Magia wyprzedaży

Data:
Ocena recenzenta: 6/10

Giallo to gatunek, który wydawałoby się zmarł, rozłożył się i nie pozostał po nim żaden ślad poza szlochem nielicznych fanów. W ostatnich latach reanimować tego trupa próbują kolejni twórcy. Tym razem za filmową nekromancję zabrał się Peter Strickland tworząc In Fabric, film o zabójczej sukni, magii wyprzedaży i fetyszyzmie towarowym.

Zabójczy nie oznacza tu estetycznej jakości, chociaż ona też jest ważna. Czerwona sukienka w rozmiarze 36 zawsze wygląda dobrze, nawet gdy nosi ją nosząca kilka rozmiarów więcej kobieta czy też mężczyzna na wieczorze kawalerskim. Za piękno trzeba jednak zapłacić i to wysoką cenę. Po zdjęciu ubrania najpierw pojawia się zaczerwienienie na piersi, a potem jest już tylko gorzej. Ostatecznie wszyscy muszą zapłacić najwyższą cenę. Trwałe jest wyłącznie piękno ubrania – mimo że jej właściciele umierają w niezbyt sympatycznych okolicznościach tkanina ciągle pozostaje nienaruszona. Sukienka rozpoczyna swoją podróż w ekskluzywnym butiku prowadzonym przez czarownice. Przewodniczy im niepokojąca panna Luckmoore (znakomita Fatma Mohamed). Potrafi skłonić do kupna wykorzystując komicznie meandrujące zdania, przekonując klientów nie tylko o ich wyjątkowości, ale też chwaląc cały system obrotu towarami.

Pozornie wyłącznie rozrywkowe słowa o zaletach kapitalizmu nie są przypadkiem – In Fabric to kino społeczne ubrane w gatunkowy kostium. Politycznej wymowie nie przeszkadza quasi historyczny kostium – akcja osadzona jest w bliżej nieokreślonej przeszłości, ale takiej, w której działają stacjonarne telefony i automatyczne sekretarki. Podróż sukienki to groteskowa wersja teorii skapywania. Rozpoczyna się w luksusowym butiku i przechodzi z rąk do rąk (przede wszystkim za sprawą charity shopów) i z jednej klasy społecznej do drugiej. Wszystkich łączy fetyszystyczne podejście do towarów, ale prawdziwie egalitarna okazuje się dopiero śmierć. Przemianom została poddana kluczowa dla gatunku kwestia tego kto i jak patrzy (warto w tym momencie przypomnieć chociażby Głęboką czerwień). Brak tu charakterystycznych ujęć przyjmujących perspektywę bohaterów. Postaci częściej niż oglądają są oglądane. Głównym obserwatorem jest tu nieludzki podmiot. To sukienka patrzy, działa, jest zagrożeniem. Obserwują też ludzie władzy, menedżerowie lubujący się w skłanianiu podwładnych do odgrywania scenek. Prawdziwa władza należy jednak do przedmiotów.  

Strickland wykorzystuje rozwiązania formalne i motywy rozwijane przez twórców giallo, ale nie próbuje nawet przez moment stać się nowym Dario Argento. Czarownice ze sklepu odzieżowego mają tylko trochę wspólnego z tymi ze szkoły baletowej. Ekspresyjne użycie barw też przywodzi na myśl włoskie filmy, ale produkcja twórcy Duke of Burgundy ma więcej kantów, jest bardziej chropawa, niekiedy przekładająca wizualny efekt (i to taki raczej galeryjny niż kinowy) nad narracyjną płynność. I jest to niestety największa wada In Fabric. Ten obraz dostarcza mnóstwa ciekawych tematów, rozwiązań narracyjnych, kreacji aktorskich czy doznań czysto estetycznych, jednak jedzie po wybojach i ma zepsute amortyzatory. Wsiadając trzeba być przygotowanym na to, że będzie trzęsło.

Zwiastun: