Inna komedia romantyczna

Data:
Ocena recenzenta: 8/10

O większości komedii romantycznych można powiedzieć raczej niewiele. Utarte schematy, do znudzenia powtarzane konwencje i bezbarwni bohaterowie, a po pięciu minutach można z dużym prawdopodobieństwem przewidzieć intrygę, której poziom żenady przekracza wytrzymałość, szczególnie męskiej części widowni.

Z tego zalewu tandety wyłaniają się czasem niezłe produkcje i dziś parę słów o takiej, którą pamiętam i po kilku seansach wciąż mam ochotę obejrzeć ją znowu.

Słowo na M opowiada historię Wallace'a (Daniel Radcliffe), który po bolesnym rozstaniu ze swoją dziewczyną rzuca studia, pomieszkuje ze starszą siostrą i jej synkiem i, ogólnie rzecz biorąc, nie wie co zrobić ze swoim życiem. Na pewnej imprezie poznaje Chantry (Zoe Kazan) która jest dla niego idealna pod każdym względem, poza jedną kwestią - ma chłopaka. Niezrażony tym wszystkim Wallace postanawia zaprzyjaźnić się z dziewczyną, a jak powszechnie wiadomo, przyjaźń damsko-męska to nie jest łatwa sprawa.

Tu pojawia się pierwsza miła niespodzianka - film nie jest przewidywalny i mimo wykorzystania motywu nieco nadjedzonego przez mole, Słowo na M to prawdziwy powiew świeżości i finezji w świecie nudnych, robionych na jedno kopyto komedii romantycznych. Nieoczywiste rozwiązania twórców intrygują i bawią widza, a pełnokrwiści, nieidealni bohaterowie nie boją się popełniać głupich błędów i przekraczać granic, przez co wydają nam się jeszcze bliżsi. Mackenzie Davis i Adam Driver (Nicole i Allan), grający parę przyjaciół głównych bohaterów postarali się, by nie dało się ich nie polubić mimo kontrowersyjnego zachowania i naprawdę kiepskich pomysłów. Postacie grane przez Radcliffe'a i Kazan wypadają na ich tle wręcz dość blado, ale tacy właśnie są główni bohaterowie - mało przebojowi i bardzo zagubieni, a mimo wszystko chwytający nas za serce od pierwszej sceny. Jest to oczywiście zasługa świetnej gry aktorskiej i uroku osobistego młodych aktorów.

W filmie ujmuje jego niezwykły, intymny klimat, który tworzy zmysłowa muzyka i spokojne kadry. Bije z niego ciepło i prostota oraz radość z celebrowania prostych przyjemności życiowych (co tak ładnie ujął Allan, krzycząc "I just had sex and I'm about to eat NACHOS! That's the greatest moment of my life!"). Cała historia jest bardzo dobrze przemyślana, pozbawiona luk i niezręcznych rozwiązań (z małym niedopracowaniem wątku siostry głównego bohatera).

Jakiś czas temu do kin trafił zupełnie nieźle oceniany film o miłości pod tytułem I tak cię kocham. Ja tego entuzjazmu nie podzielałam z powodów bardzo subiektywnych - film z każdej strony mógł przypominać Słowo na M; zapowiedź dawała przedsmak ładnej historii dwóch, oryginalnych osób (jedną z nich gra Zoe Kazan), pełną słodko-gorzkiego humoru i specyficznego stylu, którego tak mało doświadczamy obecnie w kinie. Twórcom się niestety nie udało, co przyjęłam z niekłamanym rozczarowaniem, ale trzeba przyznać - byłoby to naprawdę niezwykłe, gdyby ktoś umiał po raz kolejny stworzyć film o tak przyjemnym klimacie.

Co wyróżnia Słowo na M wśród innych mu podobnych, to wielkie emocje i chemia między bohaterami, czego tak brakowało mi między innymi właśnie we wspomnianym I tak cię kocham. Są jeszcze znakomite dialogi, czarny humor i kilka pikantnych żartów, mamy więc komplet potrzebny do stworzenia dobrego filmu. Aktorstwo, scenariusz, dialogi, muzyka i gra aktorska - wszystko to tworzy dobrą, niegłupią komedię. Film zdecydowanie zasługuje na Waszą uwagę i powinien być kojarzony z czymś więcej niż tylko z faktem, że "grał tam Harry Potter".

Zwiastun: