Sputnik nad bramami raju

Data:
Ocena recenzenta: 8/10

W roku 1962, podczas 23. Festiwalu Filmowego w Wenecji, Złotego Lwa zdobyło Dziecko wojny. Jednym ze scenarzystów tego filmu był Andriej Konczałowski. Po 54 latach, już jako mistrz kina rosyjskiego, powrócił nie tylko na Lido, ale też do tematu metafizyki wojny, opowiadając o trójce ludzi, których życia naznaczone zostały piętnem budowy nazistowskiego raju na ziemi. Olga, rosyjska arystokratka przebywająca we Francji, trafia najpierw do więzienia, a potem do obozu. Za jej uwięzienie odpowiada Jules, francuski policjant kolaborujący z Niemcami. Trójcę dopełnia Helmut, oficer SS nadzorujący funkcjonowanie obozów koncentracyjnych.

W Raju przeplatają się sceny, z których składa się klasycznie opowiedziana historia, z wypowiedziami bohaterów. Nie wiemy czy to wywiad, przesłuchanie czy spowiedź. Wszyscy troje mówią do kogoś, kto stoi za kamerą. Takie rozwiązanie sprawia, że nie jest to kolejny ładny czarno-biały film o holocauście Bezpośrednie wyznania odseparowane od fabuły, ale ściśle z nią powiązane, działają bardzo mocno. Pozwalają wykazać się aktorom, z czego najlepiej skorzystała Julia Wysockaja, której kreacja jest wyjątkowo poruszająca. Widać, że Konczałowski rozumie niemożność oddania pełni grozy totalitarnych zbrodni przez klasyczne środki filmowe. Nie jest tak radykalny jak Martti Helde w Na skrzyżowaniu wichrów, jedynie szatkuje swoją fabułę wstawkami wywiadu i pokazuje taśmę filmową, niekiedy ujawniając rysy i prześwietlenia. W efekcie powstał film, który z jednej strony czaruje wystylizowanymi zdjęciami tak, jak robiła to Ida Pawła Pawlikowskiego, z drugiej, nie boi się sięgnąć po mniej oczywiste środki, by uniknąć losu atrakcyjnej wizualnie wydmuszki.

Jeżeli coś może w Raju razić to obecny w nim sposób myślenia o II wojnie światowej. Podobnie jak we Frankofonii Aleksandra Sokurowa konflikt rozgrywa się między Francją, Rosją i Niemcami. To spór w europejskiej rodzinie, z której wykluczone zostały zarówno mniejsze (np.Polacy) jak i niekontynentalne narody (Wielka Brytania). O ile u Sokurowa to bardzo raziło ze względu na przyjętą przez niego historiozoficzną optykę, to Konczałowskiego da się wybronić dzięki jego metafizycznej perspektywie. Autora Domu wariatów nie interesuje koncert mocarstw, a bluźnierczość nazistowskiego projektu raju na ziemi. Plan na miarę wieży Babel, ale wynikający nie z jedności, a z obecnego już pomieszania języków. Przez to idea jest wciąż niebezpieczna, a ochronę może zapewnić jedynie pamięć o ofiarach.

Konczałowski powraca w ostatnich latach do tematów już podejmowanych, ale wciąż ważnych. Tak było z dopełniającymi syberyjską trylogię Białymi nocami listonosza Aleksieja Triapicyna i tak jest z Rajem. Fanatyczna wiara w odmianę tego świata znów staje się silniejsza, więc dobrze posłuchać przedstawiciela wojennego pokolenia. Zwłaszcza tak utalentowanego.

To jest dużo lepszy film od "Białych nocy". Poważnie się zastanawiam (czyli znając mnie, przesądzone;), czy nie zawyżyć mu oceny, tak pozytywnie mnie Konczałowski zaskoczył.

Czy my oglądaliśmy ten sam film? Przecież ten Raj był taki sztuczny i wymuszony. Jedyną dobrą rzeczą w tym filmie jest Wysocka.

Możliwe, a Wysocka w tym filmie nie jest dobra, jest znakomita. ;) Nie czułem sztuczności, chociaż na pewno pomysł na ten film jest jasno wyłożony i nie można mieć żadnych wątpliwości o co chodzi.

Ja od razu powiem, że zarzuty, że film jest przestylizowany, mnie nie interesują. Lubię ludzi, którzy dbają o estetykę i jeśli oprócz tego wszystkiego mają jakąś historię do opowiedzenia, to ich dbałość mi pasuje. Tak jak Krzysiek sztuczności nie zauważyłam. Teatralność owszem i ta teatralność mi się podoba.

O estetykę to dbano w Idzie, obstawiam, że tutaj była ona raczej wyrazem oszczędności budżetowych.

Poza tym Krzyś - Konczałowski rozumie niemożność oddania pełni grozy totalitarnych zbrodni przez klasyczne środki filmowe. - he he he, a Syn Szawła?:

Jeżeli klasyczny film wygląda jak Syn Szawła to zwracam honor, ale chyba tak do końca nie jest. Poza tym na mnie mniej działał niż np. Na skrzyżowaniu wiatrów, które ma jeszcze mniej typową formę.

@ayya Prawdę mówiąc, nie widzę różnicy między "Idą" a "Rajem", jeśli chodzi o estetykę. Co do oszczędności budżetowych, to naprawdę nie wiem. Byłaś może na spotkaniu z reżyserem po seansie? Ciekawa jestem, może się skarżył, że te 4,5 mln. euro jakoś go ograniczało. Aczkolwiek mnie ten film wygląda na spójną, przemyślaną wizję.

Krzyś, w temacie Syna Szawła... to dość klasyczny film, reżyser miał kamerę, aktorów etc. Nic nie udziwniał, poza tym, że starał się widza wprowadzić w piekło tak blisko jak to możliwe.

@nevamarja Raj i Ida są czarno-białe i właściwie tylko to je łączy. Byłam na spotkaniu z reżyserem, ale u mnie reżyser powiedział, że nie ma zamiaru odpowiadać na niczyje uwagi i pytania, ze wszystkim się zgadza i za wszystko dziękuje - to było całe spotkanie:]
Nie mówię, że film nie ma spójnej, przemyślanej wizji, ale że jest to wizja mi całkowicie obojętna, sztuczna i zmanieryzowana.

Kasiu, kamera co do zasady jest warunkiem sine qua non filmu, więc nawet nie wiem co z tym stwierdzeniem zrobić. :P

@ayya Ok. Z tym nie polemizuję. Co do Konczałowskiego to wow! Takie zamieszanie związane ze zmianą festiwalowego grafiku tylko po to, żeby ludzie mogli starszego pana na oczy zobaczyć. W zaistniałych okolicznościach cieszę się, że mnie tam nie było.

Dodaj komentarz