Witamy w Wayward Pines!

Data:
Ocena recenzenta: 8/10

Do Wayward Pines nie przyjeżdża się celowo. Do Wayward Pines trafia się przypadkiem. To podróż w jedną stronę, bo z wyizolowanego miasteczka nie można się wydostać. Tutaj nic nie jest pewne, a czas płynie inaczej niż normalnie. Powstały na podstawie trylogii Blake’a Croucha nowy serial stacji FOX to kwintesencja dziwności oraz niesamowita lawa tajemnic, na których rozwikłanie widz jest zmuszony trochę poczekać. „Miasteczko Wayward Pines” można porównać z wieloma podobnymi seriami, lecz fabularnie i klimatycznie z pewnością dla wielu widzów będzie wyjątkowy.[

Agent Secret Service, Ethan Burke (Matt Dillon) wyrusza na poszukiwania dwóch zaginionych funkcjonariuszy – w tym jego partnerki Kate Hewson (Carla Gugino). Jego pierwszym celem jest miasteczko Wayward Pines, Idaho. Lecz tuż przed dotarciem do celu ulega samochodowemu wypadkowi – w jego auto wjeżdża ciężarówka. Mężczyzna budzi się w szpitalu w Wayward Pines, gdzie czuwa przy nim dziwna pielęgniarka Pam (Melissa Leo). Od pierwszych chwil po przebudzeniu Ethan zaczyna podejrzewać, że z miejscem, w którym się znalazł jest coś nie tak. Po wyjściu ze szpitala próbuje się dodzwonić do siedziby w Seattle, w której pracuje, lecz… odbiera wyłącznie jakaś nierozgarnięta sekretarka mówiąca, że przekaże wiadomość. Burke nie może się także dodzwonić do żony i syna. Z każdym kolejnym zdarzeniem zaczyna się zaczyna być bardziej podejrzany. Poznaje kolejnych mieszkańców, pojawiają się kolejne tajemnice, których nie sposób rozwikłać. Czym tak naprawdę jest Wayward Pines? Czy Ethanowi będzie dane ujrzeć jeszcze rodzinę?

Po pierwszych odcinkach „Miasteczka Wayward Pines” naprawdę nie wiadomo, czego się spodziewać dalej. Już na początku dowiadujemy się, że mieszkańcy nie posługują się tam prawdziwymi dolarami, że istnieje kodeks, którego trzeba bezwzględnie przestrzegać, a także, że odbywają się tam publiczne egzekucje. Lecz czemu nie można mówić o swojej przeszłości? Czemu z miasteczka nie można się wydostać? Co jest nie tak z czasem z tym miejscem? Pytania mnożą się bez końca, a odpowiedzi nie przychodzą tak łatwo, jakbyśmy chcieli. Wayward Pines wymaga cierpliwości zarówno od swoich mieszkańców, jak i od widza, który śledzi ich losy.

Serial Chada Hodge’a łączy w sobie kilka różnych gatunków. Najzabawniejsze jest to, że można mu przypisać kolejne, w miarę oglądania następnych odcinków. Oscyluje wokół thrillera, akcji, dramatu, nie mówiąc już o tych, które przychodzą na myśl w trakcie oglądania końcowych epizodów.

Nie sposób również pominąć w opowieści o Wayward Pines reżysera serialu – M. Nighta Shyamalana, twórcy „Szóstego zmysłu”. Jak zapewne większość z Was wie, po nakręceniu niebywałego hitu z 1999 roku, twórca nie zdołał już wspiąć się na wyżyny swoich możliwości. Jednak w przypadku serialu Chada Hodge’a nieco udało mu się przemycić autorskich znaków. M. Night Shyamalan wywołuje taki sam szok w widzu, jaki wywołał w kultowym już obrazie, i to nawet kilkakrotnie w trakcie trwania dziesięcioodcinkowej serii.

Co ciekawe, nie dopatrzyłam się jakichś szczególnych logicznych dziur w serialu. Podejrzewam, że twórcy pieczołowicie zadbali o detale oraz o to, aby ekranizacja trylogii była jak najwierniejsza (swoją drogą, nie mogę się doczekać, aby przeczytać książki Blake’a Croucha). Wszystko jest uporządkowane na tyle, na ile to możliwe, biorąc pod uwagę tempo rozwoju wydarzeń.

Pomimo tego, że akcja rozgrywa się właściwie tylko w niewielkim, wyizolowanym miasteczku, naprawdę bardzo szybko się rozgrywa. Mnóstwo zwrotów akcji w każdym z odcinków, a w dodatku przecież wszystkie epizody kończą się cliffhangerem. Napięcie trzyma przez każdą minutę każdego odcinka, a tajemnic przybywa z każdą sceną – nie sposób się znudzić, bo „Miasteczko Wayward Pines” wciąga jak diabli.

Choć sam zarys postaci wypada blado oraz mdło, to aktorsko serial wypada bardzo dobrze. Matt Dillon ma twarz prawdziwego mężczyzny, który zawsze wygląda, jakby komuś groził albo miał oddać bohatersko życie. Jednak moje serce skradła Melissa Teo, która znakomicie wczuła się w bohaterkę oraz swoją mimiką ukazuje każde, najmniejsze nawet zawahanie. Podobna rzecz ma się z Toby’m Jonesem i Terrencem Howardem, na których grę należy zwrócić uwagę – a nie zdradzę zbyt wiele, jeśli napiszę, że postacie, w których się wcielają odgrywają pewną rolę w śledzonej przez widza historii.

„Miasteczko Wayward Pines” to serial, który budzi dreszcze i sprawia, że włos się jeży na głowie. Atmosfera przepełniona dziwnością, wywołująca wręcz niekiedy lęk, to niejedyny atut serialu. Świetna muzyka, dobra obsada oraz niezliczona ilość tajemnic, które potęgują ciekawość dopełnia obraz Chada Hodge’a i czyni z niego produkcję, na którą zdecydowanie warto poświęcić nieco czasu.