełem Víctora Erice, ale mocne zakorzenienie filmu w tradycji kina z Azji Południowo-Wschodniej to zdecydowanie trop w kierunku wspomnianego już tajskiego mistrza, Weerasethakula. Zresztą właśnie ta referencja mówi najlepiej, czego spodziwać się po indonezyjskiej produkcji - onirycznego klimatu, narracyjnej ascetyczności i emocjonalnej naturalności.

LUSTRA I PIÓRA
reż. Cai Chengjie
Odkrycia

Laureat tegorocznego festiwalu w Rotterdamie to bogate w różne faktury kino drogi, w którym kolejne przystanki głównej bohaterki - dziarskiej szamanki - to jej różne małe wzloty i traumatyczne upadki. Nic jednak nie jest w stanie przetrwać jej wędrówki po prowincjonalnych Chinach, zamieszkanych przede wszystkim przez ludzi, którzy ewidentnie spóźnili się na pociąg gospodarczego boomu Państwa Środka. Miesza się w tym filmowym świecie Cai Changjie porządek realistyczny przywodzący na myśl Jia Zhang-ke i magiczny, pożyczony że świata ludycznych wierzeń i baśni. Raz czas się zatrzymuje, innym razem płynie w tempie nieubłagalnym. Sercem "Luster i Piór" pozostaje jednak postać Erhao. Kobiety, która doznając niewyobrażalnych cierpień, zachowuje niezwykłą wręcz kondycję. Zwłaszcza tę duchową, która daje jej energię do działania w poszukiwaniu swojego miejsca na ziemi.

CANIBA
reż. Véréna Paravel, Lucien Castaing-Taylor
Front Wizualny

Dwaj bracia rozmawiają, ale konwersacja im się nie klei. Bo czy można znaleźć wspólny język, z kimś, kto uważa kanibalizm za kolejny poziom miłości, radość odnajduje w bolesnych sadomasochistycznych praktykach? Kamera jest tak blisko swoich bohaterów, że na twarzy dokładnie można policzyć ich każdą zmarszczkę i pęknięte naczynka krwionośne, co pozostaje w przypadku "Caniby" jedną z bardziej ekscytujących rzeczy w trakcie seansu. Zza tych rozmazanych obrazów i powolnego bełkotu wychyla się refleksja o tym, jak rozczarowujące potrafi być zamykanie się w świecie fantazji. Trudno jednak do niej wytrwać.