Z twarzą Marilyn Monroe

Data:
Ocena recenzenta: 6/10

Maryline jak Marilyn Monroe, ale też zupełnie inaczej, w końcu dziewczyna mieszka na francuskiej wsi i nie ma w życiu łatwo. Imię i cechy charakteru predestynują ją jednak do wielkiej kariery. Nie można dać się zwieść realistycznej formie Guillame Gallienne pod płaszczem dramatu obyczajowego sprzedaje klasyczną baśń.

Reżyser zdaje sobie sprawę, że opowiadając o dziewczynie z prowincji aspirującej do awansu dzięki aktorstwu stąpa po kruchym lodzie. Z jednej strony grozi wpadnięcie w banał, z drugiej czeka porównanie z takimi mistrzami jak Antonioni (Dama bez kamelii) czy Visconti (Najpiękniejsza). Podobnie jak u tych dwóch reżyserów w Maryline kino to potwór, który żywi się przede wszystkim młodymi, ładnymi dziewczynami. Główna bohaterka jest taka, ale brak jej śmiałości i samoświadomości. Kiedy pada słowo “akcja” ona się blokuje. Zły czar zdejmuje dopiero, po kolejnych upadkach aż na samo dno pracy na poczcie, aktorska dobra wróżka, w tej roli Vanessa Paradis. Aktorka, która jako pierwsza osoba w branży jest dla Maryline po prostu miła. Później wszystko zaczyna wracać na właściwe tory baśni, może poza księciem, ale to nie jest już element niezbędny. Zwłaszcza po me too.

Po wydarzeniach ostatnich miesięcy w świecie kina, a zwłaszcza w Hollywood, nie da się już przeoczyć pozycji kobiet w przemyśle filmowym. Gallienne mimo że bez litości portretuje swoje środowisko, daje swojej bohaterce nadzieję. Inaczej niż protagonistka Damy bez kamelii nie daje się całkowicie połknąć przez kino. Wybawieniem okazuje się teatr, który umożliwia pracę nad sobą w dużo bardziej intymnych warunkach. Przynajmniej ten teatr z baśni, gdzie pracuje się przez miesiąc nad jedną sceną.

Maryline można zarzucić to, że tytułowej bohaterce udają się rzeczy, na które nie zapracowała. Właściwie nie widać u niej za grosz talentu. I to paradoksalnie jest aktorskim zwycięstwem Adeline D'Hermy. Wydarzeniami w życiu Maryline rządzi przypadek, a nie los. Taki wybór scenariuszowy nieco irytuje. Film Gallienne’a dostarcza mniej przyjemności niż mógłby, ale niespełnienie oczekiwań też niekiedy bywa wartością.

Film pokazywany w sekcji Nowe kino na festiwalu Transatlantyk.