Sputnik nad porażką

Data:
Ocena recenzenta: 2/10

Konkurs główny Sputnika to jedna z największych kuratorskich zagadek w świecie polskich festiwali. Obok obrazów wysokiej klasy artystycznej można w nim znaleźć porażki, które trudno nazwać filmami. Takim dziełem są Chwilowe trudności w reżyserii Michaiła Raschodnikowa.

Film rozpoczyna się od planszy informującej, że historia została oparta na prawdziwych wydarzeniach. Biorąc pod uwagę co można zobaczyć później to gest wielkiej odwagi. Twórcy jednak nie zaryzykowali i zmienili imię głównego bohatera. Przemianowali Arkadija Cukera na Saszę Korolowa znacząco ubarwiając biografię. Obserwujemy jego życie od urodzenia. Zmaganie się z dziecięcym porażeniem mózgowym, szkolne problemy, udar, a w końcu sukces zawodowy. Wszystko w przedziwnej poetyce mariażu socrealizmu z realizmem dzikiego kapitalizmu. Skutkuje to odmianą fabrycznej psychopatii, która w ramach Chwilowych trudności uchodzi za coś przezroczystego i nieproblematycznego. Ojciec głównego bohatera, który przez większą część filmu chodzi obrażony, że jego syn nie jest równie sprawny, co miejscowy kombinat hutniczy, został zaprezentowany jako kochający papa. Przynajmniej w dialogach, bo scena, w której jako wychowawcze osiągnięcie przedstawiono to, że nie uderzył swojego syna, kiedy ten wstawił się za matką jest szczytem kinowego obrzydlistwa. Do tego trzeba dołożyć patos i wyjątkowy idiotyzm niektórych sekwencji, drogie dzieci, pamiętajcie, że skutki udaru najlepiej rehabilitują niedźwiedzie, otrzymamy trwające bardzo długie 86 minut, a jednak mimo wszystko Chwilowe trudności.

Pisząc o tym filmie trudno nie czuć ochoty rzucenia się do gardła i przegryzienia tętnicy. Warto jednak się powstrzymać, może w tej Sodomie znalazło się dziesięciu sprawiedliwych? Poziom scenariusza został już omówiony, jak więc Chwilowe trudności wyglądają pod względem realizacyjnym? Odpowiedź jest krótka - koszmarnie. Momentami to kino stylu zerowego, przeciętne i niczym się niewyróżniające. To są te chwile, które pozwalają w pełni nacieszyć się uroczą, słodziutką psychopatią tatuśka. Na szczęście na tym ambicje Raschodnikowa się nie kończą. Są jeszcze sceny z muzyką. Sekwencja w autobusie, podczas której dziecięce muzykowanie zmienia się w jakieś bliżej niezidentyfikowane pienia to realizacyjny zły sen, który prawdopodobnie niżej podpisanego będzie jeszcze długo prześladował. To jedna z najgorszych scen sezonu, a przecież nie tak dawno można było zobaczyć Barbarzyńców z brawurowymi występami lamparta-mordercy.

Jeżeli gdzieś w tym filmie można znaleźć jednego sprawiedliwego to jest nim Ilja Riazanow. Dziecięcy aktor grający młodego Saszę. Został dobrze poprowadzony i jako jedyny zaprezentował przekonującą kreację. Chłodniej trzeba podejść do Rinala Muhametowa wcielającego się w dorosłego protagonistę. Potwierdziły się podejrzenia, jakie można było mieć po Przyciąganiu. To aktor, którego jedynym atutem jest uroda. Przez większą część Chwilowych trudności wygląda dość niekorzystnie, więc też koncertowo kładzie swoją kreację. Łatwo można to wybaczyć, prawdziwą perłą w koronie jest rola ojca brawurowo odegrana przez Iwana Ochłobystina. To jedyna międzynarodowa gwiazda tego filmu. Ten były duchowny prawosławny nie zasłynął jednak talentem aktorskim, a relacjonowanym przez międzynarodowe media procesem, który wytoczono mu po stwierdzeniu, że gejów należy "żywcem palić w piecach". Jego bohater co prawda nie mówi nic na ten temat, ale tak kochane przez niego piece hutnicze wydają się dziwnie niebezpieczne. Nie mówi również dlatego, że nie potrafi. To arcydzieło brzuchomówstwa. Ochłobystin właściwie nie porusza ustami, więc można go było zdubbingować w dowolny sposób. Kiedy zza zaciśniętych warg wydobywają się potoki słów można się całkiem nieźle bawić. Przez jakieś 10 minut. Pozostałe 76 to niekończąca się udręka, przy której polski dubbing wydaje się czystą przyjemnością.

Dlaczego więc nie dać Chwilowym trudnościom najniższej noty? Na jedynkę też trzeba sobie zasłużyć. Film Raschodnikowa pozbawiony jest nawet tej słodkiej trashowości charakterystycznej dla kapitalnie złych filmów. To po prostu obraz nieakceptowalny pod każdym względem. I nie pomoże tu oczu kąpiel. pozostaje jedynie nadzieja, że Sputnik zmieni orbitę i zacznie krążyć nad lepszym kinem.