O romantykach

Data:
Ocena recenzenta: 4/10
Artykuł zawiera spoilery!

Od razu uprzedzam, że ta recenzja to jeden wielki spoiler, w związku z czym jeśli ktoś planuje obejrzeć ten film i dobrze się bawić, niech nie czyta.

Informacja dla osób, które chciałyby obejrzeć „The Romantics”: zdecydowanie nie warto! Jest tyle przyjemniejszych sposobów, w jakie można zmarnować 2 godziny życia!

Grupka przyjaciół spotyka się w wielkim domu nad oceanem, aby wziąć udział w ślubie dwójki z nich. Podczas dwóch dni i jednej nocy w wychodzą na jaw tajemnice i skrywane uczucia każdego z nich.

Brzmi co najmniej interesująco, prawda? Film został też zrobiony tak, aby klimatem przypominać „Rachel wychodzi za mąż”. Jest miejsce i na śmiech (scena próbnej kolacji, podczas której wszyscy mówią to, czego nie powinni, jest zaskakująco dobra), i na łzy. Do tego jeszcze prawdopodobnie większość aktorów zagrała w tym filmie, aby wyjść z szufladki, do której włożyło ich Hollywood: jest Anna „Sookie Stackhouse” Paquin, Katie „Joey Potter” Holmes czy Josh „Transformer” Duhammel, co oznacza, że można by spodziewać się, ze wszystko, aby jak najlepiej wypaść w nowej roli.

Wszystko jest gładko i pięknie, dopóki widz nie zacznie zastanawiać się nad tym filmem głębiej.

„The Romantics” ma pokazywać skomplikowane relacje międzyludzkie. Czym jest przyjaźń i w jakim stopniu można ją poświecić dla miłości, i vice versa, oraz jak jedna prosta decyzja może zniszczyć komuś życie. Niestety cała fabuła jest tak niedorzeczna, że nawet nie wiem, jak jej opisanie przejdzie mi przez klawiaturę: A odbija B, swojej najlepszej przyjaciółce, faceta. B ciągle jednak okazjonalnie się z nim spotyka, ponieważ (niespodzianka!) wciąż go kocha. A i B, mimo takiego „szczegółu”, ciągle pozostały w dobrych kontaktach, w związku z czym, gdy facet postanawia się oświadczyć A, nawiasem mówiąc krótko po tym, jak wyjdzie z łóżka B, A postanawia poprosić B, aby ta została jej pierwszą druhną. Oczywiście B, zamiast wyzwać A od najgorszych i trzasnąć słuchawką, godzi się. A facet? Facet tak naprawdę to ciągle w pewnym stopniu kocha B, ale z A zadał się z rozsądku, ponieważ jako neurotyczny typ potrzebował kogoś, kto chwyciłby go za twarz. B nie nadaje się do tego, w przeciwieństwie do A...

W filmie pojawia się też masa wątków pobocznych, których morałem jest, że przyjaźń jest nieważna, zaufanie jest przereklamowane i nie należy przejmować się tymi przestarzałymi wartościami, skoro można sobie choć trochę pobzykać bez zobowiązań.

Może jestem dziwna, staromodna i nic nie wiem o świecie, ale dla mnie brzmi ona tak, jakby została wymyślona przez jakiegoś kosmitę, który wiedzę o gatunku ludzkim bierze z przypadkowych przekazów telewizyjnych.

Niestety obsada nie jest w stanie uratować tej piramidalnej bzdury. Trójka wymieniona na początku nie postarała się i zagrała tak jak zwykle: Paquin to rozsądna Sookie, Duhammel – trochę bardziej neurotyczny bohater ‘rom-comu’, a Holmes to Joey, która rozstała się raz na zawsze z Dawsonem. Oprócz wymienionych wyżej aktorów w filmie grają Elijah Wood i Candice Bergen, którzy – przyznaję – zagrali rewelacyjnie. Niestety pojawili się na ekranie za krótko, żeby móc poprawić moje zdanie o „The Romantics”.

Dlatego też cieszę się, że na razie nic nie wskazuje na to, aby ten film ukazał się w Polsce. Bardzo lubię Annę Paquin i wolę, żeby była kojarzona z rolą, którą zagrała jako dziecko i świetnym serialem, niż z takimi gniotami…