Cracks - zaczyna przeciekać...

Data:
Ocena recenzenta: 6/10


Cracks obejrzałem przez przypadek. Dosłownie. W ramach Londyńskiego Festiwalu Filmowego wybrałem się na jedyny polski film, Tatarak Andrzeja Wajdy. Niestety, w kinie zerwała się taśma i miła pani zapowiedziała, że pokaz się nie odbędzie, a zamiast tego obejrzeć będzie można film córki Ridley'a Scotta. 80% widzów opuściło salę. Ja zostałem i nie żałuję.

Cracks to film tajemniczy. A ja lubię tajemnice. Szczególnie gdy mają one sens.

Film opowiada o grupie dziewczyn uczących się w szkole z internatem, ulokowanej malowniczo na jednej z małych wysp wchodzących w skład Wielkiej Brytanii. Młode Angielki uczęszczają na tradycyjne zajęcia lekcyjne, a dodatkowo uczestniczą w organizowanych przez piękną i tajemniczą Panią G. (Eva Green) lekcjach skoków do wody, będących alternatywną formą wychowania fizycznego. Po zajęciach jest czas na zabawę. Nauczycielki nie są zbyt surowe, a pani G. staje się najlepszą przyjaciółką dziewczynek. Spędza z nimi praktycznie każdą wolną chwilę, opowiadając o swoich przygodach w dalekich krajach i ucząc ich życia. Jest wielbiona i podziwiana za swoją urodę, klasę i obycie w świecie. Wszystko to wygląda jak szkoła marzeń...

Pewnego dnia sielską atmosferę i pozorny porządek panujący na wyspie burzy jednak bezpowrotnie pojawiający się obcy. Nie, nie chodzi o przybysza z Mat-Planety, tylko o hiszpańską dziewczynę, Fiammę (María Valverde), która w nieco tajemniczych okolicznościach przypływa statkiem na wyspę i dołącza do klasy. Fiamma jest inna, piękniejsza, mądrzejsza od Angielek. A w dodatku potrafi skakać do wody z dodatkowym piruetem. Przeczytała już wiele ważnych książek i przemierzyła pół świata. To ona teraz "świeci przykładem", jak zgrabnie określa to pani G. motywując uczennice do cięższej pracy.

Przybycie Fiammy powoduje powstanie tytułowych dziur w -- wydawałoby się -- sprawnie działającej społeczności. Niby nic się nie zmienia, niby wszystko jest jak dotychczas... ale gdzieś zaczyna przeciekać. I luki trzeba załatać, żeby znów wszystko mogło wrócić do dawnego porządku...

Dziwnym nie jest, że dotychczasowa "liderka" dziewczęcej bandy, Di Radfield (Juno Temple) nie może znieść przybyszki. Ale to w końcu normalna, młodzieńcza rywalizacja o "przywództwo stada" połączona ze zrozumiałym lękiem przed utratą swojej pozycji wśród rówieśników. Zagadkowy jest natomiast sposób w jaki przyjazd Fiammy zmienia panią G. Nauczycielka wyraźnie traci wpływ na dzieci, które mimo początkowego wrogiego nastawienia, wydają się coraz bardziej zafascynowane przybyszką. To ona reprezentuje teraz to, co podziwiały wcześniej u swojej pani: doświadczenie i wdzięk, którego same być może nigdy nie będą w stanie zdobyć. Pani G. powoli traci więc autorytet i coraz bardziej zamyka się w sobie, jednocześnie starając się za wszelką cenę uzyskać "aprobatę" i przyjaźń Fiammy, która miałaby przywrócić jej utraconą pozycję.

A potem... Potem dzieje się coraz więcej rzeczy zaskakujących i tajemniczych. O nich jednak nie będę tu wspominał, co by podtrzymać wasze zainteresowanie :>

Cracks jest zjawiskowe wizualnie. Oglądanie tego filmu to hedonistyczna przyjemność. Można tu delektować się sposobem w jaki sfilmowana została wyspa, kontrastem między mrocznymi murami wiktoriańskiego budynku szkoły, bardziej przypominającej więzienie niż ośrodek edukacji, a pięknymi kolorami przyrody: łąk, lasów i polan, przy wszechogarniającej obecności morza. Klimat filmu zmienia się nieustannie, początkowo zimny jak Anglia, przechodzi stopniowo w piknikową atmosferę hiszpańskiej plaży, aby zaraz potem pogrążyć się w niepokojącym mroku, do którego nijak nie pasują piękne przebłyski słońca oświetlające to, czego nie chcielibyśmy oglądać.

Misterium wydaje się być tak ciemne i przerażające, że gdy dochodzi do kulminacji wydarzeń, czujemy się wręcz nieco rozżaleni, że w praktyce historia okazuje się prostsza, niż nakazywała nam to, pobudzana umiejętnie budowaną atmosferą, wyobraźnia.

I to właściwie mój jedyny zarzut do filmu. Nie czytałem powieści na której pani Jordan Scott oparła scenariusz, ale odnosi się wrażenie, że film znacznie upraszcza tę historię i nie pozwala jej ukazać się w pełni, zachwycić nas nie tylko formą, ale i treścią. Mimo to, sposób jej opowiedzenia i atmosfera niczym z Pikniku pod Wiszącą skałą pozwala mieć nadzieję, że oto właśnie mamy do czynienia z kobiecą inkarnacją nie Ridleya Scotta, a właśnie Petera Weira. I czekać niecierpliwie na jej kolejny film.

Z tego co napisałeś wnoszę, że jest jeszcze lepiej - atmosfera jak z Weira, za to strona wizualna odziedziczona po tacie. :) Ciekawe czy będzie u nas w kinach...

Właśnie leciało w Łodzi w ramach Camerimage. A czy dystrybutora znajdzie -- nie wiem. IMDB milczy o Polsce - na razie wiadomo tylko, że film grany będzie w UK, Francji (grudzień 2009) i USA (2010).

Po takiej recenzji ze zdumieniem widzę, że dałeś tylko 6. Rozumiem, że pisząc notkę, trochę koloryzowałeś, żeby i film i notka wypadły lepiej. Ale przy ocenianiu wrócił obiektywizm?

Strasznie ciężko mi ocenić ten film. Na pewno polecam jego obejrzenie, choćby dlatego, że oglądałem go ponad miesiąc temu, a nadal pamiętam większość scen.

Naprawdę świetne są zdjęcia, można dzięki nim wczuć się w tą atmosferę, pobyć tam na tej wyspie razem z bohaterkami filmu, najpierw czujesz się jak u siebie, potem nagle wszystko wydaje się klaustrofobiczne i przerażające...
No więc zdjęcia -- to największy plus.

Tylko 5 dałem za aktorstwo. Bo cały film wydał mi się zagrany sztucznie, z takim teatralnym graniem "bardziej". Może tak miało być. Myślę jednak, że to niezamierzony efekt.

Scenariusz też nie powala.

Reżyserka jakoś to złożyła do kupy i chwała jej za to. Nie mogę tego filmu jednak mimo wszystko nazwać bardzo dobrym.

A mimo to, ciężko mi było "zjechać" Cracks. Czuję do niego nieuzasadnioną sympatię :)

Nie wiem czy cokolwiek wyjaśniłem...

Mnie się z taką atmosferą i typem bohaterek kojarzą już też na stałe "Przekleństwa niewinności".

Zabrzmiało fajnie - kino problemów mniej mnie ostatnio interesuje, a bardziej właśnie klimat, zdjęcia itp.

Dodaj komentarz