Sztuczki

Data:
Ocena recenzenta: 5/10

Oj, nie udał nam się latoś Jeunet, nie udał... Jakiś kryzys (tfu!) twórczy usiadł mu na piersi i zdrowo ucisnął, że bidak ledwie zipnął.

Wymyślił sobie Bazyla po bożemu, jak to artysta wyobraźni: sześć dni dumał na przyzbie, machorki nie zapalił, gorzałki nie popił, wcale nie jadł, baba ręce załamuje, dzieciska w podartych koszulach dokoła biegają - a on nic, siedzi i coś w głowie majdruje! Dopiero na siódmy dzień stworzył swoje kolejne Uniwersum. I zaludnił je dobry Jeunet poczciwymi ludkami, prostymi, żyjącymi w zgodzie z naturą swojego ułomnego świata - bo takimi samymi ułomnymi. Ale każdemu dał magiczne moce, które może i mikre są, ale wyjątkowe, a wiadomo, że jak coś się ma, to trzeba pokornie dziękować za dar, bo on zawszecik po coś jest.

Zamieszkała ta rodzina-nie rodzina na złomowisku i wszystkim, co jej podarował sam Jeunet, ciesząc się lub to pożytkując, albowiem nie ma takiej śrubki, która już nie ma swojego celu, jeśli nadal ma łebek, gwint i nakrętkę. Trza tylko z ziemi ją podnieść i rdzę wytrzeć, a odwdzięczy się, dumna, że może znów działać na chwałę twórcy. Ale zważcie, żeby nie popaść w zdradliwe i nieprzystojne myśli, że Wtórny Obieg pozwoli dostąpić Doskonałości. Kto tak myśli, ten popiołem powinien posypać czoło, albo i w niebo znienacka wystrzelon będzie, choć wcale nie chciał tam polecieć!

Bazyl to też poczciwina, sierotek po tacie, co wcześnie go odumarł, a i po wuju Chaplinie spadku nijakiego nie odziedziczył, tylko słabość do uroczych, skromnych niewiast i fason, który trzeba trzymać nawet, gdy głód w oczy zagląda. Widać Jeunet najjaśniejszy dojrzał tego skromnego człeka, za krzywdy dał schronienie wśród złomowej braci i pozwolił szukać sprawiedliwości.

A bo i nie wiedzieć kto chaos zaczął szerzyć w światku-wyklepku, broń wszelką produkując i wielkie pustki nią czyniąc. Nawet i dwóch takich się za niecny proceder wzięło! A że skrzywdzonemu nagroda nie zawsze w niebie czeka, ujął się dobry Jeunet za nim i pozwolił garściami czerpać z cudownych zdolności druhów.

Ale sam nic już nie uczynił. Usiadł i zobaczył, że to było dobre, nijak więc już nie objawiał swojej mocy. A są i tacy - psi ich urok! - co mówią, że zapomniał dobry Jeunet o swoich nieborakach, i poszedł spać po trudzie wielkim, abo i prerogatywów swoich wielkich a tajemnych użył, ażeby ordynaryjnie zadem się odwrócić, w co w żaden sposób wierzyć się nie godzi i niech języki im poschną!

I tak to ludkowie prości jasnym duchem natchnięci cudeńka czynili, co wielce pożyteczne się zdały i skutek swój zamiarkowany wprzódy osiągnęły. Wielce ucieszne niektóre one przygody były, aże brzuch przed rozpukiem utrzymać było trzeba, ale nie za długo, bo ci już następna scena do przodu słusznego swego iść musiała. Ale kto by dochodził o sens jaki większy, ten pychą wiedzion i do zguby idzie, bo wszystka pożądliwość o coś więcej, niż sprawiedliwie oczom należne, a w obfitości wielkiej podarowane, ode Złego idzie. Niech tedy włosienicę wdzieje, padnie na twarz i błaga Jeuneta o przebaczenie, by go nie raził grom jasny z nieba i członków trąd mu nie wygryzł!

I pamiętajcie to jeszcze na koniec: zaprawdę prawdziwa piękność w ruchomych obrazach tkwi, a najwięcey w tych niepokolorowanych, co je tylko prostaczki zrozumieć mogą, i one wiedzą, co się w życiu zdarzy!

Tako rzecze Jeunet, prawda, i innej prawdy nie ma.

Zwiastun: