Sean, wracaj do dramatów!

Data:

„Gunman: Odkupienie” na pewno nie jest filmem, na który ktokolwiek czekał. Ot, kolejna sensacja z aktorem po 50-stce, który nie ma pojęcia, co dalej zrobić ze swoją karierą. Sean Penn chciał podążyć tropem swoich kolegów i stać się emerytowanym twardzielem, który dobrze wypada na ekranie, a miliony z chęcią go oglądają. Niestety, zarówno artysta, jak i jego wielbiciele (w tym ja), musieli się przekonać, że również on ma swoje granice oraz pewne role zdecydowanie nie są mu przeznaczone.

James Terrier (Sean Penn) pracował niegdyś jako snajper dla amerykańskich służb w Kongu. Po zabiciu na zlecenie jednego z ministrów tego afrykańskiego kraju zostaje zmuszony do pozostawienia swojego dotychczasowego życia i ukochanej. Osiem lat po tych wydarzeniach James wraca na Czarny Ląd, gdzie pracuje w organizacji humanitarnej. Jednak zaczynają go tam ścigać wykwalifikowani mordercy. Aby dowiedzieć się, co się stało z pozostałymi członkami akcji, w której brał udział oraz zdobyć informację o tropiących go zabójcach wyrusza najpierw do Londynu, a później do Barcelony. W tym ostatnim mieście dopadną go duchy przeszłości, gdy spotyka dawną kochankę (Jasmine Trinca), która teraz wiedzie życie z ich dawnym znajomym z Konga. Czy uda mu się odkryć prawdę o wydarzeniach sprzed lat? Czy dawna miłość powróci?

To rodzaj filmu, który równie dobrze można by oglądać robiąc tuzin innych rzeczy lub kilkakrotnie go przyspieszając, a i w takim wypadku śledzenie fabuły przychodziłoby z łatwością. Powielone schematy, sztampowe rozwiązania fabularne to jednak nie wszystko, co w tej produkcji działa człowiekowi na nerwy. Już sam podtytuł – „Odkupienie” – powinien być ostrzeżeniem. Główny bohater przesiąknięty potrzebą zadośćuczynienia dawnych krzywd to motyw będący raczej sztandarem kina klasy B, a nie hollywoodzkich produkcji. Czas podobnych fabuł już się skończył, bo temat został w znaczącej większości wyeksploatowany i nawet fani gatunku nie są w stanie pokochać tego samego filmu po raz kolejny.

Pseudopolityczne, pseudospołeczne tło staje się kolejnym minusem rozwlekłej, niezajmującej produkcji. Nie rozumiem, po co twórcy na siłę chcieli stworzyć coś więcej niż porządny film akcji. Zaangażowanie w sprawy trzeciego świata, ogólne zepsucie, działalność rządowych organizacji stają się tematami wręcz żenującymi w obrazie należącym do tego gatunku.

Produkcja twórcy „Uprowadzonej” także ma w sobie zbyt dużo miłosnego dramatu (tym bardziej, że w jakikolwiek sposób nie jest on przekonywujący, bo pomiędzy Pennem oraz Jasmine Trinca nie ma żadnej chemii). Rzucanie się sobie w ramiona po latach rozłąki (pomimo, że dziewczyna nie ma pojęcia, czym jej facet się zajmował) czy poświęcenie namiętności na rzecz pracy raczej mdli niż wzrusza wzbudzając prawdziwe emocje.

„Gunman” ma właściwie tylko jedną dobrą scenę, która ratuje obraz przed totalną nudą. Jatka w hiszpańskim domu, kiedy główny bohater wykazuje się umiejętnościami najlepszego zabijaki rekompensuje część ślamazarnie toczącej się historii. Nawet te późniejsze sekwencje, które wydawać by się mogły w jakikolwiek sposób poruszające wywołują jedynie nieśmiałe ziewnięcie.

Jak już wspomniałam, Sean Penn wypada niekorzystnie, niewiarygodnie i po prostu źle jako twardziel z licznymi zmarszczkami, który porzucił swój karygodny tryb życia. Przez cały film jego twarz ma taki sam wyraz – skrzywiony, zgorzkniały facet, którego z pewnością coś boli. Javier Bardem, który nie otrzymał zbyt wiele ekranowego czasu, również nie wykazał krztyny zaangażowania. Dodajmy do tego jeszcze bezbarwną Jasmine Trinica’ę to otrzymamy trio prezentujące kiepskie aktorstwo w słabym filmie.

Produkcja Pierre’a Morela jest kolejną w swoim gatunku, która niczym się nie wyróżnia. Niestety, nie znajduję nic, co by ratowało ją przed słowem – „przeciętny” oraz wyrażeniem „taki sam jak reszta”. Tę historię oglądaliśmy już nie raz, nie dwa i pewnie spotkamy się z nią jeszcze kilka tuzinów razy. Smuci tylko to, że znakomity aktor chciał się stać drugim Liamem Neesonem, a ewidentnie źle wypada jako emerytowany twardziel.

Zwiastun: