Śluby panieńskie, czyli recenzja bez odniesienia

Data:
Ocena recenzenta: 7/10

Zawsze, kiedy oglądam jakąś ekranizację, zastanawiam się, jak ją oceniać. Jako ekranizację - co niejako narzuca się samo, kiedy reżyser skopie sprawę i zrobi coś zupełnie bez polotu, "fajności", ani jakiegokolwiek związku z oryginalnym dziełem (jak Eragon), czy jako historię - kiedy odrzucamy w ogóle fakt, że to ekranizacja, oraz skupiamy się na ogóle, na przekazie, na filmie. "Ślubów panieńskich" Fredry nie czytałem, więc w tym przypadku problemu nie było.

Na film Filipa Bajona chciałem iść praktycznie od momentu, kiedy pierwszy raz zobaczyłem plakat, zwiastun w metrze czy telewizji... nie pamiętam już, co było pierwsze. Fakt faktem, że kampania reklamowa jak dla mnie świetna. Pierwsze entuzjastyczne recenzje (których nie czytałem, ale koledzy mówili, że były) tylko mnie w tym pragnieniu utwierdziły. No i poszedłem. Z klasą, w czasie godzin lekcyjnych... poszedłem. ;)

I po tym przydługim wstępniaku możemy przejść do właściwej recenzji - film nie zawiódł moich oczekiwań. I właściwie na tym mógłbym zakończyć, gdyby nie fakt, że od recenzji wymaga się raczej czegoś więcej, niż jednego zdania, w dodatku nie-złożonego, i nawet nie rozpoczynającego się Wielką Literą, jak na porządne zdanie przystało. Więc napiszę więcej - film na początku pozytywnie mnie zaskoczył, potem było lekkie zdziwienie, wielkie WTF, które zaraz przerodziło się w rozbawienie, nerwowe oczekiwanie, sielskie obrazy z życia wsi, oraz emocjonujące zakończenie. Słowem - trzymał w napięciu aż do samego końca. Wciągająca historia dwóch "sióstr", które przysięgają nigdy nie wyjść za mąż, a wcale takie brzydkie (obie) ani niewinne (przynajmniej Klara) nie są, oraz dwóch zakochanych w nich mężczyzn jest jednocześnie abstrakcyjna, jak i niezwykle bliska naszej szarej egzystencji. Pewnie spora w tym zasługa geniuszu literackiego Fredry, nie reżysera, nie wiem, nie czytałem (ale zamierzam, już po obejrzeniu filmu, chociażby, żeby skonfrontować go z oryginałem).

Na pewno reżyser dodał coś od siebie (to wspomniane "WTF"), które jednak, za którymś razem w końcu do mnie przemówiło, na pewno w filmie wystąpiła śmietanka polskiego aktorstwa "nowego pokolenia", na pewno nie każdemu się on spodoba. Ale mi się podobało.