Bogowie

Data:

Oglądałem „Bogów” z osobą, która miała okazję osobiście poznać prof. Zbigniewa Religę. Nie mogła wyjść z podziwu nad kreacją Tomasza Kota. Momentami zapominała, że ma do czynienia z grą aktorską, a nie archiwalnymi zdjęciami. Perfekcyjne jest ponoć wszystko – od charakterystycznego chodu, po sposób ułożenia dłoni, uśmiech i spojrzenie.

Tego rodzaju rola w Hollywood zaraz zdobyłaby nominację do Oscara. Tomasz Kot doskonale imituje Religę, ale w istocie mogą to docenić tylko osoby, które profesora znały. Co ważniejsze więc, aktor stworzył kompletnego bohatera – fascynującą mieszankę egotyzmu, ambicji, altruizmu, szaleńczej determinacji i równie szaleńczej nieprzewidywalności.

Wielkość profesora Religi w „Bogach” nie objawia się w napuszonych przemowach i świętoszkowatej dobroczynności, lecz w żelaznej, powszechnie nierozumianej potrzebie dokonania czegoś niezwykłego. W tym szaleńczym pościgu Religa niemal gubi żonę, a stresy odreagowuje, pijąc do nieprzytomności. Jednak tak, jak Elżbiecie II w „Królowej” nic nie ujmowały kalosze, filmowemu Relidze nic nie ujmuje wódka, przeklinanie i choleryczne usposobienie.

 bogowie2

Jakkolwiek powodzenie „Bogów” zależało od jakości kreacji Kota, nie na nim samym film stoi. Reżyser Łukasz Palkowski najwyraźniej przestudiował długą listę upadków rodzimych produkcji biograficznych i stworzył dzieło podług zachodniego wzorca. Jego opowieść jest przede wszystkim zwarta i dotyczy wydarzeń prowadzących do konkretnego punktu – pierwszego udanego przeszczepu serca. Dzięki temu „Bogowie” opierają się nie tylko na rysunku psychologicznym profesora, ale na fascynującej opowieści.

Palkowskiemu udało się nadać filmowi energiczny, ale nie pospieszny rytm. Nerwowe chwile w klinice w Zabrzu łączą się z momentami oddechu na urlopach. Dramatyczne wydarzenia przy stole operacyjnym przetykane są humorem. Wielokrotnie film zbliża się do emocjonalnej wybuchowości, ale nigdy nie przekracza granicy. Kolejne wzloty i upadki trzymają w napięciu, mimo że zakończenie jest przecież dobrze znane.

Oczywiście cała historia oparta jest na bardzo prostym schemacie. Oto żywiołowy, nieokrzesany lekarz rzuca wyzwanie zachowawczym kolegom i na przekór wszystkim dokonuje niemożliwego. Wszystkie elementy układanki są na swoim miejscu. Znalazło się miejsce i na szereg upadków, prowadzących ostatecznie do sukcesu, i na satyryczny portret lekarskiej wierchuszki.

 bogowie3

Prostym podziałom na dobrych rewolucjonistów i złych hamulcowych wyłamuje się Jan Englert jako profesor Wacław Sitkowski, na początku przełożony Religi. Jego argumenty są racjonalne i pozbawione starczej zaciętości. Boi się nie tyle samych eksperymentów, co faktu, że mogą one doprowadzić do upadku człowieka, który je przeprowadza. Do tego ujmuje ciętym humorem. Jest więc raczej figurą sceptycznego ojca, a nie złośliwego antagonisty.

Chociaż akcja dzieje się w konkretnym czasie i miejscu, Palkowski nie ulega pokusie, by zboczyć na manowce filmu o schyłkowym czasie PRL. Ma swoją opowieść i konsekwentnie się jej trzyma. Bawi się tylko atrybutami epoki. Symbolem tego jest zielony fiat Religi. Kłopoty z rządową biurokracją, załatwianie spraw na lewo, lenistwo współpracowników mają wdzięk jak z komedii Barei, ale w gruncie rzeczy pozostają bardzo uniwersalne. Tego rodzaju kłopoty stają przed każdym, kto sięga o krok dalej, ale potrzebuje na to sporych pieniędzy.

Dzięki uniwersalności właśnie i czystej, rzemieślniczej sprawności historię profesora Religi można sprzedać każdemu. Dawno nie widziałem w polskim kinie filmu tak równo rozegranego, tak dobrze rozumiejącego, na czym polega snucie zajmującej opowieści. Nie jest to obraz pozbawiony wad. Zawodzi przede wszystkim rysunek większości postaci drugiego planu. Łatwo jednak o tym zapomnieć, gdy z zapartym tchem siedzi się na seansie. „Bogowie” należą do tych nielicznych filmów, na których nawet się nie myśli o spojrzeniu na zegarek.

.youtube_sc iframe.yp{display:none;}The Adobe Flash Player is required for video playback.
Get the latest Flash Player or Watch this video on YouTube.

Zwiastun: