Koszmarny karnawał.

Data:
Ocena recenzenta: 8/10
Artykuł zawiera spoilery!


Jedzie nasza kolorowa trupa...

Kolejny z moich ulubionych filmów, ale gdy się zaczyna pisać ma się komfort powybierania najlepszych czekoladek niczym dziecko po otwarciu bomboniery.

Nightmare Alley miał premierę w 1947 r., a więc powojenne kino noir, co wychodzi w trakcie oglądania bardzo szybko, czuć tu wyraźnie mroczniejszą stronę kina. To nie jest zagadkowy kryminał, opowiadający o zgorzkniałym detektywie, który w mrocznych zaułkach mierzy się z ciemną stroną miasta. Tu nie ma komu kibicować. Tu powietrze jest cięższe, pełne ludzkich wad i nie daje żadnej nadziei. Ludzie przepełnieni niezdrową ambicją, i chciwością, która coraz bardziej ciągnie ich na sam dół, aż do bajora ludzkiego brudu. A jeżeli już ktoś jest trochę lepszy, to tylko przez swoją naiwność, która tylko czeka by dać się wykorzystać.

Film jest ekranizacją książki o tym samym tytule autorstwa Williama Lindsay Greshama, o której niestety nic powiedzieć nie mogę, poza tym, że w Polsce nie została wydana.

Ma swoją rolę w tym spektaklu...

Film wyreżyserował Edmund Goulding (m.in. The Grand Hotel, 1932) - który z nurtem kina czarnego nie łączy zbyt wiele (to chyba jego jedyny film noir), ale który zagwarantował mu zaszczytne miejsce wśród innych klasycznych filmów tego okresu. Doskonale udało mu się wyczuć konwencję, i zakorzenić pewne subtelne uczucie niepokoju, które towarzyszy nam przez prawie cały film.

W najgłówniejszej roli Tyrone Power jako Stanton "Stan" Carlise. Bez niego zresztą film by najprawdopodobniej nie powstał, to on naciskał na wytwórnie, aby zakupiła prawa do książki, zekranizowała i obsadziła go w głównej roli - czego trochę się obawiano, ze względu iż pełnił rolę raczej etatowego przystojniaka (wcześniej grał m.in. Don Diego w The Mark of Zorro z 1940), i spisuje się w tu świetnie. Postać przystojnego, ambitnego pracownika wędrownego karnawału, dla którego nie liczy się nic poza samym sobą, i który zrobi wszystko aby dopiąć celu - jest iście szatańska (w tym znaczeniu jak szatański może być człowiek, który staje kłamstwem) największe wrażenie robi na mnie scena, gdy "wyprasza" z terenu karnawału miejscowego szeryfa - prawie czuć w powietrzu strzelające cwaniactwo i zepsucie.

Ekhm, a tak...

Towarzyszą mu Coleen Gray jako Molly Carlisle, młoda zgrabna i niewinna pracownica karnawału, która nie zdając sobie sprawy (a może nie chcąc zauważyć) jakim człowiekiem jest "Stan" zakochuje się w nim po uszy, będącą pod opieką wędrownego siłacza Bruna (w tej roli typowy dla takich ról - Mike Mazurki - który ponoć w życiu prywatnym był oczytanym, błyskotliwym intelektualistą). Trzeba jeszcze koniecznie odnotować Joan Blondell i Ian Keith, jako Zeene i Pete Krumbein, z których zwłaszcza ten drugi zasługuję na uwagę, jako ciekawa zaczynająca się od samego początku filmu samospełniająca przepowiednia.

Niech zacznie się przedstawienie!

Cała historia opowiada o wędrownym karnawale, i o pragnieniu by stać się wielkim. Niestety, ten karnawał jest raczej mały i zapluty. Zeena i Pete, niegdyś wielcy gwiazdorzy, teraz targani przez wyrzuty sumienia lub topiący własne życie w alkoholu, zatrudniają do pomocy w swoim występie Stana, młodego, przystojnego, zdolnego włóczęgę, który okazuje się być niezwykle uzdolniony, w wykorzystywaniu ludzkiej naiwności. Z czasem Stan stara się uwieść Zeene, aby w ten sposób poznać sekret, który umożliwił im kiedyś wędrówkę na sam szczyt - ta jednak czuje się odpowiedzialna za swojego męża alkoholika, który ledwo jest w stanie wystąpić w najprostszej sztuczce. Wszystko rozwiązuje się, gdy nieustane naciski Stana łączą się z "przypadkową" śmiercią Peta. Wszystko zaczyna napierać tępa, Stan i Zeena zaczynają piąć się na szczyt. Jednak dla Stana to za mało, musi dołożyć sobie kolejne trofeum, Zeena jest za stara, za brzydka, i nie pasuje do kogoś z jego aspiracjami... Niech tu zapadnie kurtyna, dalej zdradzał nie będę.

Widzę, widzę...
Film ma budowę klamry samopowtarzającej własne motywy, w innej sytuacji. Nawracające ciągle wątki alkoholu, "bycia na szczycie", czy najciekawszy bycia "obwoźnym świrem" (geek) - najniższym w hierarchii, tym któremu wystarczy miejsce do spania, i codzienna butelka wódki, aby nie zawahać się nawet przed najbardziej odrażającym występem - choćby miało to być, odgryzanie głów żywym kurczętom w obłąkańczym szale.

Film pokazuje nam wlot i upadek, drugą ciemną stronę show-businessu, ujętą w ciekawy sposób, to nie upadające gwiazdy filmowe i zdeprawowani bogacze, to pracownicy wędrownego cyrku są tymi, którzy plotą tragedię, często zniszczeni, przegrani - dla których bycie wędrownym kuglarzem jest jedyna możliwością przeżycia, wraz z marzeniem o wspięciu się na szczyt...

Jest to też opowieść o myśliwym, który staje się zwierzyną, który daje się przechytrzyć i wpada w sytuację bez wyjścia, gdzie może już tylko przełknąć gorzką prawdę o tym, że wszystko co budował jest warte tyle co wieża z kart, a on właśnie spada z samego szczytu, na twardy, zimny betonowy chodnik, albo na dno butelki.

A i opowieść o kobietach i mężczyźnie, który nimi manipuluje i używa do własnych celów, formując je do swoich potrzeb jak plastelinę, tylko czym był by film noir, gdyby jeden raz się nie przeliczył...

Dostępność

Jak to zwykle bywa z tego rodzaju filmami, nie widziałem go w Polsce na dvd - napisów polskich też nie ma. Za to widziałem kiedyś jakieś nie polskie wydanie na allegro, więc a nóż się komuś poszczęści jeżeli będzie szukał.

http://www.youtube.com/watch?v=4PEnkmdWmdE&feature;=player_embedded
Czas do domu!

Film na najbliższy czas : Detour Edgara Ulmera, któremu wygasły prawa autorskie, więc można go znaleźć w wielu miejscach w internecie za darmo i legalnie , np. na youtube, czy serwisach torrentowych.