Królicze życie

Data:
Ocena recenzenta: 9/10

Polskie kino ostatnio przebłyskuje różnymi ciekawymi filmami i już nie wstyd ani nie nuda pójść do kina na polską produkcję - taka sama szansa na upolowanie czegoś interesującego jak w kinematografii światowej.

"Królik po berlińsku" to zdecydowanie taka udana próba. Nie wiadomo tylko dokładnie jakiej jest narodowości - jak to królik... Bo tak: ekipa realizacyjna polska, temat i goście niemieccy, a wydźwięk - ogólnoświatowy.

Film opiera się na niezwykłym pomyśle, żeby historię muru berlińskiego przedstawić oczami mieszkających tam futrzaków. Tu nie ma co ęsić-pęsić, 10 punktów za innowacyjność! Ale muszę powiedzieć, że pomysł został też pysznie przygotowany i się nie zmarnował w realizacji. Naprawdę jest się czym pochwalić przed innymi.

Robi wrażenie ogromna praca dokumentacyjna. Całość to przecież głównie masa historycznych materiałów filmowych, które trzeba było wyszperać tak, aby pasowały do koncepcji. Następnie genialny montaż, bo inaczej z dramaturgii i wrażenia spójności byłyby nici. Dalej - efekty specjalne, szczególnie te dźwiękowe. To tylko filmowa kuchnia, ale jak rzadko w tym dziele widać ogromne znaczenie strony technicznej.

Film ogląda się z zapartym tchem. W pierwszej chwili chwyta uwagę i już jej nie puszcza do samego końca, a robi to subtelnie, z poczuciem humoru. Już samo obsadzenie jako narratora Krystyny Czubówny, Pierwszego Głosu Polskich Filmów Przyrodniczych, było niezłym chwytem - boki zrywać, gdy swoim poważnym, aksamitnym altem zaczyna opowiadać dzieje berlińskich królików tak, jakby ludzie byli tylko epizodem w ich egzystencji!

Głos jednak byłby pustym dowcipem, gdyby nie felieton w tle, a ten - jak wyśledziłem w napisach końcowych - napisał... Michał Ogórek. W swoim tekście pozbył się prawie wszystkich akcentów humorystycznych poza dwuznacznością, i w tym okazał się świetny.

Dosłownie każde zdanie pasowało zarówno do zwierzątek, jak i obywateli NRD. To nieco bawiło, ale też i budziło we mnie coraz większe przejęcie, od którego nie sposób było się uwolnić. Jak to jest, że o ludziach da się mówić jak o stadzie królików?! Gdzie ich godność? I to jest właśnie clue programu, ten najważniejszy przekaz historyczny. Gdy w pewnym kadrze para ludzi patrzy nieruchomo przez wyrwę w murze, wyglądają jak para ogłupiałych, niemych królików. Ich też zmiany zupełnie przerastają.

Ciekawe, że być może najlepszy film (a już prawie na 100% najlepszą alegorię!) o Murze Berlińskim nakręcili Polacy. Można się obawiać, że to rocznicowa akademia ku czci, bo akurat minęło 20 lat od zburzenia muru, ale to lęk zupełnie nieuzasadniony. Dla mnie to podobny przypadek jak "Śmierć jak kromka chleba", gdzie na kanwie obrosłych już legendą wydarzeń historycznych udało się stworzyć autentyczną sztukę. Tu akurat bardziej swobodną.

Oglądałem "Królika po berlińsku" w szczecińskiej "Kiniarni" i to dodatkowe niezwykłe przeżycie: w kawiarni w dolnej kondygnacji kina "Pionier", przy stolikach (na bilecie rząd to stolik, a miejsce - krzesełko), z profesjonalnym projektorem stojącym luzem za kontuarem, było bardzo oryginalnie i kameralnie. Ale nawet w zwykłym kinie warto ten film zobaczyć, gdy tylko się pojawi w waszej okolicy.

Zwiastun:

Królik to nie gryzoń.

A poza tym recenzja bardzo dobra, a film genialny.

Fakt, poprawiłem. Choć i tak twoje "Trusie" najlepsze. =}

Przyłączam się do zdania Aquilla- recenzja bardzo dobra, a film genialny. Słuchałam w trójce rozmowy z Bartkiem Konopką -jego żona ma termin porodu zbieżny z rozdaniem oskarów, jeśli dziecko( pewnie mały Oskarek) urodzi się wcześniej, to pojadą razem. Dodam jeszcze,że króliki w roli głównej zrobiły na Amerykanach piorunujące wrażenie.

Nie zjadłem marchewki tego wieczora ani nie przytuliłem się czule do zwierzątka domowego. Po seansie myślałem i pierwszą rzeczą, jaką mi podsunęły moje zaktywowane neurony był początek filmu „Autostopem przez Galaktykę” i cytat: „Jest znanym i uznanym faktem, że nie wszystko jest takim, jakim się wydaje. I tak, na planecie Ziemia ludzie obwołali się najinteligentniejszym gatunkiem, będąc w istocie dopiero na trzecim miejscu”.

"Drugie miejsce zajmowały delfiny, które, co ciekawe, od dawna wiedziały o nieuchronnej zagładzie Ziemi. Usiłowały przestrzec ludzi, ale większość komunikatów wzięto za podbijanie nosem piłki i gwizdanie o smakołyki. Postanowiły zatem opuścić Ziemię własnym sumptem. Ostatnią delfinią wiadomość uznano za ambitną próbę wykonania salta w tył przez obręcz, przy jednoczesnej próbie gwizdania hymnu Stanów Zjednoczonych. Tymczasem brzmiała ona tak: „Na razie i dzięki za rybki”. :)

Kurczę, same pochwały dla długouchych. Muszę to w końcu obejrzeć. Fajna notka. :)

Najgorsze, że z samego filmu niewiele się da wycisnąć do recenzji - wszystko co w nim dobre widać jak na dłoni i trzeba by użyć wyobraźni albo kinomańskiego oka, żeby wyszło coś więcej niż ta moja reklamówka.

Na szczęście film sam się broni. Jest zabawny, ale tylko stosownie do akcji, gdy trzeba robi się smutny i gorzki, nie fiksuje się na wesołkowatości.

10 za efekty specjalne? Które konkretnie? :)

Dźwiękowe - gdybym nie pomyślał, że tych dźwięków nie mogli tak nagrać jak one brzmią, to bym myślał, że to normalnie zrobili! =}

Dodaj komentarz