Filmowe podsumowanie 2013 r.

Data:

W 2013 r. obejrzałam 464 filmy pełnometrażowe, niektóre po raz kolejny, zdecydowaną większość pierwszy raz. Starałam się zapoznawać zarówno z filmami nowszymi, jak i z klasyką, dlatego w podsumowaniu roku postanowiłam pokazać zarówno filmy z lat 2012/2013, jak i odkrycia, które poczyniłam w starszych produkcjach.

To był rok, w którym widziałam za dużo filmów typu American Pie (i za dużo filmów z tej właśnie konkretnej serii). Nie liczyłam średniej z ocen, które wystawiłam, ale pewnie nie byłaby zbyt wysoka. Oglądałam dużo kiepskich filmów (głównie amerykańskich), nie na wszystkich dobrych filmach się poznałam. Z uporem maniaka oglądałam (i zamierzam to kontynuować) filmy nowej fali – włoskiej, francuskiej, czeskiej (najbardziej nieoczekiwane odkrycie: Vera Chytilová). Nie odpuściłam też serialom i temat zgłębiam również w 2014 r.

Moje dziewczęce serduszko cieszyły filmy typu Lola versus czy Frances Ha. Zawiodły jak zwykle sci-fi (oprócz jednego, o czym później). Odkryciem roku były dla mnie obrazy Hamony’ego Korine’a, Leosa Caraxa i Johnnie’go To, w nieco mniejszym stopniu również Tetsuya ‘a Nakashima.

Ze starszych filmów największe wrażenie zrobił na mnie Idź i patrz, Elema Klimova z 1985 r. To najlepszy film antywojenny, jaki widziałam. Twarz chłopca głównego bohatera mam nadal przed oczami. Poza tym filmy czeskiej nowe fali – Intymne oświetlenie Ivana Passera, wczesne czeskie filmy jego przyjaciela Milosa Formana, czy O uroczystościach i gościach, Jana Nemeca. To filmy absurdalne i poważne jednocześnie. Wielkie wrażenie zrobił na mnie również słowacki Sklep przy głównej ulicy, Jana Kadara i Elmara Klosa ze świetną rolą polskiej aktorki, Idy Kamińskiej.

Numer 1

Z nowszych produkcji moim numerem jeden tego roku jest Kongres w reżyserii Ariego Folmana. Nie przypuszczałam, że uda mu się trudna sztuka uwolnienia spod uroku książki i zrobienia niezależnego od niej arcydzieła filmowego. Film jest rozbuchany intelektualnie i imaginarnie w równym stopniu co książka. Ale ma jeszcze coś ponad to, co Folman dodał od siebie. I ma Robin Wright. Zachwycił mnie rozmachem i pięknym wątkiem uczuciowym.


.
.
.
Pozostałe numery

Kolejnych filmów nie umiem uszeregować w zgrabny ranking. Świetnie się bawiłam na Wenus w futrze, Romana Polańskiego. To majstersztyk wybitnego reżysera, bawiącego się w wirtuozerski sposób materią filmową (więcej superlatyw nie wcisnę w to zdanie), a także popis aktorski żony reżysera.

Zachwyciły mnie też najnowsze filmy Leosa Caraxa (Holy motors) i Carlosa Reygadasa (Post Tenebras Lux). Oba surrealistyczne i piękne. Od nich zaczęłam zapoznawać się z twórczością tych reżyserów. To niepokojące kino, momentami szokujące, przez cały czas zachwycające. Oglądanie takich obrazów jest wyzwalające dla umysłu.

Po 9-letniej przerwie w tym roku premierę miała kolejna, trzecia już część, filmu Richarda Linklatera nt. Jesse i Celine, Przed północą. Film opierający się na ciętych dialogach między przeżywającymi kryzys w związku małżonkami, pamiętanymi jako romantyczna para z poprzednich części. To mój ulubiony romans kinowy, czekam na dalszy rozwój akcji.

Harmony Korine w Spring Breakers rozprawił się w sposób mistrzowski z popkulturą. Rozsadził ją od środka.

Zaś Cheryl Dunn zrobiła film, który chciałam obejrzeć tylko dlatego, że w jego tytule jest Nowy Jork. Nowojorska ulica w obiektywie zaskoczyła mnie, bo to nie film o fotografiach, ale fascynująca opowieść o niezwykłych ludziach i niezwykłym mieście. O ludziach, którzy temu miastu robią zdjęcia, którzy to miasto kochają, którzy starają się je poznać od podszewki. To w zasadzie opowieść tylko o ludziach, bo miasto to przecież też ludzie.

Rozczarowania

Największym rozczarowaniem tego roku była dla mnie ekranizacja klasyka amerykańskiej literatury, Wielkiego Gatsby’ego. Film, który wymknął się Bazowi Luhrmannowi z rąk. Przedobrzony, nudny, nieciekawie kiczowaty. Zawiodłam się też na moich ulubionych reżyserach. A może inaczej: naczelny rozczarowywacz Woody Allen nie zawiódł – znów rozczarował. Zakochani w Rzymie, to może i ładna pocztówka, ale w porównaniu do starszych komedii Allena toporna i głupawa. Promised Land, Gusa van Santa również zbyt sztampowy jak na twórcę świetnego Słonia. Stoker, Park Chan-wooka chyba potwierdza syndrom Wong Kar-wai’a, który najgorszy swój film zrobił poza Azją. Wizualnie piękny, reżyseryjnie dopieszczony, ale poza tym banalny. O Wielkim mistrzu, Kar-wai’a, tylko napomknę ku pamięci, bo nawet nie powinnam była tego oglądać..

Spis filmów obejrzanych w 2013 r.

Podoba mi się ta ugruntowująca się nowa tradycja indywidualnych podsumowań. No i cieszę się, że są więksi filmożercy ode mnie ;)

Jestem wzruszona, że mogę być przy narodzinach tej nowej świeckiej tradycji.

Dodaj komentarz