LEGO® PRZYGODA

Data:

Ach, ile to klocków Lego miał człowiek w dzieciństwie. Ile? Żadnego. Bo w moim dzieciństwie Lego było wśród zabawek tym, czym Coca-Cola w sklepie spożywczym. Owszem, znałem kogoś, kto znał kogoś, kto je miał. Nawet trochę się nimi bawiłem. Kontakt w dzieciństwie z Lego miałem więc znikomy, jednak ta chwila wystarczyła, by się zakochać w pomyśle Duńczyków. Klocki z Danii są jak meble ze Szwecji – wszystko w nich pasuje. Tak jak pasowało i z pewnością będzie pasować jeszcze przez następnych sto lat.

Na film wybrałem się ze swoim pięciolatkiem. Gwoli ścisłości, to dziecko zabrało tatę do kina.  :) Co tu dużo pisać. Byliśmy oczarowani seansem. Zauważyłem jednocześnie, że w animacjach kinowych należy wyróżnić nowy gatunek, któremu nadam roboczą nazwę nostalgic animation. Pierwszy raz zauważyłem ten nowy typ filmu w przypadku „Ralpha Demolki”. Tam również oprócz głównej osi fabuły film posiadał dwa zgoła różne źródła radości i uśmiechu, które spływały na widza. Młodszy widz cieszył się z szalonych przygód Ralpha, ja zaś wypatrywałem kolejnych 8-bitowych bohaterów. Ciekawy zabieg producentów. Tutaj jest podobnie.

Główny bohater, Emmet, dla mojej córki ludzik jak ludzik. Dla mnie stary znajomy. Żółta główka, znajomy korpus i złączone nóżki. Podstawowy bohater każdego zestawu Lego, który pozbawiany był głowy i dłoni milion razy. Wiem dlaczego producenci wybrali Emmeta na głównego bohatera. Jeżeli miałeś Lego, miałeś też Emmeta. Zestawu z zamkiem, piratami, kowbojami nie posiadał każdy. Dlatego miliony na świecie będą mogły polubić Emmeta, a później odtwarzać przygody w domu.

Nasz żółtogłowy, podobnie jak obywatel Korei Północnej, pracuje w jedynej słusznej fabryce, słucha jednej piosenki, ogląda jeden program, z którego śmieje się zarówno on, jak i wszyscy mieszkańcy filmowej krainy. Pewnego dnia zostaje mu powierzona misja. Ma zburzyć panujący ład i porządek wprowadzony przez lorda Biznesa, przeprowadzić rewolucję i wnieść radość do tego świata. Oczywiście zostaje wybrańcem wbrew sobie, niekoniecznie ciesząc się z takiego obrotu spraw. Razem z przyjaciółmi, przemierzając kolejne krainy dociera w końcu do celu swej wyprawy. 

Kim jest lord Biznes? To ja, rodzic, który próbuje zagnać dziecko do zabawy według reguł. Ma bawić się tak, jak w instrukcji. Twórcy postanowili wzniecić mały pożar w umysłach naszych latorośli. Ogień jest jednak niegroźny. I chociaż padają rewolucyjne hasła na miarę Owsiakowego „róbta, co chceta”, to zapewniam, że tylko naczelny Frondy może szukać tam drugiego dna. Ale i tak go nie znajdzie, bo nie ma takiego, tu chodzi wyłącznie o zabawę. O to, żeby dziecko było architektem swojej przygody w krainie zabawek, na swoim dywanie. Tak, tam ma panować anarchia i chaos! Niech psuje, buduje samochód na smoku, konia na krokodylu, rekina w zamku. Bo Lego ma rozwijać wyobraźnię.

 lego 5

Genialna animacja, mnóstwo niewymuszonego humoru, trochę strachu (emocje muszą być) i wielki happy end. A, i jeszcze piosenka „Życie jest czadowe” na ustach pięciolatka przez resztę dnia. To wszystko wskazuje na dobrze spędzony czas w kinie.

Film to oczywista promocja duńskich klocków. Widzę oczyma wyobraźni, jak dzieciaki ciągną rodziców po sklepach w poszukiwaniu Lego na licencji DC Comics, Lego Star Wars i innych. Wszystkie one występują w filmie i wszystkie… chciałbym mieć. A po filmie? Wyjęliśmy nasz podstawowy zestaw. Zbudowaliśmy więzienie dla naszego Emmeta, postawiliśmy na straży prosiaczka z zestawu Lego Duplo. Zrozpaczonego Emmeta odbijały samochodziki z zabawek innego producenta. „Lego przygoda” nie każe nam bawić się Lego, każe nam po prostu usiąść na podłodze i pchnąć delikatnie okno wyobraźni naszego dziecka. 

Polecam jako doskonałą i mądrą rozrywkę.

Zwiastun: