Tyle samo prawd ile kłamstw

Data:
Ocena recenzenta: 5/10

Ja teraz kłamię zaprasza do "Konfesjonału gwiazd" snując opowieść o życiu konstruowanym z myślą o cudzych spojrzeniach. Życie celebrytów rozgrywa się w ekstrawaganckiej scenografii, a oni sami noszą retrofuturystyczne kostiumy. Piękne to i puste, ale szkoda, że na wielkim kinowym ekranie podglądanie jest jeszcze nudniejsze niż to znane z Pudelka. 

Grana przez Maję Ostaszewską Celia potrzebuje pieniędzy na rozpoczęcie zdjęć od dawna planowanego filmu. Produkcja ma przywrócić jej status aktorskiej gwiazdy. W poszukiwaniu funduszy pomaga jej partner, Mat (Rafał Maćkowiak) wykonujący na co dzień drobne fuchy w produkcjach dla dzieci. Trafiają do telewizyjnego programu, gdzie o pieniądze rywalizuje z nimi Yvonne (Paulina Walendziak) młoda piosenkarka, którą imprezowy styl życia postawił na krawędzi bankructwa. Punktem wyjścia jest przegrana w show. To ona napędza wydarzenia kręcące się wokół niespodziewanej obietnicy realizacji filmu, białych królików i kolejnych tajemniczych wydarzeń z przeszłości. Ja teraz kłamię ma trójdzielną kompozycję. Tę samą historię poznajemy z perspektywy każdego z głównych bohaterów. Patent, który w Służącej Park Chan-wooka działał cuda tu nieco nuży. Warianty opowieści raczej się uzupełniają, a nie całkowicie odwracają sytuację, a nawet finałowy twist wydaje się zbyt przewidywalny. Scenariusz autorstwa Pawła Borowskiego jest solidny, ale nie wybitny i realizacja niestety bardziej mu przeszkadza niż pomaga. Mowa o montażu, który mimo że jest intrygująco manierystyczny szkodzi filmowi. Kiedy za pierwszym razem zagiętka kartka papieru niemal niezauważalnie zmienia się w linię schodów nie sposób nie docenić inwencji. Szkoda, że Mieneke Kramer wręcz nadużywa takich sklejek kosztem tempa filmu. Przestoje scenariuszowe są potęgowane, a nie niwelowane na poziomie montażu, co sprawia, że całość zamiast być błyskotliwa i lekka jest słoniowato przyciężka.

Jeżeli szukać gdzieś świeżości to w scenografii i kostiumach. Prawdziwymi bohaterkami Ja teraz kłamię są scenografka Daria Dwornik i kostiumografka Anna Imiela-Szcześniak. Kierowane przez nie zespoły wykreowały spójny retrofuturystyczny świat. To przyszłość widziana z perspektywy zachodnich lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych. Ekstrawaganckie modernistyczne bryły, geometryczne wzory, odważne użycie kolorów - wszystko niedzisiejsze, ale paradoksalnie bardzo aktualne. Filmowi Pawła Borowskiego daleko do modnej w ostatnim czasie ikeozy. Widać, że nie korzystał z tych samych podnajmowanych gotowych planów, które jednego dnia grają w telewizyjnym serialu, a drugiego w wyborczym spocie. Za metropolis przeszłości, która nie nadeszła, robią tu Katowice zmiksowane z Łodzią. Spory wkład efektów specjalnych sprawia, że jest to widoczne, ale nienachalne. Można to co do zasady powiedzieć o warstwie wizualnej jako takiej. Jest satysfakcjonująca, mimo kilku zbyt oczywistych wykorzystań sztuczek operatorskich (zabawa planami, samochód, który okazuje się brelokiem itd.).

Ja teraz kłamię całkiem ciekawie ogrywa temat celebryctwa. Jest on ramą fabularną, ale pogłębioną przez wybory obsadowe. Borowski nie dobierał aktorów kierując się wyłącznie zasięgami, ale nie da się ukryć, że takie postaci jak Maja Ostaszewska, Jacek Poniedziałek czy Joanna Kulig cieszą się sporym zainteresowaniem (i to nie tylko kinowej publiczności). W grę włączył się też dystrybutor, który promuje film plakatem jednoznacznie kojarzącym się z gwiazdorskimi komediami romantycznymi. Czy ktoś się na to złapie? Trudno jednoznacznie orzec, widzowie skuszeni komercyjnym tytułem i promocją dostaną produkcję nieco ambitniejszą, ale to jeszcze nie znaczy, że w pełni udaną.

Zwiastun: