Zatrucie tlenem

Data:
Ocena recenzenta: 6/10

Skoro z dekalogu dało się zrobić całkiem niezły serial telewizyjny, to dlaczego nie film hip-hopowy o podstawowych wartościach w życiu? Nie ma przecież z góry nadanych reguł jakie formy pasują do jakiego typu przekazu, poza tradycją naturalnie. Ale od czasu do czasu ktoś z tradycją zrywa i wychodzi mu to na dobre, a jak ma szczęście, to nawet zapoczątkuje nową szkołę.

"Tlen" Wyrypajewa nie ma aż takich ambicji ani potencjału, niemniej nie nazwać tego filmu innowacyjnym byłoby grzechem przeciw X muzie. Nie dość, że same utwory są w rapowanej stylistyce, to całość spina playlista, więc odwołanie muzyczne jest jeszcze silniejsze. Trochę się tego można było spodziewać, to znaczy nie dosłownie, ale Wyrypajew nie podchodzi do tekstu z nabożeństwem i pozwala mu pełnić funkcję podrzędną, przynajmniej on sam tak twierdzi.

Film ma dwoje bohaterów, ale odniosłem przemożne wrażenie, że mówi w nim jeden głos, który tylko jest rozpisany na dwoje aktorów. Autor scenariusza, Wielki Tekściarz, czy może autor sztuki - bo aż trudno mi uwierzyć, ale przecież film został oparty na sztuce teatralnej! Użyte środki jednak są tak dalece filmowe, że nijak nie widzę tego na deskach scenicznych. Zresztą powiedzmy na głos "teledysk na scenie" - i posłuchajmy, jak to dziwacznie brzmi...

"Tlen" jest muzycznie umieszczony w ramach listy utworów, a wizualnie - w ramce dokoła ekranu. Dla mnie to jest świetny element, trzyma całość jakby w nawiasie, daje widzom dystans do tej dziwnej autorskiej wypowiedzi. Podobnie jak chwilowe zaburzenia wizji (od razu skojarzyło mi się z "Wojną polsko-ruską") czy wręcz jej nagłe zaniki. Gorąca treść jest podana w technologicznym i nowoczesnym sosie, który z jednej strony jest bliższy współczesnemu widzowi, a z drugiej jednak studzi ten ludzki przekaz. To trochę jak rozpalona lawa wpadająca do morza - na ich styku powstają niezwykłe kształty.

Monolog - bo upieram się, że to wypowiedź jednej osoby, maskującej się pod dwoma postaciami - autora jest nieopanowaną falą improwizacji kręcącej się wokół szaleńczej miłości do drugiego człowieka i sensu życia, także tego zawartego w szale religijnym.

O wnioski jednak będzie raczej trudno, o ile to w ogóle możliwe. Wyrypajew zasłuchał się w melodię słów i snuł sobie wokół nich nieortodoksyjne refleksje o moralności. Najwyraźniej chciał po prostu przyjrzeć się temu, jak można zaczadzieć od nadmiaru tlenu, nie oceniając gdzie granica między potrzebą wartości w życiu (dowolnie zdefiniowanych) a ich strasznymi konsekwencjami.

Jeszcze można by bronić tezy, że niebezpiecznie jest jeśli ktoś w wyniku tej gorączki umiera, ale myślę, że raczej były to tylko prowokacyjne przypadki do rozważenia we własnym sumieniu. Autor się zresztą ironicznie odżegnywał od przypisywania jakiegoś sensu tym wszystkim słowom, które leją się z ekranu przez cały seans. To oczywiście nie jest tak, że film jest bełkotem, ale autor nie chce zwalniać widzów z wysiłku określania się samemu wobec naświetlonego z grubsza problemu.

Wolę jednak wyraźniejszą obecność autora w filmie, jaśniejsze przekazy, do których i tak się jakoś ustosunkuję, dlatego nie oceniłem filmu bardzo wysoko - on jest bardzo udatnie zrealizowany, ale nie zapisze mi się mocno w pamięci.

Ciekawe, że na sali widziałem kilka osób starszych - jak się domyślam, znających kino rosyjskie czy nawet radzieckie. Chciałbym usłyszeć, jak oni odebrali ten film. To, że produkcją zajął się bodaj znany "Mosfilm" czy inne tego typu kojarzące się drobiazgi realizacyjne, które wyłapałem w napisach końcowych, nie mają jednak nic wspólnego z samym filmem, który jest po prostu uniwersalny i na wskroś nowocześnie zrobiony.

Dla mnie interesująca jest wszechstronność Wyrypajewa, który zrobił delikatną, pełną stepowej przestrzeni "Euforię", a teraz agresywną, ironiczną i zamkniętą w ramce opowieść afabularną. Jeśli zrobi kiedyś trzeci film, to chyba sam diabeł nie odgadnie, jaki on będzie...

Zwiastun:

Dzięki, że napisałeś. Chciałam zobaczyć ten film, nawet się zastanawiałam, czy iść na "Tlen", czy na "Las". Wygrał "Las", ale "Tlen" też muszę obejrzeć. ;)

Dodaj komentarz