O dorastaniu w cieniu opresyjnego reżimu

Data:
Ocena recenzenta: 7/10

W zeszłym roku na polskich i międzynarodowych festiwalach sukcesy święciła skromna „Nagroda” Pauli Markovitch, opowiadająca o egzystencji pod twardą ręką autorytarnych rządów w Argentynie z perspektywy dziecka. Tam matka z córką egzystowały na wietrznym, smutnym, szarym pustkowiu, żyjąc w ciągłym strachu i poczuciu zagrożenia. Film utkany był z minimalistycznych, skromnych, acz szalenie sugestywnych ujęć. Film Benjamína Ávili choć tematycznie bliski „Nagrodzie”, jest zgoła odmienny.

W „Jak mam na imię” Ávila na początku wprowadza widza w realia historyczne epoki – oto po śmierci Peróna w Argentynie znów do władzy doszła wojskowa junta, nasilił się terror. Najbardziej opozycyjnym ruchem względem reżimu była oddana Perónowi grupa Montoneros – to właśnie jej prominentnymi członkami są rodzice Juana – głównego bohatera „Jak mam na imię”. Rodzina chłopca wraca z Kuby do Buenos Aires, by dalej prowadzić partyzancką walkę. Sprowadza tu też swoje dzieci. Dzięki fałszywym dokumentom i zmianie tożsamości Juan staje się Ernestem, może iść normalnie do szkoły, prowadzić w miarę zwyczajne życie. Chłopiec często przysłuchuje się dyskusjom dorosłych, rozumie zagrożenie, wspiera rodzinę, stara się być dojrzalszym niż się tego od niego wymaga. Jednakże normalność smakuje cudownie, zwłaszcza jeśli jest się dorastającym dzieciakiem. Juan/Ernesto w szkole nawiązuje nowe, fajne znajomości , przeżywa pierwszą, młodzieńczą miłość, coraz mocniej wypierając ze świadomości fakt, że może to wszystko stracić, bo to, co ma, opiera się niejako na kłamstwie – to konspiracja jego zaangażowanych rodziców.

Mimo powagi dotykanej tematyki, „Jak mam na imię” utrzymane jest w ciepłej, łagodnej, momentami nawet komediowej tonacji (głównie dzięki uroczym perypetiom z dorastaniem Juana), a najbardziej tragiczne momenty z życia chłopca przybrały formę animacji autorstwa rysownika Andy’ego Rivy. Dopieszczona została warstwa wizualna filmu – końcówka lat 70. u Ávili mieni się kolorowymi barwami ubrań i otoczenia. „Jak mam na imię” jest kolejnym tytułem prezentowanym na FŚAK, startującym do wyścigu po Oscarową nominację – naprawdę na to wyróżnienie zasługującym.