Singapurski sen

Data:
Ocena recenzenta: 8/10

Góry piasku, ląd wydarty morzu rękami pozbawionych praw robotników i śledztwo w sprawie zaginięcia jednego z nich. To sen, który wyśnił Yeo Siew Hua swojemu rodzinnemu Singapurowi.

Detektyw Lok poszukuje zaginionego pracownika Wanga. Pracował nad odzyskiwaniem lądu, a właściwie powiększaniu powierzchni Singapuru poprzez nasypywanie piasku. Robotnik przestał pojawiać się w pracy, a wcześniej jeszcze złamał rękę, przez co mógł jedynie prowadzić ciężarówkę, za co otrzymywał mniej pieniędzy. Od wypadku nie mógł spać, więc zaczął odwiedzać podejrzaną kafejkę internetową. Jego śladem rusza Lok, próbując dowiedzieć się co tak naprawdę się stało. Zagłębia się w podbrzusze miasta, odwiedza place budowy, robotnicze mieszkania, imigranckie enklawy.

Wyśniona kraina zaczyna się jak kino społeczne. I to takie w szlachetnym wydaniu, któremu w tym regionie filmowego świata patronuje Lino Brocka (Manila in the Claws of Light). Szybko jednak okazuje się, że Yeo Siew Hua nie jedzie w kierunku stacji "Rzeczywistość", a wehikuł narracyjny, który prowadzi napędzany jest na jungowskie paliwo. Bardzo wcześnie pojawiają się tropy pozwalające przypuszczać, że mamy do czynienia z ekranową wersją procesu indywiduacji Ernesta Junga. Śledztwo Loka to tak naprawdę zmaganie z cieniem, a pracownica kawiarenki internetowej to anima. Widzowie cały czas obserwują zmitologizowaną przestrzeń wewnętrzną bohatera, w której odbija się zarówno rzeczywistość społeczna jak i kulturowe imaginarium.

Powiedzieć, że Wyśniona kraina jest jedynie kinem społecznym to strzelić w tarczę, ale daleko od jej centrum. Yeo Siew Hua śni Singapurowi sen, w którym to, co ukryte wypływa na wierzch. Podobną metodę stosował w swoich najlepszych filmach David Lynch. Poruszał się jednak w innej przestrzeni kulturowej, więc tym razem zamiast sekretów przedmieść widownia otrzymuje tajemnice wielkiego miasta i to opowiedziane właściwym dla dalekiego wschodu językiem. Stąd formalne rozwiązania znane z kina gangsterskiego, neonowe kolory, retro ballady.

Yeo Siew Hua śmiało wkroczył na ścieżkę wydeptaną przez mistrzów kina kreacyjnego. Zaadaptował ich rozwiązania do lokalnych warunków i stworzył intrygujący, oniryczny film. To znakomita wizytówka dla Singapuru, mimo że żadne biuro promocji nie wybrałoby, tak lubianych przez reżysera, industrialnych kadrów do folderu turystycznego.