Pokój bez widoku

Data:
Ocena recenzenta: 3/10

„Ogry są jak cebula”, tę mądrość Shreka można odnieść również do niektórych filmów, tych wyposażonych w warstwy i nie przez wszystkich lubianych. Pokój Lenny'ego Abrahamsona taki nie jest, to raczej sama czynność obierania cebuli, podczas której muszą popłynąć łzy, takie są prawa chemii. Chcę od razu zgłosić liberum veto wobec zasad jakimi ten film się rządzi, pozornym nieuniknionym, jakie pokazuje, stosowanym szantażem emocjonalnym i okrzykom zachwytu płynącym zewsząd. Przeciwko próbom wywołania litości trwogi mówię „nie”! Na przekór brudnemu katharsis szaty rozdzieram!

Nim w sierść wielbłąda i pas skórzany się odzieję i zacznę chrzcić ludzi pod mostem Poniatowskiego warto przyjrzeć się Pokojowi bez błyskawic w oczach i prorockiego ognia w głowie. By oddać Lenny'emu Abrahamsonowi sprawiedliwość trzeba powiedzieć, że jego film zaczyna się więcej niż obiecująco. Widz zostaje wrzucony w środek świata widzianego oczami kilkuletniego Jacka. Świata zamkniętego, w którym znajduje się tylko dziecko i matka, nawiedzanego niekiedy nocami przez mężczyznę. Całym kosmosem chłopca jest pokój i zapełniające go przedmioty. Nie ma dostępu do tego, co na zewnątrz, jedynie do telewizyjnych obrazów, skrótowych reprezentacji rzeczywistości. Póki Pokój posługuje się niedopowiedzeniami pozostaje filmem intrygującym. Kiedy jednak twórca Franka pospołu z Emmą Donoghue zaczynają odkrywać karty, to okazuje się, że cała ich talia jest znaczona.

Dziecięcy świat podszyty został dramatem. Matka chłopca została porwana i uwięziona w szopie. Tam spędziła lata, urodziła i zaczęła wychowywać syna. Kiedy Jack jest już wystarczająco duży dowiaduje się w jakiej sytuacji się znajdują i wraz z matką próbują zrealizować plan ucieczki. Ta wielka przygoda jest odrobinę przeszarżowana emocjonalnie. Serce ma podchodzić do gardła, łzy mają się cisnąć do oczu, jednak jest to tak oczywiste i pozbawione jakiejkolwiek subtelności, że po jakiś pięciu minutach można się uodpornić na ten ból i cierpienie.

Emma Donoghue nie ukrywa, że inspiracją dla napisania powieści, a później scenariusza była sprawa Josefa Fritzla. Przenosząc ją na amerykański grunt usunęła jednak część istotnych elementów. Przede wszystkim sprawcą jest obcy. Ma zostaje porwana z ulicy i fakt, że pozostaje więziona w szopie to prywatna sprawa jej oprawcy. Żadne osoby trzecie nie są zaangażowane, zło przychodzi z zewnątrz. Jest niepojęte, obce, niemające nic wspólnego ze społeczeństwem, a na pewno nie może być jego wytworem. Istnieje możliwość jego przezwyciężenia w pojedynkę, czyste serce przeciwko zdeprawowanemu umysłowi. Tragedię przerobiono na rozrywkę, co jest nie tylko niesmaczne, ale pozbawia film krytycznego ostrza. W gruncie rzeczy to obraz afirmujący cywilizację zachodnią (a przynajmniej jedną z jej wersji). Z rodziną jako najwyższym dobrem, domem-twierdzą i państwem patrolującym ulice, ale nie zaglądającym przez okna do środka. To sposób spojrzenia na społeczeństwo całkowicie dla twórców przezroczysty i niepoddany namysłowi czy najlżejszej nawet krytyce. Szkoda, wszak chłopiec, przykładający do świata zupełnie inne kategorie niż inne dzieci w jego wieku, byłby idealnym kandydatem do zdziwienia się tym, co z pozoru zwyczajne.

Nie jest tak, że Pokój całkowicie tego nie robi. Duża część filmu pokazuje Jacka uczącego się żyć w rzeczywistości nieco większej niż cztery ściany i świetlik na dachu. Jednak znowu celem jest dbanie o sprawne działanie gruczołów łzowych. Zadziwiające, że w tej kakofonii zgrozy i wzruszeń odnaleźli się aktorzy. Brie Larson w pełni zasłużyła na oscarową nominację, a grający Jacka Jacob Tremblay stworzył najlepszą dziecięcą rolę sezonu. Tym większy żal, że w obrazie świetnie nadającym się do reaktywacji cyklu „Okruchy życia" w telewizyjnej jedynce.

Obraz, podobnie jak muzyka, pełnią wyłącznie funkcję służebną wobec narracji. Barwy są stonowane, dominuje sugestywny błękit, kolejny punkt z podręcznika „Wywoływać emocje". Wszystkie siły zostały zaprzęgnięte w to, by wzbudzić litość i trwogę, a następnie wywołać w widzu uczucie oczyszczenia. I wielce prawdopodobne, że by się to Lenny'emu Abrahamsonowi udało, gdyby historia w pełni czerpała swą siłę z rzeczywistości oraz gdyby obecne w filmie założenia na temat społeczeństwa były bardziej trafne. Ponieważ te przesłanki nie zostały spełnione Pokój jest tylko i wyłącznie skuteczną maszynką do wywoływania łez. Nawet jeżeli są to jedynie łzy wściekłości.

Zwiastun: