W poszukiwaniu utraconego czasu.

Data:
Ocena recenzenta: 8/10
Artykuł zawiera spoilery!

A myślałem, że to będzie zwykły świąteczny wypełniacz czasu.

W moim odczuciu jest to jeden z nielicznych filmów, w którym gwiazda gatunku stanęła za kamerą, a film jest udany. Wydaje, mi się, że można to zrzucić na karb czasu, który upłynął od ostatniego westernu, ale do rzeczy.

Clint Eastwood nakręcił "Bez przebaczenia" długo po tym, gdy ten gatunek święcił tryumfy. Jest to widoczne szczególnie w fabule. Otóż dwóch doświadczonych rewolwerowców, obecnie farmerów, a niegdyś wielkich zabijaków pod wpływem młodego kowboja jedzie do innego stanu. Dlaczego jadą? Otóż już samo to jest inne, jadą bo w pewnym miasteczku została zhańbiona pewna dama lekkich obyczajów. Westerny przyzwyczaiły nas do tego, że kobieta jest siłą sprawczą historii, ale zazwyczaj jest to przypadkowa piękność, a nie dama do towarzystwa, która w tej kulturze raczej nie jest szanowana. Kolejną nowością jest to, że uciskane powinno być całe miasteczko, lub większa grupa ludzi, a tu mamy tylko pracownice tawerny, którym nikt nie chce pomóc, więc same muszą ustanowić nagrodę i rozpowszechnić o niej informacje.

Wydaje mi się, że cały ten film jest właściwie demitologizacją dzikiego zachodu, próbą uczłowieczenia tych wszystkich ludzi, odarcia ich z patosu. Najbardziej widoczne jest to u szeryfa (bardzo dobry Hackman - zresztą za tę rolę dostał oscara za rolę drugoplanową). Otóż wygląda to tak, że szeryfowi nie zależy na sprawiedliwości, najbardziej interesuje go spokój i porządek - przyzwala na wszystko co nie wyjdzie na jaw. Przeczytaj spoilery +

Warto także wspomnieć, o ciekawym eksperymencie osadzenia czarnoskórego aktora jako jednego z bohaterów - mimo wszytko jedynym takim westernem jaki ja pamiętam były "Płonące siodła".

W moim odczuciu jest to jednak głównie film o tym, co przeminęło, o tym, że przeszłość ma na nas ogromny wpływ i nawet jeżeli od niej uciekamy to ona nas dopadnie. Postacie kreowane przez Eastwooda i Freemana są zestawione tu z młodym - mającym nie wiadomo jak wielkie mniemanie o sobie - kowbojem. Na koniec okazuje się jednak, że zwycięża doświadczenie i świadomość własnych umiejętności głównych bohaterów. Moim zdaniem, jest to wyraz tęsknoty za młodością. Reżyser wcielający się także w najbardziej kluczową postać tak naprawdę tęskni za tym, co przeminęło: za sprawnością, szybkością i wszystkimi przygodami.

Podsumowując, jest to sprawnie wyreżyserowana historia, z dobrze poprowadzonymi postaciami - fenomenalny Hackman. Na pewno ten film przywrócił gatunek westernu z martwych. Potem powstały między innymi "Szybcy i martwi", "Wyatt Earp", "Tombsotne" i inne. Ja jednak wole klasykę gatunku - "Siedmiu wspaniałych" i "Rio Grande" biją ten film na głowę. Ale 8 dać warto.

Zwiastun: