Przeklęty inspektor na tropie

Data:
Ocena recenzenta: 6/10

Największy triumfator ostatniego rozdania najważniejszych, hiszpańskich nagród filmowych Goya okazał się filmem dość zachowawczym względem klasycznych schematów kryminału policyjnego. Choć warsztatowo nie można się do „Nie zazna spokoju, kto przeklęty” absolutnie przyczepić, bo to kino na wskroś gatunkowe i solidne, pozostaje jednak niedosyt, że nic wyjątkowego się tu nie dzieje.

Najciekawszym elementem filmu Enrique Urbizu jest główny bohater – antypatyczny policjant Santos Trinidad, pijak i gbur totalny, którego obiecującą niegdyś karierę w Służbach Specjalnych nagle zakończyło tajemnicze wydarzenie podczas pracy inspektora w ambasadzie w Kolumbii. W jego wyniku partner odpychającego stróża prawna został ranny i sparaliżowany, zaś nasz bohater trafił do mało prestiżowej komórki poszukującej osoby zaginione, w której właściwie tylko wegetuje. Niemniej Santosa Trinidada poznajemy w momencie, gdy zdenerwowany i kompletnie pijany nad ranem w nocnym klubie zabija troje przypadkowych ludzi, a czwarty delikwent ucieka mu z miejsca strzelaniny. Inspektor sprytnie usuwa wszelkie ślady, jakie mogłyby naprowadzić policję na jego trop, pozostaje jedynie zbiegły świadek.

Santos Trinidad poprzez chaotyczne morderstwo wplątuje się w sam środek międzynarodowej intrygi, niemrawo obserwowanej przez komórkę hiszpańskiego wywiadu i wydział narkotykowy – zabija ludzi ze środowiska powiązanego z kolumbijskim biznesem narkotykowym i islamskimi terrorystami. Szukając ostatniej osoby, która mogłaby zidentyfikować go w związku z morderstwem z nocnego klubu, inspektor jednocześnie w pojedynkę rozwiązuje zagadkę, o której istnieniu odpowiednie służby nie mają bladego pojęcia, w finale stając się kimś na kształt bohatera - anioła o brudnej twarzy. Niestety owa misterna intryga, w której środek przypadkowo trafia paskudny stróż prawa, przypomina trochę banalne kino sensacyjne, skręcające w stronę telenoweli. Tworzy ją bowiem pajęczyna dość nieprawdopodobnych powiązań, z której wnioski potrafi wyciągnąć tylko zapijaczony policjant, a nie jednostki latami krążące wokół tematu oraz śledzące odpowiednie osoby i sytuacje. Nawet całkiem bystra sędzia Chacón, prowadząca śledztwo w sprawie morderstwa Trinidada, znajdując pewne nieścisłości, które wskazują na coś więcej niż tylko narkotykowe porachunki, potrafi jedynie wytknąć brak komunikacji i niedorzeczności w relacjach między różnymi komórkami służb policyjnych.

„Nie zazna spokoju, kto przeklęty” jako dość klasyczne, żeby nie powiedzieć staromodne, kino gatunkowe wraca do schematu policyjnego kryminału, w której główna intryga oraz uczestniczący w niej bohaterowie mają swoją naczelną pozycję i wszystko się tylko na tym skupia. Właściwie nie pojawiają się tu wątki z życia prywatnego policjantów i kryminalistów, także przeszłość pozostaje w sferze drugorzędnych niedopowiedzeń. Konsekwencja filmu Urbizu ma swój niezaprzeczalny, nawet jeśli pokryty patyną urok, ale niestety nie jest w stanie przenieść hiszpańskiego kryminału poza rejony zarezerwowane dla solidnego, tylko poprawnego kina gatunkowego.

Zwiastun: