Na tyle siebie znamy, na ile nas sprawdzono

Data:

Portret o zmierzchu – reż. Angelina Nikonowa

Terminem „kino kobiece” przyzwyczailiśmy się określać filmy delikatne, nastrojowe, wręcz poetyckie. Angelina Nikonowa w „Portrecie o zmierzchu” przeczy jednak tego typu stereotypom. Trawestując Churchilla można powiedzieć, że pokazuje nam krew, ból i łzy. A jednak dawno nie widziałem w kinie tak głębokiego obrazu kobiety.

Główna bohaterka - Marina to na pierwszy rzut oka kobieta sukcesu. Piękna, bogata, kochana przez męża. Nic tylko pozazdrościć – nie tylko z perspektywy dzisiejszej Rosji. Szybko jednak przekonujemy się, że nie wszystko jest takie, jak nam się wydaje. Marina od początku filmu kryje w sobie jakąś tajemnicę, niedopowiedzenie. Widać w niej rys pewnej nieprzewidywalności - co później w filmie się potwierdzi. Takie kobiety mają w sobie dużą siłę przyciągania – zarówno złego jak i dobrego, fascynują mężczyzn. Niestety, często z tragicznym skutkiem – dla siebie lub innych. A może dla wszystkich? Kobiety o „gołębim sercu” mają w sobie często potężną dawkę autodestrukcji. Literatura, kino czy teatr „karmią ” się tym tematem od zawsze. Począwszy od Antygony, poprzez prozę Elfriede Jelinek, na sztukach Sarah Kane kończąc. Oglądając „Portret o zmierzchu” nasuwają się pewne analogie z filmem „Pianistka”. Wydaje się, że dla rosyjskiej reżyserki wybitne dzieło Michaela Hanekego mogło być w pewnym sensie inspiracją. Postanowiła ona jednak przeciwstawić swoją bohaterkę postaci granej przez Isabelle Huppert. Tamta na pierwszy rzut oka wydaje się odrażająca i zła, podczas gdy Marinę odbieramy jako osobę wrażliwą, skrzywdzoną, godną współczucia. Wbrew pozorom jednak wiele je łączy. Oprócz masochistycznych skłonności także pewien rodzaj tajemnicy. Nie wiemy do końca dlaczego zachowują się tak, a nie inaczej, co nimi kieruje i do czego to wszystko doprowadzi. Podobny jest też klimat obu filmów - przedstawiony świat często przypomina piekło, w którym niewiele jest miejsca na ludzkie odruchy. Obydwa filmy w mocny sposób obnażają też obłudę naszego życia – z pozoru normalnego, a wewnątrz często skrywającego mroczne tajemnice, mniejsze i większe grzechy. Przejmująca jest scena urodzinowego przyjęcia, podczas której Marina – niczym w sztuce „Kto się boi Virginii Woolf - demaskuje rodzinno-towarzyskie zakłamanie przybyłych gości. Kto z nas nigdy nie miał ochoty zachować się podobnie? Życie w obłudzie, w niezgodzie z sobą, zwykle męczy i uwiera. Przeważnie jednak potrzeba jakiegoś mocnego impulsu, często niestety tragicznego, abyśmy zdecydowali się na zmianę. Taki impuls pozwala poznać siebie od innej strony. Często to „poznanie” może bardzo zaskakiwać. Nas i nasze otoczenie. Może wyzwolić działanie, o które nigdy byśmy siebie nie podejrzewali. Podobnie jest w filmie „Portret o zmierzchu”. Postępowanie Mariny może irytować. Siedząc w wygodnym kinowym fotelu możemy pomyśleć, że jest - „po gogolowsku” - i śmieszne i straszne. Nie dowiemy się do końca dlaczego Marina zachowuje się w ten, a nie inny sposób. Syndrom sztokholmski do dziś stanowi dla psychologów zagadkę. Podobnie jak zagadką jest każdy człowiek. I właśnie o tym jest ten film. W każdym z nas pewnie drzemie kilka postaci. Nie wiemy do końca jak zachowalibyśmy się w konkretnej sytuacji. Ktoś przecież trafnie zauważył: na tyle siebie znamy, na ile nas sprawdzono. Film Angeliny Nikonowej to także w pewnym sensie portret współczesnej Rosji. Rozwarstwionej ekonomicznie i mentalnie, ale też jakże do siebie podobnej. Zwłaszcza kiedy spojrzeć na to wszystko „o zmierzchu”.

Obejrzano na festiwalu 5. Sputnik nad Polską 2011 pod patronatem Filmaster.pl.
Sputnik nad Polską 2011

Zwiastun: