Kobieta na tle stepu

Data:
Ocena recenzenta: 6/10

Muszę przyznać, że "Poza stepy" to nie jest rodzaj kinematografii, który lubię. Nie jest mi bliska ani tematyka, ani sposób realizacji, jednak trudno mi nie ocenić go choć trochę życzliwie.

Na projekcję przyszedłem bez przygotowania i ten brak specjalnych oczekiwań na pewno pomógł. Wiedziałem tylko, że to film o Polce wysiedlonej do Kazachstanu, spodziewałem się więc relacji mniej więcej dokumentalnej. Tymczasem film jest mariażem dokumentalnej treści z poetyckim - wizualnie i emocjonalnie - stylem.

"Poza stepy" jest produkcją mocno minimalistyczną. Scenariusz da się streścić w kilku zdaniach, prawie nie ma wprowadzenia, a muzyka pojawia się dopiero przy napisach końcowych, nie ma więc oczywistego wspomagacza emocji, łagodzenia odbioru ani wskazówki interpretacyjnej. Widz jest zdany na własny odbiór i swoje uczucia.

Powstał obraz, który podobno w 90% oddaje rzeczywistość wywózki, jednak mam wrażenie, że rodzinna historia (opowieść jest oparta na życiu babki reżyserki) jest tu raczej pretekstem do sportretowania kobiety w skrajnych warunkach. Nie wiemy skąd pochodziła Nina, przez długi czas nie wiemy jak ma na imię jej mąż i syn, natomiast doskonale wiemy jak się w danej chwili czuje, co przeżywa.

Znawcy tematu podkreślali, że warunki panujące w Kazachstanie, choć nie przekłamane, były jednak trudniejsze niż to pokazano (ziemianki zamiast drewnianych domów, straszna zima i burze przez cały rok), a także że ta historia była raczej szczęśliwa na tle wielu innych, a zalet dokumentalnych upatrywali już w tym, że temat zsyłki został przywołany. Być może Vanja d'Alcantara rzeczywiście miała taką złagodzoną wizję, ale uproszczenie, bliskie ducha offowego, oraz skupienie na jednej osobie podpowiadają mi, że historyczna prawda nie jest głównym motywem tego filmu.

Gwiazdą filmu jest bezapelacyjnie Agnieszka Grochowska - i wywiązuje się z tego zadania bardzo dobrze. To na niej spoczywa największa odpowiedzialność za to, żeby widz się nie zanudził i wczuł w filmową rzeczywistość. O ile w "Pręgach" czy "Warszawie" zagrała postacie bardziej niezależne, to tu musiała tę niezależność bardzo powściągać. Wbita w łachy, przybrudzona i udręczona, czasem niepewna, ale trzymająca się nadziei, bardzo zbliżyła się do postaci, którą grała. Spójrzcie na plakat - trudno w tej twarzy rozpoznać żywą, piękną i niespokojną kobietę z innych jej ról, a nawet z pierwszych scen filmu. Ba, trudno nawet rozpoznać, że to w ogóle Grochowska!

Borys Szyc nie miał tu wiele do zagrania. Jego Roman też jest nieco "przydymiony" - nie epatuje nadmierną męską pewnością, widzimy go tylko w sytuacjach miękkich. Więcej miejsca zajęła postać grana przez Aleksandrę Justę, ale i ona nie miała szans wyjść z cienia Grochowskiej. Pozostało im tylko godnie ją wspierać, co i zrobili. Mnie jednak bardziej poruszyli aktorzy epizodyczni, którzy odtwarzali role lokalnych kacyków - byli chociaż wyraziści. Osobne miejsce zajmują sceny z Kazachami: reżyserka słusznie nie dała tłumaczenia ich rozmów, co pogłębiło wrażenie wyobcowania i zagubienia Niny.

Trudno oglądało mi się film, w którym akcja jest tak ograniczona, jednak ładne ujęcia próbują temu zaradzić. Wrażenie robią zwłaszcza panoramy stepu - przypominały mi wspaniałe, milczące przestrzenie z "Górskiego patrolu". Zakończenie, w którym małżonkowie spotykają się po wojnie w Belgii (reżyserka konsekwentnie nie podpowiada gdzie się to dzieje, co wywoływało nieporozumienia), jest jednak zwieńczeniem tego artystycznego dzieła. Dopiero w tym miejscu te długo wstrzymywane, prawie tylko malujące się na twarzy Niny emocje, znajdują wreszcie dyskretne ujście... I to jest piękne.

Jest jasne, że przeżycia z Kazachstanu nie zniknęły i nie jest to prawdziwy happy end, ale to ciche katharsis dobrze domyka film. Nie wiem jak inni, ale ja jestem wdzięczny, że d'Alcantara tak miękko i personalnie potraktowała szorstki, trudny temat doświadczenia wywózki. Może we "Wszystko co najważniejsze" bliżej jest historycznej prawdy, ale ostatecznie film fabularny nie musi tak się zajmować dokumentowaniem okoliczności i może sobie pozwolić na przyjrzenie się emocjom jednej osoby. To wcale nie musi być mniej prawdziwe.

Zwiastun: